- Dialog TAK, dyktatura NIE - pod hasłem pod koniec lipca kolejarze protestowali pod dworcem kolejowym Wrocław Główny. Odnosili się do sytuacji w spółce PKP Cargo, która zapowiedziała zwolnienie ponad 4100 pracowników w imię "niezbędnych oszczędności". Dialogu w Cargo jednak nie widać. Związkowcy do teraz bezskutecznie domagają się, by zaprezentować im cały plan naprawczy, który, według zarządu, ma uzdrowić sytuację firmy. Nie wiedzą, na jakich podstawach wyliczono, że akurat taka skala zwolnień jest konieczna.
Zanim jeszcze ogłoszono zamiar wyrzucenia blisko 1/3 pracowników, dalsze 3 tys. kolejarzy z Cargo było kierowanych na nieświadczenie pracy.
Pod koniec lipca zarząd PKP Cargo dodatkowo upokorzył załogę. Oznajmił mianowicie, że w kasie spółki nie ma pieniędzy na wypłacenie wszystkich składników wynagrodzenia. Spółka oznajmiła, że być może nie będzie w stanie wypłacić odpraw emerytalnych oraz nagród jubileuszowych należnych w lipcu.
Doświadczeni pracownicy, którzy pracowali na kolei po kilkadziesiąt lat, dowiedzieli się, że zamiast otrzymać teraz należne pieniądze, dostaną je w przyszłości (bliżej nieokreślonej).
Na otarcie łez PKP Cargo obiecało, że wypłaci je z odsetkami. Równocześnie jednak zarząd spółki nie przestaje opowiadać, jaki to koszmarny przerost zatrudnienia panuje w firmie. P.o. prezesa zarządu PKP Cargo Marcin Wojewódka posłużył się wręcz określeniem "masakryczny". Wojewódka nie jest też w stanie zagwarantować, że w kolejnych miesiącach PKP Cargo znajdzie środki na wszystkie wynagrodzenia pracowników.
Związki zawodowe domagają się, by pokazać plan naprawczy i dowody tej rzekomej "masakry", a w różnych regionach kraju walczą o zachowanie miejsc pracy. 13 sierpnia protestowała organizacja kolejarskiej solidarności w Zakładzie Południowym PKP Cargo. Domagała się, by nie zwalniać 400 pracowników zatrudnionych dziś w obszarze stacji Żurawica-Medyka. Podczas demonstracji podnoszono, że w powiecie przemyskim, gdzie znajduje się stacja, bezrobocie przekracza 15 proc. Doprawdy trudno sobie wyobrażać, że zwolnionych kolejarzy i ich rodziny czeka cokolwiek innego niż bieda i wykluczenie społeczne.
- Południowy Zakład Spółki obszar stacji Żurawica – Medyka położonego bezpośrednio przy granicy z Ukrainą, gdzie od ponad dwóch lat nieprzerwanie prowadzone są działania wojenne i gdzie pracownicy Spółki obsługujący transporty wojskowe udające się na front odgrywają ważną rolę w strategii obronności kraju. Ponad 1,5 mln uchodźcom, którzy przeszli przez przejście graniczne w Medyce, przez wiele miesięcy udzielali pomocy mieszkańcy tego obszary, w tym pracownicy PKP CARGO S.A. i ich rodziny - czytamy w liście otwartym "Solidarności". I dalej:
Należy zadać pytanie – czy likwidacja miejsc pracy na tym obszarze PKP CARGO S.A. Południowy Zakład Spółki ma być nagrodą za okazane wsparcie społeczności tego Regionu dla rzeszy uchodźców uciekających z objętej konfliktem zbrojnym Ukrainy?
Związkowcy podnoszą, że wyrzucenie wyszkolonych kolejarzy z pracy doprowadzi do tego, iż przejmą ich inni przewoźnicy, także zagraniczni, którzy planują ekspansję na polski rynek przewozów. I jeśli PKP Cargo stanie na nogi, to już tych ludzi nie odzyska, za to będzie mieć poważny problem z konkurencją. Na tyle poważny, że spółka może w ostatecznym rozrachunku zwyczajnie przestać funkcjonować.
Czy takiego "uzdrowienia sytuacji" chce zarząd - i rząd?