Od 9 lutego trwa w Polsce protest rolników. Niedziela 11 lutego była jego trzecim, ale nie ostatnim dniem.
Głównymi postulatami polskich rolników jest zatrzymanie wdrażania unijnego programu „Zielony Ład” oraz całkowite wstrzymanie sprowadzania płodów
rolnych z Ukrainy.
Rolnicy blokują drogi dojazdowe do większych miast czy tak jak we Wrocławiu czy Poznaniu - ulice w samym mieście.
Dlaczego rolnicy protestują?
W tym miejscu warto przypomnieć przyczyny, dla których rolnicy w Polsce oraz w innych krajach Unii Europejskiej postanowili wyjechać na drogi.
Europę albo już zalewają, albo wkrótce zaleją dwie fale taniej, a w dodatku fatalnej jakościowo żywności - z Ukrainy oraz z terenów Mercosuru (kraje z Ameryki Południowej zrzeszone w największej strefie wolnego handlu na kontynencie). Prawdopodobnie już za chwilę dojdą do tego towary z Ameryki Północnej i Australii. Oznacza to, że rolnictwu na terenie EU będzie groziła całkowita likwidacja. W warunkach kapitalistycznej konkurencji nie wytrzyma ono rywalizacji z tanią i nie objętą przepisami Zielonego Ładu żywnością spoza Unii.
Płody rolne produkowane na Ukrainie czy w Ameryce Południowej są tańsze, gdyż nie muszą spełniać wyśrubowanych unijnych norm, z którymi borykają się polscy czy europejscy rolnicy. Tamtejsze agroholdingi rolne - bo mówimy o korporacjach, nie małych lokalnych wytwórcach - nie muszą mierzyć się z rozdętą do granic unijną biurokracją. Nie dotyczą ich standardy i normy jakości wprowadzone w Europie, także te dotyczące ekologii, o której w Europie tyle się mówi. Nie są choćby obłożone opłatami od śladu węglowego, nie ma ograniczeń w stosowaniu nawozów sztucznych.
Można odnieść wrażenie, że unijni decydenci z Brukseli mają za nic bezpieczeństwo żywnościowe obywateli zamieszkujących kraje wspólnoty. Coraz częściej wydaje się również, iż polityka klimatyczna UE nie ma nic wspólnego z rzekomą walką z ociepleniem klimatu, a służy jedynie realizacji interesów grup kapitałowych czy funduszy inwestycyjnych, do których należy większość agroholdingów na Ukrainie oraz w Ameryce Południowej.
Rolnicy blokujący drogi we Wrocławiu, Bydgoszczy, Oławie czy w innych miejscowościach nie walczą tylko we własnym interesie. Oni walczą o bezpieczeństwo żywnościowe NAS WSZYSTKICH. Covidowa pandemia pokazała już nam dobitnie, czym się kończy przeniesienie produkcji na inne kontynenty. Przerabialiśmy już brak maseczek, płynów dezynfekcyjnych czy papieru toaletowego. Przerabialiśmy niepewność, gdy zrywały się łańcuchy dostaw, płaciliśmy więcej za towary, które nagle przestawały być łatwo dostępne.
Pamiętacie Państwo? Strach myśleć co się stanie, gdy podobna sytuacja pozbawi Europejczyków żywności. To nie jest towar luksusowy. To dobro, bez którego nie ma życia! Zawsze będziemy go potrzebować. Powinniśmy mieć je pod ręką, a nie polegać na imporcie z odległych stron i na rynkowej spekulacji.
Dlatego też powinniśmy dziś wspierać rolników w ich walce. To nic, że spóźnimy się do kosmetyczki czy fryzjera, to nic, że w najbliższych dniach
doświadczymy niewygody, stojąc w korkach. Rolnicy są naszą pierwszą - i oby nie jedyną - linią obrony.