Zaczęło się dwa miesiące temu. Burmistrz Dzielnicy Śródmieście odmówił (nie po raz pierwszy, zresztą) gospodarzowi budynku, czyli Fundacji Domu Literatury, przedłużenia umowy najmu pod pretekstem „bardzo ciężkiej sytuacji m.st. Warszawy związanej z brakiem zapewnienia dostatecznych środków finansowych na realizację wszystkich niezbędnych zadań” oraz „kryzysu wywołanego wojną w Ukrainie”. Połączone kamienice Johna i Prażmowskich przy Krakowskim Przedmieściu, gdzie mieści się obecnie DL, odbudowane w latach 40. z własnych środków pisarzy, miały teraz zostać przeznaczone na „cele własne dzielnicy”, co w żargonie urzędniczym oznacza na ogół najem komercyjny. Kiedy jednak organizacje zrzeszone w Fundacji (Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, Związek Literatów Polskich, PEN-CLUB) podjęły szybką i skuteczną kampanię w obronie swojej siedziby, pojawiły się inne uzasadnienia problemu.

Urzędnicy zarzucili im również m.in. „prowadzenie drogiego komercyjnego hotelu i sali konferencyjnej na wynajem w części przeznaczonej na działalność niedochodową”. Kiedy sprawą zajęła się „Wyborcza”, Aldona Machnowska-Góra, wiceprezydentka ds. kultury, zdementowała zamiary likwidacji placówki:

„Na pewno nie ma intencji zmiany przeznaczenia tego budynku. On ma pozostać w obrębie obszaru kultury i mieć funkcję związaną z literaturą i czytelnictwem. Powinien być po prostu lepiej wykorzystany w tym celu niż dziś. Chcielibyśmy, żeby na podobnych prawach mogły z niego korzystać różne inne stowarzyszenia i związki twórcze, a przede wszystkim, żeby prowadzona była działalność dla mieszkańców”.

Medialno-polityczny „konsensus”?

Trudno powiedzieć, na ile te sprzeczności wynikają z nieporozumień pomiędzy samymi urzędnikami, a na ile z prób ratowania wizerunku własnej formacji politycznej przez Machnowską-Górę i burmistrza Ferensa, który nagle zadeklarował wycofanie niepopularnej decyzji dzielnicy. Kiedy tylko sprawa trafiła na pas transmisyjny największych mediów, Rafał Trzaskowski polecił swojemu zastępcy, Tomaszowi Bratkowi, zajęcie się aferą. 19 października doszło do spotkania z przedstawicielami i przedstawicielkami zrzeszonych w Fundacji Domu Literatury organizacji, ale do rozmów miasto zaprosiło również (sic!) dwa inne NGOsy: powstałe w 2019 roku Stowarzyszenie Unia Literacka oraz Stowarzyszenie Tłumaczy Literackich (działające od 2010). Czy to o ich obecność przy Krakowskim Przedmieściu upominała się Machnowska-Góra?

Zresztą nie musiała, bo same się upomniały.

„Nie ma ku temu przeszkód, dziwne jednak, że nasi koledzy, z którymi się dobrze znamy i niejednokrotnie współpracowaliśmy, zaczynają swoją obecność w DL w takich okolicznościach zamiast zwrócić się do nas” – napisała na Facebooku prezeska SPP, Anna Nasiłowska.

Wydaje się zatem, że nie o samo współdzielenie przestrzeni chodzi młodym związkom. „W obecnej formule to miejsce nie wyczerpuje oczekiwań środowisk literackich, które są szersze od organizacji skupionych w fundacji. Młode pokolenie literatów […] Inaczej postrzega rolę literatury w Warszawie i chciałoby mieć miejsce otwarte, tętniące życiem, być może nie z obecną restauracją na dole, ale świetną księgarnią połączoną z kawiarnią, w której będą się odbywały odczyty, spotkania autorskie itd. My tę wizję absolutnie popieramy” – powiedział Bratek po pierwszym spotkaniu negocjacyjnym. Media z urzędnikami i Unią Literacką odtrąbiły sukces: jest porozumienie! DL zostaje (na wciąż niejasnych zasadach) na dwuletni okres przejściowy, w trakcie którego zespół roboczy, złożony z reprezentantów pięciu organizacji oraz władz miasta i dzielnicy, wypracuje nową formułę funkcjonowania miejsca. Przy czym SUL i STL wystąpiły z postulatem przekształcenia Domu Literatury w miejską instytucję kultury, co spotkało się z entuzjazmem samorządowców.

Nie podzielają go raczej dotychczasowi gospodarze DL. W podpisanym przez 115 osób liście, który złożyli 26 października Rafałowi Trzaskowskiemu, domagają się „znalezienia rozwiązania respektującego zasady niezależności i samorządności w kulturze”, jakie gwarantowała dotychczasowa formuła funkcjonowania pod zarządem Fundacji.

3 listopada w obronę zaangażowało się Razem. Na konferencji prasowej przed Domem Literatury Magdalena Biejat, Paulina Matysiak i Adrian Zandberg poinformowali o interwencji u Trzaskowskiego i zapowiedzieli przekazanie sprawy do sejmowej Komisji Kultury. Kilka godzin później władze miasta ostatecznie zadeklarowały przedłużenie literatom umowy najmu na okres przejściowy dwóch lat.

Oświadczenie Unii Literackiej

Dodatkowy niepokój wzbudziło wydane tuż po pierwszym spotkaniu z miastem oświadczenie Unii Literackiej, które duża część środowisk uznała za przejaw ignorancji i arogancji, a wręcz „bucerstwa” członków zarządu SUL-u. Dokument, zapowiadający przyszłą współpracę ze związkami gospodarującymi Domem Literatury, nie zostawia bowiem na nich niemal suchej nitki.  



„Mieliśmy […] i mamy nadal głębokie przekonanie, że instytucja ta nie powinna trwać w obecnym kształcie. Czemu? »Dom Literatury to miejsce o trudnym do przecenienia znaczeniu dla polskiej kultury.« – czytamy w artykule. […] Wbrew alarmującym głosom w mediach społecznościowych nie jest to i nie było od lat »ważne miejsce na mapie kulturalnej Warszawie« a z pewnością nie »miejsce tętniące życiem i kulturą«” – czytamy w oświadczeniu, którego autorzy powołują się na raptem „jedenaście wydarzeń dla dorosłych i osiem dla dzieci” zorganizowanych tu od początku 2022 roku, zgodnie z informacjami widniejącymi na stronie Fundacji DL.


Zarząd Unii nie tylko wykazał się pogardliwym tonem wobec przyszłych partnerów, ale zdaje się celowo manipulować pewnymi faktami, które dementuje Anna Nasiłowska: „Tłumaczyłam kolegom, że szukanie wydarzeń na stronach administratora budynku czyli Fundacji to błąd. Fundacja jest od innych rzeczy jak remonty, sprzątanie czy organizacja pracy recepcji”. Informacje o działalności znajdują się na witrynach poszczególnych związków i zarząd SUL-u nie mógł o tym nie wiedzieć. Co ciekawe, na stronie stowarzyszenia, występującego w charakterze oskarżyciela i arbitra jednocześnie, nie ma żadnych wydarzeń, bo sam SUL – jak donoszą członkowie – w ogóle się tym nie zajmuje.   

Ważniejsze jednak okazują się wysuwane przez SUL postulaty: wspomniane już powołanie nowej miejskiej instytucji kultury (z rozpisanym konkursem na dyrektora), przeniesienie zbiorów archiwalnych do Biblioteki Narodowej (czy chodzi o fenomenalną na skalę ogólnokrajową Bibliotekę Donacji Pisarzy Polskich, istniejącą tu od 1950 roku i kompletującą teczki z wycinkami prasowymi dla każdego pisarza/pisarki?), utworzenie niezależnej księgarnio-kawiarni z programem kulturalnym w miejsce obecnej komercyjnej restauracji, przekształcenie pokojów hotelowych w bazę istniejącego już warszawskiego programu rezydencji literackich (obecnie tworzonego przez UL i STL wspólnie z SDK jako organizatorem z ramienia miasta), zreformowanie Nagrody Literackiej Miasta Warszawy i powiązanie jej z Domem Literatury czy współpraca z celebryckim Big Book Festivalem.

W odpowiedzi na te pomysły – w wielu środowiskach literackich zawrzało, również w tych niezrzeszonych w Fundacji DL. 

Młode wilki z SUL

Unia Literacka ukonstytuowała się prawnie w 2019 roku. Przewodzi jej Jacek Dehnel, obok którego w zarządzie zasiadają Małgorzata Gutowska-Adamczyk i Zygmunt Miłoszewski, a we władzach również m.in. Sylwia Chutnik, Grażyna Plebanek i Klementyna Suchanow. Wśród członkiń są także Olga Tokarczuk czy Jerzy Sosnowski. Wśród celów działalności statut na pierwszym miejscu wymienia „reprezentowanie interesów twórców i twórczyń literatury oraz poszczególnych członków Stowarzyszenia […] zwłaszcza w zakresie praw autorskich” oraz „obronę [ich] własności intelektualnej”. Zgodnie z opublikowaną listą członkowską do Unii należy… 116 osób z całej Polski. Trochę chyba przestrzelił zatem rzecznik Śródmieścia, twierdząc, że dzięki doproszeniu SUL-u do współkształtowania Domu Literatury placówka ta stanie się „otwarta na wszystkich twórców i to przy udziale połączonych sił całego środowiska literackiego Warszawy”. Stowarzyszenie reprezentuje bowiem własne interesy wąskiego grona literackiej wierchuszki.   

Po oświadczeniu SUL-u w sieci więc zawrzało. Organizacji całkowicie niereprezentatywnej dla większości środowiska, opierającej się za to na najbardziej poczytnych nazwiskach, zarzucono próbę uwłaszczenia się na swojej pozycji i przejęcia kontroli – w sojuszu z miastem – nad warszawskim życiem literackim. „No chodzi przecież o to, żeby wyrzucić bibliotekę (i tym samym wyrzucić pracujące w niej osoby), a państwo z unii z[r]obią sobie tam gabinety” – pisze poeta Marcin Sendecki. Piotr Paziński dodaje: „zdaje się, że jeszcze idzie o to, żeby położyć rękę na warszawskiej nagrodzie literackiej, no i pomóc znajomym z BigBooka, no bo czemu nie?”. Zareagowała również Justyna Sobolewska, jurorka warszawskiej nagrody: „A co ma do tego wszystkiego Nagroda Literacka m.st. Warszawy, bo nie rozumiem. Została zreformowana i radzi sobie coraz lepiej […], i co ważne zapewnia honoraria wszystkim nominowanym”.

Pojawienie się w tej grze Unii Literackiej, która wjeżdża nagle cała na biało, aby zbawić warszawską literaturę, zakrawa więc na typową ustawkę polityczną. Po pierwsze, SUL wraz z STL od samego niemal początku skutecznie dilują z władzami stolicy, organizując program rezydencji dla twórców z Ukrainy i Białorusi, finansowany za pośrednictwem Staromiejskiego Domu Kultury (znany mechanizm przepuszczania środków przez instytucje miejskie, aby ominąć procedurę konkursową). Po drugie, jak mówi Joanna Mueller-Liczner, poetka, krytyczka, była członkini UL: „już na spotkaniu założycielskim była mowa o tym, że jest tyle smakowitych pałacyków i kamienic, gdzie działają »jakieś tam dziadki z zakurzonych związków«, i że warto by te miejsca przejąć – o Domu Literatury jako o celu była mowa już wtedy, ale myślałam, że to taki żart. Dobrze, że wyniosłam się z SUL-u rychło w czas”. Po trzecie, jak ujawnia dalej poetka, stowarzyszenie nie zaakceptowało wniosków o usunięcie z listy wielu członkiń i członków, którzy rzucili legitymacjami „po akcjach układania się SUL-u z nowym dyrektorem SDK” (czyli po tym, jak wierchuszka organizacji wsparła blisko powiązanego z władzami miasta dyrektora Marcina Jasińskiego w jego konflikcie z pracownikami, a w efekcie – w zwolnieniach i likwidacji dotychczasowej działalności literackiej, o czym zapewne jeszcze przyjdzie szerzej napisać innym razem). Wykreśleń dokonano dopiero w ostatnich dniach, czyli wiele miesięcy od złożonych rezygnacji, po upublicznieniu sprawy przez Mueller.  

Nowy Dom Literatury

Pewna reforma Domu Literatury mogłaby przynieść pozytywne skutki w zakresie poszerzenia oferty programowej o nowych twórców i środowiska, realizujące odmienne poetyki, idee, założenia, zajmujące się na przykład lewicową poezją zaangażowaną. Jednak środowiska te pozostają często nieformalnymi kolektywami, a chociaż władza od dawna deklaruje chęć współpracy z takimi grupami, najczęściej cynicznie pomija je w swoich politycznych rachubach. Co więcej, warunkiem jakichkolwiek sprawiedliwych przekształceń w obecnej sytuacji jest zarówno samorządność działających w DL środowisk, jak i stałe ich finansowanie ze strony miasta, bez konieczności uprawiania materialnej woltyżerki przez organizacje zmuszone do płacenia 350-tysięcznego czynszu rocznie (na który idą zyski z komercyjnej działalności restauracji oraz wynajmu pokoi hotelowych). A te dwa warunki wydają się nie do pogodzenia w ramach uniwersum warszawskiej polityki kulturalnej.

Władze lokalne mają, co prawda, pewne narzędzia do tworzenia stosunkowo partycypacyjnych, demokratycznych ośrodków. Obecna ustawa o prowadzeniu działalności kulturalnej pozwala powierzyć zarządzanie placówką innej osobie prawnej (na okres co najmniej trzech lat) lub współtworzyć instytucję z innym podmiotem na podstawie umowy regulującej treść statutu oraz sposób powoływania dyrektora.

Przekształcenie Domu Literatury w nową, niezależną miejską instytucję ze stałym budżetem mogłoby być zatem najlepszym rozwiązaniem – ale raczej nie będzie. W platformerskiej polityce, opartej na paternalistyczno-klientelistycznym modelu zarządzania kulturą, stanowiłoby to ewenement i nie ma się co łudzić, że w tym przypadku będzie inaczej. Spodziewajmy się raczej kolejnego kroku na drodze przejmowania i centralizowania działalności kulturalnej w stolicy.

Tutejsze PO bowiem podporządkowuje sobie kolejne instytucje, powołując blisko związanych z własną frakcją dyrektorów (jak w Staromiejskim Domu Kultury czy Ursynowskim Centrum Kultury „Alternatywy”) lub po prostu likwidując działalność placówek, których szefowie stawiają opór dominującej polityce (jak Biennale Warszawa). Posunięcia te służą zarówno promowaniu liberalnej narracji, jak i przepuszczaniu kasy na sojuszników politycznych (SDK w 2021 roku dorzucił Fundacji Olgi Tokarczuk 76 tys. na Festiwal Góry Literatury) oraz pozbawianiu środków finansowych oponentów.  


Jeśli dojdzie do powstania nowej instytucji, jej dyrektorem zostanie zapewne ktoś z kręgów SUL-u, posłuszny PO „menedżer zmiany” lub jakiś miejski spadochroniarz. Bo przyszłość DL zależy od doraźnych interesów politycznych Aldony Machnowskiej-Góry, Rafała Trzaskowskiego i dyrektora Biura Kultury, Artura Jóźwika, karnie wykonującego polecenia tej władzy. Władzy, która coraz silniej uwłaszcza się na instytucjach, budowanych długimi latami przez pracowników i twórczynie, ignorując przy tym głos społeczny odbiorców i odbiorczyń kultury. Wreszcie władzy, która przejęła już większość baniek lewicowych, głosujących na nią jako na „There Is No Alternative” warszawskiej polityki społeczno-kulturalnej.

Przy całej tej posępnej diagnozie, życzę obecnym gospodarzom skutecznego oporu w walce o swój Dom i wynegocjowania takiego modelu przyszłej instytucji, który zapewni maksimum autonomii i samorządności literackim środowiskom twórczym.