Teatr Powszechny w Łodzi licytuje dwuosobowe zaproszenia na spektakle, Dom Kultury Świt w Warszawie zaprasza do zakupu skoków z wieżowca, Fundacja Wisławy Szymborskiej oferuje weekend w krakowskim mieszkaniu poetki, „Przekrój” przeznacza rysunek Raczkowskiego i roczną prenumeratę, Bunkier Sztuki w Krakowie przekazuje pakiet katalogów z autografami artystów, a w Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni powołano sztab orkiestrowy. Ale pomysły na aukcje bywają coraz bardziej wyszukane: Jan Holoubek proponuje udział w scenie zbiorowej serialu Rojst: Millenium, a Andrzej Grabowski odkurzy mieszkanie w dowolnym miejscu w Polsce.



Spektakl kultury, kultura spektaklu

Tuż przed 31 finałem Orkiestry do kin trafił Fenomen – film dokumentalny o Owsiaku i jego działalności, wyprodukowany przez Dominikę Kulczyk. „Moim zdaniem wciąż brakuje w Polsce dokumentów na temat ważnych postaci, które swoją postawą i swoim życiem pokazują ogromną moc do zmieniania naszej rzeczywistości” – mówi miliarderka.

Twórcy i menedżerowie liberalnej kultury po raz kolejny ścigają się na koncepty uczestnictwa w wielkim, narodowym show, serwowanym przez fundację Owsiaka. Tak naprawdę nakręcają jednak spektakl, obsadzając siebie w jego głównych rolach. A spektakl niczego nie zmienia, jego logiką rządzi symulacja: jedyną sprawczością pozostaje tu uprawomocnienie panującego systemu, czyli mechanizmów podporządkowywania wszystkich sfer życia i dóbr wspólnych – kapitałowi. Nawet hołubiony przez lewicowych inteligentów zespół Hańba!, który manifestuje w wykonywanych tekstach wartości robotnicze, 29 stycznia ze sceny WOŚP będzie legitymizował dobroczynność sponsorów akcji, znanych m.in. z nielegalnych nagonek na działaczy związkowych. Istny karnawał à rebours, w którym „kłamstwo samo się okłamuje”.    

Julian Tuwim pisał niegdyś, że

„filantrop to człowiek, który publicznie zwraca bliźniemu drobną cząstkę tego, co mu ukradł prywatnie”.

Łukasz Moll proponuje pojęcie WOŚPwashingu:

to „zjawisko analogiczne do innych form marketingowych, przy pomocy których kapitał pierze swoje sumienia (patrz: greenwashing, pinkwashing, leanwashing, queerbaiting, virtue signalling). Polega na manifestowaniu dobrego serduszka przez korporacje, milionerów, celebrytów, oszustów podatkowych, wyzyskiwaczy zatrudniających za głodowe pensje, liberałów gospodarczych i inne uprzywilejowane grupy aktywnie działające na rzecz demontażu opiekuńczych funkcji państwa”.


Lekarzu, ulecz się sam…

Liberalno-lewicowa obrona WOŚP wiąże się na ogół z kilkoma argumentami. Po pierwsze, tworzy przeciwwagę dla prawicowych hejtów na lidera akcji. Po drugie, odwołuje się do szczytnego, społecznego impulsu pomocy, współdziałania, kolektywnej, oddolnej odpowiedzialności za los słabszych. Po trzecie, próbuje wykazać korzyści płynące z doraźnego kompromisu i sojuszu z wielkim biznesem: kapitalizm kapitalizmem, ale lepiej przecież przymknąć czasem oko na niegodziwości systemu za cenę uratowania komuś życia. W rezultacie stajemy się zakładnikami pewnego biopolitycznego szantażu: krytykujesz WOŚP – przyczyniasz się do śmierci pacjentów, którzy skorzystaliby na powszechnej zbiórce.

Może się jednak okazać, że jest wręcz odwrotnie.

Że kwestie etyczne, o dziwo, nieco inaczej przekładają się na ekonomię. WOŚP od lat urządza wielki festiwal kapitału na cześć siebie samego, promując firmy, które płacą minimalne podatki w Polsce, bo kombinują przy optymalizacji kosztów, lub nie płacą ich wcale, bo korzystają z rajów podatkowych (jak przez wiele lat firma LPP). Obok nich w roli superbohaterów polskiej filantropii występują marki, które zasłynęły niedawno z nielegalnych zwolnień chronionych związkowców, m.in. mBank czy Lidl. O poprawę warunków pracy i wynagradzania biją się od pewnego czasu członkowie komisji zakładowej Związkowej Alternatywy przy TVN – kolejnym gigancie, lansującym się na ściepie Owsiaka.

W 2022 r. WOŚP uzbierał raptem 224 mln zł, na wydatki służby zdrowia przeznaczono ponad 133 mld. Nobilitowanie firm, które zubożają publiczne nakłady na leczenie (czy to przez unikanie podatków, czy przez głodowe pensje pracownicze i równie opłakane składki odprowadzane do budżetu) – tylko pogłębia ten deficyt, usprawiedliwiając pasożytnicze działania biznesu. Koszty tej zabawy wizerunkowej mogą być znacznie większe niż zyski wypracowane dla szpitali przez WOŚP.

Slavoj Žižek stwierdził kiedyś, że kapitalizm potrafi obrócić każdą ideę w towar, samemu występując przy tym w roli filantropa i obrońcy uciśnionych. W efekcie dochodzi do paradoksalnej sytuacji, w której receptą na kapitalizm (odpowiedzialny za biedę, nierówności i degradację naturalną) ma być… jeszcze więcej kapitalizmu! Zgodnie z obłędną logiką: czym się strułeś, tym się lecz. Kiedy odrzucamy perspektywę antagonizmu między wykluczonymi a uprzywilejowanymi, okazuje się, że żyjemy w świecie, w którym Bill Gates jest największym humanitarystą, walczącym z ubóstwem.  

Nie od dziś wiadomo też, że lobby liberalnej klasy średniej wywiera znaczącą presję na politykę państwa. A Owsiak w imię partykularnych interesów dołącza do orkiestry ubolewań nad zwiększonym oskładkowaniem najwyższych zarobków: „Rok temu rząd uniemożliwił najbogatszym Polakom zarobionym na etacie odpisywanie składek zdrowotnych od wymiaru opodatkowania. Owsiak się wówczas zagotował. W wywiadzie dla Onetu mówił: »Moja księgowa policzyła, że będę miał 1,1 tys. zł mniej pensji, z mojego wynagrodzenia. Nie wiem, dlaczego, bo nikomu nic nie zrobiłem. I pracuję uczciwie«. Owsiak dodał, że ma wrażenie, że jego pensja trafi do tych, »którym nie chce się pracować i liczą na to, że dostaną znowu jakieś pieniądze od państwa«” – zauważa Jan Śpiewak.

Nie bez znaczenia pozostają tu zarobki samego Owsiaka, który deklaruje, że jako prezes spółki Złoty Melon, powołanej przy WOŚP, wyciąga 10 tys. miesięcznie netto. Dochodzą do tego apanaże za spotkania, wykłady czy szkolenia, jakie lider Orkiestry monetyzuje dzięki swojemu kapitałowi społecznemu, co według portali internetowych daje mu w sumie ok. 15-20 tys. netto. Śpiewak wylicza samą etatową pensję Owsiaka na ok. 25 tys., co plasuje szefa WOŚP w gronie najbogatszych Polaków. A jednak jako typowy przedstawiciel fajnopolactwa orkiestrowy Jurek spina się i stawia opór, kiedy ma wesprzeć usługi publiczne składką tysiąca złotych. „Czuję się ograbiony. Nie wiem, co komu zrobiłem, że tak mi wyrwano te pieniądze” – mówi o reformie podatkowej, która zasili budżet NFZ kwotą kilkadziesiąt razy większą niż jego zbiórki.  
 
Wcześniej guru naprawiaczy służby zdrowia imputował, że niezwykle potrzebny jest jej „plan Balcerowicza. Bolesne, krwawiące cięcie”, bo bezmyślnie „gdzieś wpompowaliśmy sobie w świadomość, że służba zdrowia jest bezpłatna i dla wszystkich”. Toteż Owsiak daje pole nie tylko sławetnym spacerom z Balcerowiczem, ale też obiadom z Tuskiem, rejsom po Wiśle z Trzaskowskim i spotkaniom z innymi politykami frakcji odpowiedzialnej za korozję systemu lecznictwa.


Obrona żebractwa

Wiele lat temu w warszawskich środkach komunikacji miejskiej przeprowadzano kampanię „Pomagam, nie daję”, wymierzoną w żebractwo. W tym samym czasie ta sama liberalna władza samorządowa dumnie nosiła orkiestrowe, biało-czerwone serduszka w klapach swoich wypasionych marynarek. Niedawno podobną akcję urządzał wspierający Orkiestrę gdański Ratusz: „Okaż serce... nie dawaj pieniędzy osobie żebrzącej na ulicy, bo tam zostanie! Pomagaj mądrze!”.

Żebractwo jest brudne, śmierdzące, niemoralne. Roznosi zarazki, uchyla się od pracy, wywołuje lęk i obrzydzenie. Co innego dziecięctwo – czyste, niewinne, jasne. Ma wszystkie te przymioty, które najbardziej chcielibyśmy ocalić. Dziecko jest produktem kulturowej ikonografii kapitalizmu, a jego obraz – łatwo sprzedajnym towarem. Pod wizerunkiem dziecka, dla dziecka, w imię dziecka – spieniężyć można tak naprawdę niemal wszystko. W obliczu dziecka łagodnieje każda bestia, Leszek Balcerowicz okazuje się empatycznym staruszkiem, a jagnię śpi przy wilku.

Kinderystyczną ikonografią WOŚP posługiwała się od zarania swoich zrzutek, reprodukując mechanizm, zgodnie z którym liberalne państwo i społeczeństwo jednym potrzebującym przyznają prawo do pomocy, innym odmawiają. Kryterium wydaje się tu kwestia widzialności: pomoc musi być powszechnie widoczna, spektakularna, zapośredniczona przez odpowiednie środki masowego przekazu i kontrolowana przez władzę, ma wytwarzać dodatkową wartość i relegować z publicznej sfery wizualnej obrazy, których nie chcemy oglądać, czyli reprezentacje społecznego ubóstwa. Kiedy bieda pojawia się na ulicach Trójmiasta w sezonie turystycznym, natychmiast musi zostać usunięta z pola widzenia i skoszarowana w odpowiednich ośrodkach. „Świetlica, a nie ulica!” – zgodnie rymują gdańscy urzędnicy.  

Przypomina się tutaj słynny wiersz Andrzeja Bursy Obrona żebractwa – z powodzeniem można go zadedykować wszystkim kampanierom liberalnej charytatywności, którzy głośno pogardzają nędzarzami i nierobami:



Uważa pan że żebrakom nie należy dawać jałmużny…
że większość z nich mogłaby pracować
pracować… dobre mi sobie
[…]
ależ oni pracują drogi panie jak jeszcze…
za jakikolwiek datek o każdej porze dostarczają nam emocji czystej i nie sfałszowanej…
oni nie jedzą drewnianego chleba…
nie markują (słowo godne waszej kultury) śmierci jak w waszych teatrach…
ale grają całym ciałem wystawionym na mróz skwar i ulewę […]
to wy nie pracujecie…
co pan dziś robił panie literacie…
jaki jest twój „zawód” konferansjerku…
[…]
za co chleje twój reżyser................?
[…]
jak wy w ogóle wyglądacie?



Rozpędzona maszyneria Wielkiej Orkiestry porusza więc rozmaite tryby rzeczywistości, sięgając też po kulturę, która w społeczeństwach kapitalistycznych pełni na ogół albo funkcję odświętnej rozrywki klasy średniej, albo samozwrotnej wartości inteligenckiej. Dzięki takim akcjom charytatywnym, jak WOŚP, kultura ta może wreszcie pozorować własną misję i pożyteczność w świecie urządzonym przez spektakl.