O tym, jak faszyści zdobyli władzę w przedwojennych Włoszech, dlaczego ruchowi robotniczemu i demokratom nie udało się powstrzymać ich na czas, a także o tym, dlaczego we współczesnych Włoszech można być neofaszystą i wygrać wybory - Małgorzata Kulbaczewska-Figat rozmawia z Davidem Broderem, ekspertem od polityki włoskiej, redaktorem magazynu Jacobin.
W setną rocznicę Marszu na Rzym, co symboliczne, neofaszystowska partia tworzy rząd Włoch. Zanim jednak przyjrzymy się bliżej historycznym paralelom, odpowiedzmy sobie na podstawowe pytanie: dlaczego historia tak się potoczyła? Lata poprzedzające go, „dwa czerwone lata”, to czas pełen socjalistycznych wystąpień i strajków. Dlaczego w ostatecznym rozrachunku zwyciężyli faszyści?
Myślę, że cała historia musi być umieszczona w kontekście końca I wojny światowej. Włochy były po zwycięskiej stronie, choć nie osiągnęły większych zdobyczy terytorialnych, a sama wojna wiązała się z ogromną mobilizacją włoskiego społeczeństwa, w okresie, w którym powstała również prawdziwie masowa polityka. Dopiero w 1913 roku we Włoszech po raz pierwszy odbyły się wybory powszechne, w których prawo głosu mieli wszyscy mężczyźni. Ta kombinacja czynników stworzyła ogromną presję na zmiany w społeczeństwie – jeśli mobilizuje się miliony ludzi, to ludzie ci zaczynają domagać się większego wpływu na to, jak społeczeństwo jest zarządzane.
W okopach spotkali się chłopi i robotnicy z różnych części Włoch – to było niesamowicie upolityczniające doświadczenie. Zarówno w ruchu socjalistycznym, jak i faszystowskim pojawiło się nowe pokolenie przywódców, ludzi z doświadczeniem wojennym. Przedwojenne Włochy były rządzone przez wąską elitę, parlament był swoistym zbiorem lokalnych „grubych ryb”, przedstawicieli lokalnych biznesów, nie miejscem, gdzie zasiadały partie o szerokim poparciu. I nagle z takiego systemu Włochy przeszły do czegoś bliskiego demokracji masowej.
Po I wojnie światowej pierwsze wybory wygrała Partia Socjalistyczna – partia, która dołączyła o Międzynarodówki Komunistycznej, z rewolucyjnym programem. Ale chociaż jej liderzy mówili nawet o ustanowieniu we Włoszech rządów rad robotniczych na wzór radziecki, ale nie było mowy o jakiejś strategii, centralnym przywództwie. Świadczą o tym zresztą wydarzenia z lat 1919 i 1920, o których wspomniałaś. Doszło wtedy do serii strajków i okupacji fabryk, a także okupacji ziemi czy nawet buntów wśród żołnierzy, ale Partia Socjalistyczna nie zdołała zapewnić temu przywództwa, które przekształciłoby ten ruch w projekt rewolucyjny, chociaż jej tożsamość i retoryka niewątpliwie była rewolucyjna.
W tym samym czasie faszyści zaczęli organizować grupy zbrojne składające się z weteranów wojennych i studentów, a właściciele ziemscy, szczególnie w takich regionach jak Emilia Romagna, gdzie silne były ruchy chłopskie, zaczęli zatrudniać faszystów jako „osiłków” rozbijających protesty chłopskie czy robotnicze. Dodam jeszcze, że w latach 1919-1920, siły paramilitarne działały na pograniczu włosko-jugosłowiańskim, walcząc o terytorium. Bardzo znana jest historia Gabriele D’Annunzio, który na czele takiej paramilitarnej grupy weteranów wojennych zajął Fiume (obecnie to chorwacka Rijeka).
We Włoszech doszło do wybuchu konfliktu społecznego, którego państwo nie było w stanie opanować. Jednak lewica nie miała żadnego przywództwa (lub miała bardzo słabe), podczas gdy siły skrajnej prawicy, kierowane przez Mussoliniego, zaczęły stawać się prawdziwą siłą zbrojną, niezależną od państwa, narzucającą „porządek” na swój sposób. Marsz na Rzym jest zakończeniem tego procesu – po nim nastąpiło połączenie sił paramilitarnych bezpośrednio z państwem i wejście Mussoliniego do rządu.
Choć zdarzały się znaczące przypadki zbrojnego oporu, ruch robotniczy okazał się niezdolny do konkurowania z ruchem faszystowskim, jeśli chodzi o siłę militarną i koordynację działań w miastach i regionach. Oddziały faszystowskie, „czarne koszule”, przemieszczały się z miasta do miasta, rozbijając lokalną administrację, niszcząc instytucje i ośrodki ruchu robotniczego. Partia Socjalistyczna, a od 1921 r. odrębna Partia Komunistyczna, nie była gotowa na taką konfrontację.
Faszyści mogli przejąć władzę we Włoszech dzięki poparciu klas rządzących, właścicieli ziemskich, monarchii. Czy ich ruch zyskał kiedykolwiek prawdziwie masowe poparcie?
Trudno dokładnie powiedzieć, jakie dokładnie poparcie mieli faszyści przed wejściem do rządu. W każdym razie ich baza wyborcza była bardzo mała.
Kiedy 28 października 1922 r. ruch faszystowski przejął kierownictwo rządu narodowego, miał tylko 35 posłów w parlamencie. Większość „koalicji narodowej” za Mussolinim składała się z liberałów różnego typu, konserwatywnych nacjonalistów, popularnych sił katolickich. Niekoniecznie powstała ona pod wpływem impulsu lub pod kierunkiem sił klasy rządzącej, ale z pewnością była przez nie podtrzymywana. To, co zaczęło się od wykorzystania przez właścicieli ziemskich faszystów jako rozbijaczy ruchu chłopskiego, ostatecznie przerodziło się w próbę instytucjonalnego kompromisu z faszyzmem i Mussolinim poprzez wprowadzenie go do rządu. Ponadto, gdy Mussolini został już premierem, przez długi czas prowadził liberalną politykę ekonomiczną, tłumił ruch robotniczy, opowiadał się za oszczędnościami w finansach publicznych. To również dlatego na początku jego rządów takie poważne pisma jak The Economist czy The Times bardzo go chwaliły. Za to, że realizował, przy pomocy autorytarnej władzy, ortodoksyjny program ekonomicznych liberałów. Winston Churchill wypowiadał się przychylnie o zdławieniu przez Mussoliniego potężnego niegdyś ruchu robotniczego.
Jest bardzo dobra nowa książka The Capital Order, autorstwa Clary Mattei, która pokazuje, jak wczesny faszyzm kierował się liberalnymi zasadami ekonomicznymi. Nie było mowy o przejmowaniu gospodarki przez państwo. Faszyzm może i dokonał pewnych korekt, koordynacji w strategicznych branżach, ale nie obalił porządku gospodarczego. Przeprowadzał masowe prywatyzacje.
Faktem jest, że istniało pewne poparcie klasy robotniczej dla ruchu faszystowskiego przed przejęciem przez niego władzy. Nie wszyscy robotnicy utożsamiali się z ruchem robotniczym czy z lewicowymi partiami, chociaż Partia Socjalistyczna miała bardzo silne poparcie klasy pracującej, a główny opór wobec rosnącego faszyzmu pochodził bez wątpienia ze strony zorganizowanego ruchu robotniczego. Niemniej jednak takie wsparcie, lub jego brak, nie było kluczem do powstania faszyzmu.
Prawdziwym problemem było to, że część ruchu robotniczego w obliczu zagrożenia rozbroiła resztę. W szczególności prawe skrzydło Partii Socjalistycznej poparło instytucjonalny kompromis, w którym pośredniczył przywódca liberałów Ivanoe Bonomi, którego efektem był tak zwany „Pakt Pacyfikacyjny” z 1921 roku. Na mocy paktu faszyści i socjaliści zgodzili się złożyć broń, ale porozumienie było respektowane w praktyce tylko przez słabszą, lewicową stronę. Faszyści nie rozbroili się.
Czy po przejęciu władzy przez Mussoliniego i zaprzysiężeniu go na premiera istniała jeszcze szansa na uczynienie Włoch z powrotem krajem demokratycznym?
Przez pierwsze cztery lata, do 1926 roku, istniały jeszcze elementy demokratycznej opozycji. W parlamencie wciąż istniały partie opozycyjne. Wybory z 1924 roku były przedmiotem fałszerstw i zastraszania, ale nie zostały całkowicie sfałszowane. Jednym z najsłynniejszych przypadków opozycji parlamentarnej były wystąpienia Giacomo Matteottiego, posła-socjalisty reformisty, który potępił sfałszowanie wyborów, a następnie został zamordowany przez „Czarne Koszule”. To był największy kryzys rządów Mussoliniego, zanim zdołał on skonsolidować władzę.
W tym momencie Partia Komunistyczna i w mniejszym stopniu Partia Socjalistyczna opowiedziały się za poważną akcją mającą na celu obalenie rządu. Komuniści próbowali nakłonić partie opozycyjne do zwołania strajku generalnego. Ale liberałowie i bardziej konserwatywne siły, chadecy, nie chcieli iść tą drogą. Szukali pokojowych i konstytucyjnych sposobów wyjścia z kryzysu, mając nadzieję, że król zdymisjonuje Mussoliniego – co jednak nie nastąpiło.
Tak więc nawet po tym, jak Mussolini został szefem rządu, walka trwała. Znów jednak brakowało spójnego przywództwa. Myślę, że wiele bitew zostało przegranych już przed przejęciem władzy przez faszystów. Tysiące ludzi zostało zabitych w samym momencie przejęcia władzy przez faszystów, a po tym wydarzeniu Mussolini podejmował kolejne kroki w celu zmiażdżenia partii opozycyjnych. Kierownictwo partii komunistycznej zostało aresztowane w styczniu i lutym 1923 roku, choć trzeba zastrzec, że nawet jego liderów sądy uniewinniały – ich niezależność jeszcze nie była fikcją. Jednak partia, która przetrwała jako podziemna organizacja opozycyjna z kilkoma tysiącami członków, to była bardzo słaba. Inną grupą opozycyjną byli antyfaszystowscy intelektualiści – Benedetto Croce, który głosował za wotum zaufania dla pierwszego rządu Mussoliniego, a następnie był autorem ich manifestu. Ale opozycja była bardzo słaba i podlegała represjom, więzieniu i wygnaniu.
Jakie klasy społeczne były filarami reżimu w kolejnych latach?
I znów odpowiedź nie będzie prosta. W faszystowskim państwie nie było możliwości demokratycznego wyrażania poglądów i woli, więc możemy sięgnąć jedynie do poszlak. Wiemy, że poparcie elit dla Mussoliniego istniało. Jeśli chodzi o masy, niektórzy historycy, jak Renzo Felice, mówią o okresie przyzwolenia na trwanie reżimu w latach trzydziestych. Jednak przyzwolenie to można też rozumieć jako bierny konformizm – ludziom nie pozwalano działać inaczej ani na poważnie wysuwać alternatywnych żądań czy projektów. Oczywiście reżim cieszył się poparciem tych warstw społecznych, które czerpały z niego największe korzyści – mianowicie elementów włoskiej klasy kapitalistycznej, które skorzystały na stłumienia ruchów robotniczych. Siły te odegrały kluczową rolę zarówno w utrzymaniu Mussoliniego u władzy, jak i w jego ostatecznym upadku.
Faszystowskie podejście do polityki masowej polegało zasadniczo na organizowaniu mas w ramach struktur budowanych odgórnie, bez jakiejkolwiek autonomii. Zniszczono istniejące wcześniej instytucje robotnicze i chłopskie, i dotyczy to nie tylko ruchów „czerwonych”, ale także chrześcijańsko-demokratycznego ruchu chłopskiego. Spontaniczna polityka masowa została zastąpiona programami działalności społecznej i kulturalnej, a także świadczeniami, jak Dopolavoro, które mogli otrzymywać robotnicy. Państwo proponowało też pewne formy spędzania wolnego czasu. Poprzez takie działania reżim zabiegał o powszechne uczestnictwo. Jednocześnie jego polityka obejmowała nie tylko surowe represje, ale także politykę oszczędności, więc tak naprawdę nie możemy mówić o żadnym wzroście poziomu życia w faszystowskich Włoszech. To, co udało się zrobić reżimowi, to zjednoczyć pod swoim kierownictwem większość istniejącego wcześniej aparatu państwowego, zapewnić sobie współpracę monarchii i kościoła, jednocześnie tłumiąc wszelkie autonomiczne przejawy polityki masowej.
W rezultacie system Mussoliniego zaczął zmierzać ku poważnemu kryzysowi dopiero podczas II wojny światowej, a konkretnie wtedy, gdy Włochy zaczęły przegrywać.
Jak doszło do końca reżimu?
Włochy przystąpiły do wojny dopiero w czerwcu 1940 roku, gdy inwazja hitlerowskich Niemiec na Francję była już bardzo zaawansowana i w momencie, gdy Wielka Brytania wydawała się bardzo słaba i osamotniona. Mussolini obiecał szybkie i łatwe zwycięstwo. Zasadniczo przystąpił do wojny, mając nadzieję na udział w podziale łupów. Gdy spojrzymy na reżimową propagandę z pierwszego roku wojny, widzimy przekaz o szybkim zwycięstwie, które nadejdzie wkrótce, bez większych wyrzeczeń. Potem przekaz się zmienia – zaczyna dominować hasło wytrzymałości. Włochom wmawiano, że jeśli nie będą prowadzić wojny i zdobywać nowych terenów, to Europa (Włochy też) zostanie podbita przez Związek Radziecki.
Włochy borykały się z poważnymi problemami gospodarczymi, nie były w stanie utrzymać wysiłku wojennego. Przykład – liczba kalorii, które robotnicy mogli spożywać dziennie, została zredukowana do bardzo niskiego poziomu, nawet do 900 kalorii dziennie, na początku 1943 roku. Zaczęły wybuchać protesty i zamieszki głodowe. To były ludowe bunty niewidziane w poprzedniej dekadzie. W marcu 1943 r. fala strajków wstrząsnęła fabrykami w północnych Włoszech. Ich organizatorami byli w pierwszym rzędzie komuniści.
Pod koniec 1942 r. w rojalistycznym i wojskowym establishmencie byli już ludzie, którzy rozważali ruch przeciwko Mussoliniemu. Zaczęli myśleć o zmianie stron, gdy Amerykanie i Brytyjczycy dotarli już do Algierii, a część francuskiego rządu Vichy porzuciła Hitlera. Chociaż Roosevelt i Churchill twierdzili, że alianci nie dopuszczą niczego innego niż bezwarunkowa kapitulacja ze strony Włochów, część włoskiego przywództwa zaczęła wyciągać do nich rękę, by ostatecznie porzucić zarówno Mussoliniego, jak i niemieckiego sojusznika. Tak też się stało w lipcu 1943 roku, po zbombardowaniu Rzymu. Część włoskiego przywództwa próbowała odzyskać kontrolę nad sytuacją, pozbywając się Mussoliniego, a następnie próbując wyciągnąć Włochy z wojny. We wrześniu 1943 roku, kiedy to osiągnęli zawieszenie broni z aliantami, ale wtedy Niemcy zareagowały inwazją. Opór przeciwko nim organizowali włoscy robotnicy, a także zdemobilizowani żołnierze, ale to już temat na inną rozmowę.
Wielu włoskich robotników głosowało w ostatnich wyborach na Fratelli d’Italia, z powodu rozczarowania głównymi partiami liberalnymi i centrolewicowymi. Wielu z nich miało nadzieję, że partia Meloni może być faktycznie jakąś ekonomiczną alternatywą. To, co powiedziałeś o ekonomicznej naturze reżimu Mussoliniego, sugeruje, że to fundamentalny błąd. Włoski przedwojenny faszyzm był systemem, na którym korzystali na nim właściciele środków produkcji, kapitaliści, nie robotnicy.
Po pierwsze, nie jestem taki pewien, czy poparcie klasy robotniczej dla Braci Włoskich rzeczywiście pochodzi od niezadowolonych byłych wyborców centrowych czy lewicowych. Zawsze istniała część klasy robotniczej, która głosowała na partie prawicowe. Oczywiście, ogólną tendencją w XX wieku było głosowanie klasowe – klasa robotnicza wybierała lewicę. Ale to dotyczyło głównie miast przemysłowych czy takiego regionu jak Emilia Romagna, gdzie historia organizacji robotniczych jest bardzo bogata. Ale jeśli spojrzymy na południe Włoch lub na przykład na region taki jak Veneto, zobaczymy bardzo małe jednostki produkcyjne i pracowników, którzy są bardzo religijni i w pewnym sensie społecznie bliscy swoim pracodawcom. Oni głosowali raczej na chadeków niż na lewicę.
W dobie faszyzmu podjęto szczególną próbę odwołania się do robotników lub przynajmniej pogodzenia ich z reżimem. W 1927 roku w karcie pracy zapisano poparcie dla praw pracowniczych.
Należy jednak pamiętać, że polityka reżimu zapowiadała nową erę społecznej harmonii, która zakończy konflikt między pracą a kapitałem. Ich interesy, także ekonomiczne miały zlać się w jeden interes narodowy.
Mussolini miał dla robotników ofertę industrializacji, budowy nowych fabryk i infrastruktury, wznoszenia nowych miast, w których migranci z obszarów wiejskich mogliby się osiedlić i zostać robotnikami. Niemniej jednak była to wszystko demagogia – robotnicy od samego początku cierpieli z powodu faszyzmu. Język korporacjonizmu czynił pewnego rodzaju symboliczne ustępstwa na rzecz idei, że robotnicy mają interesy i że są częścią państwa. Tym niemniej represje były silniejsze niż rzekomy „dobrobyt”. Nawet jeśli istniały jakieś zorganizowane przez reżim związki zawodowe, były one w stanie reagować na indywidualne skargi, ale nie pozwalały na swobodną organizację pracy.
Dziś słyszymy, że Mussolini zrobił też dobre rzeczy. Często przypisuje mu się osiągnięcia w dziedzinie dobrobytu, które w rzeczywistości zaistniały przed dojściem przez niego do władzy, jak stworzenie systemu ubezpieczeń zdrowotnych czy emerytur. I tak, w partii faszystowskiej zawsze istniały frakcje sympatyzujące z syndykalizmem. Krążyły idee stworzenia w przyszłości państwa opartego na reprezentacji branż, w którym robotnicy byliby pośrednio reprezentowani poprzez tę gałąź gospodarki, w której pracują. Byli ideolodzy faszystowscy, którzy mówili o pełnej kontroli państwa nad gospodarką lub o jej uspołecznieniu, zwłaszcza w ostatnich fazach II wojny światowej. Byłoby jednak błędem wyolbrzymiać ich znaczenie. To nie takie głosy decydowały o obliczu faszystowskiej gospodarki.
Kuszące jest stwierdzenie: 100 lat później faszyści powracają. Z drugiej strony, rzeczywistość jest zupełnie inna. Jakie są powody, dla których dzisiejsi Włosi głosują na skrajną prawicę i są skłonni wierzyć, że może ona przynieść jakąś pozytywną zmianę?
Jedną rzecz powiedzieć trzeba jasno: Bracia Włoscy to partia zakorzeniona w historycznym faszyzmie. To kontynuacja powojennej partii neofaszystowskiej, MSI, która otwarcie nazywała się faszystowską. Fratelli d’Italia próbują oczyścić swój wizerunek, odnosząc się głównie do historii powojennej i nie wspominając o epoce Mussoliniego, ale nie zmienia to pochodzenia całej organizacji.
Myślę, że decydującym czynnikiem ich sukcesu jest ogólny upadek polityki masowej. Przez pięć dekad po II wojnie światowej MSI nigdy nie było w stanie wejść do rządu. Stało się tak nie tylko dlatego, że w 1945 nastąpiło całkowite moralne potępienie faszyzmu, ale też dlatego, że włoski ruch oporu dał początek siłom politycznym, które przez kolejne dekady blokowały MSI. W 1960 r. miała miejsce próba utworzenia rządu, który miał się opierać na poparciu MSI w parlamencie. Odpowiedzią robotników był masowy ruch protestu. To właśnie ten ruch powstrzymał Chrześcijańskich Demokratów przed ponownym podjęciem takiej próby.
Jednak od lat 90. kierownictwo ruchu robotniczego i partii komunistycznej zasadniczo zmieniło się w liberałów i wolnorynkowców. Stara Partia Komunistyczna została rozwiązana. Rozpoczął się długi proces oddzielania się największych partii lewicy od ich dawnej bazy klasy robotniczej.
Prywatyzacja i urynkowienie dużej części włoskiej gospodarki spowodowały, że lewica stała się współarchitektem osłabienia praw pracowniczych. Ogólnie rzecz biorąc, lewica oderwała się od swojej historycznej bazy i straciła konkurencyjność wyborczą. Jednocześnie zniknęło pokolenie, które bezpośrednio doświadczyło faszyzmu i walczyło z nim. Zaczęła upadać bariera, którą stawiano przed skrajną prawicą. Jeszcze w latach 90. mówienie o politycznej „pacyfikacji” i „deideologizacji” pomógł MSI stać się mniejszym partnerem w koalicji Silvio Berlusconiego. Ale co więcej, jawni faszyści stali się partią, która była traktowana nawet przez główne siły centrolewicowe jako „godny szacunku” przeciwnik.
W tym sensie wybory w 2022 roku nie były nagłym przełomem. Bracia Włoscy przejęli przede wszystkim głosy innych partii prawicowych, w szczególności z Legi, partii Matteo Salviniego. Ich sukces jest zarówno wynikiem załamania opozycji – elektoraty centrolewicy są znacznie mniejsze niż dwadzieścia czy trzydzieści lat temu – jak i tego, że w obrębie prawicowego elektoratu nie istnieje już bariera między centroprawicą a skrajną prawicą. Mamy też do czynienia z ogólnym spadkiem uczestnictwa w demokracji, z niezwykle niską frekwencją wyborczą.
Marsz na Rzym miał miejsce w czasie rozkwitu polityki masowej, wielkich rewolucyjnych wstrząsów. Był to czas, kiedy polityka masowa rozsadzała ramy liberalnego państwa. Teraz Bracia Włoscy dostali tylko 7 milionów głosów. To nie jest masowy i nagły wzrost poparcia dla skrajnej prawicy. To raczej efekt sytuacji, w której włoska demokracja zmieniła się w rywalizację między siłami technokratycznymi, które administrują krajem w głębokiej stagnacji gospodarczej, prowadzącym ciągle tę samą politykę oszczędności. Bracia Włoscy wykorzystali upadek sił, które niegdyś blokowały MSI.
Czy widzisz jakieś szanse na powrót masowej polityki we Włoszech?
Z jednej strony uważam, że Fratelli d’Italia i ich sojusznicy będą mieli naprawdę trudne zadanie, żeby utrzymać się przy władzy. Kryzysy, z którymi się borykają, są naprawdę głębokie, to wojna, to nadchodząca recesja. Proponowane przez nich działania w sferze gospodarki zasadniczo sprowadzają się do obniżenia podatków i pozbycia się świadczeń socjalnych. To zupełnie nie taka polityka, jakiej potrzeba w obecnym momencie.
Sytuacja wymagałaby raczej aktywnej roli państwa, pomocy w utrzymaniu dochodów, nawet pomocy dla przedsiębiorstw. Tymczasem Bracia Włoscy nie mają oni żadnej wizji, by poradzić sobie z długotrwałym brakiem inwestycji i niską produktywnością, do której dochodzi wysokie zadłużenie i członkostwo w strefie Euro ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Ale nie spodziewam się jednak również powrotu polityki masowej. Nie sądzę, by istniały ku temu warunki. Przeciętny młody Włoch, czy nawet robotnik w średnim wieku raczej nie przypomni sobie sytuacji, w której solidarna aktywność ruchu pracowniczego lub masowe protesty przyniosły jakieś konkretne korzyści.
Nawet jeśli wyborcza niestabilność i niezadowolenie z istniejących partii jest faktem, nie ma woli tworzenia nowych partii i konstruowania alternatywy. W pewnym momencie we Włoszech powstał Ruch Pięciu Gwiazd, który przedstawiał się jako antysystemowy, ale nie obiecywał wielkich zmian – raczej sugerował, że wyrzuci wszystkich polityków. Proponował tylko negatywny gest, bez pomysłu na to, jak społeczeństwo mogłoby się zmienić. Tymczasem właśnie alternatywna idea, do tego, powiedziałbym, nowa moralność i perspektywa są niezbędne do uprawiania polityki masowej.
W I połowie XX wieku pojawiały się nowe ruchy, które łączyły różne, walczące o zmianę, klasy i warstwy społeczne. Teraz widzimy, że wszystkie przejawy solidarności społecznej stają się coraz słabsze. A jednocześnie coraz trudniej dostrzec, jak samo państwo włoskie byłoby w stanie dokonać ważnych wyborów, które mogłyby naprawdę zmienić kierunek gospodarczy kraju.
Są pewne ruchy w społeczeństwie włoskim, ruchy pracownicze, jak te pracowników Amazona czy pracowników platformowych dowożących jedzenie. One dają nam przykłady solidarności, ale to wszystko za mało. Myślę, że polityka masowa wymaga obecności szeroko rozumianych aktorów klasowych, a także obecności idei alternatywnej wizji społeczeństwa. A to jest coś, od czego jesteśmy w tej chwili bardzo daleko.