W najbliższych tygodniach w Wielkiej Brytanii mogą wejść w życie ustawy "przeciw zakłóceniom społecznym" Już-nie-wielka Brytania jest na drodze, by stać się niemalże autokracją.

Historycznie rzecz biorąc, pierwsze ustawy narzucane przez reżimy faszystowskie czy nazistowskie również były ustawami antystrajkowymi czy wymierzonymi w związki zawodowe. Również tamte ustawy te miały rzekomo chronić "ciężko pracujących ludzi" przed "destrukcyjnymi strajkami". Rząd Rishiego Sunaka, czy raczej dwór milionerów, używa podobnej retoryki. I to w momencie, gdy nauczyciele w Anglii i Walii strajkują, stając w jednym szeregu z pielęgniarkami, pracownikami kolei, nawet prawnikami i nieprzeliczoną rzeszą innych pracowników. Równolegle trwają też protesty organizacji ekologów, takich jak Just Stop Oil.

Ostrze autokratycznego brytyjskiego ustawodawstwa wymierzone jest w dwóch kierunkach. Pierwszy to atak na prawo robotników do strajku. Według rządu torysów głównym wrogiem państwa, prawa, bezpieczeństwa są strajkujący z tzw. strategicznych firm i branż: kolei i szpitali, straży pożarnej i ratownictwa, usług transportowych, firm zajmujących się zarządzaniem odpadami, w tym radioaktywnymi, a także szkół wszystkich szczebli.

Drugi kierunek uderzenia ma na celu powstrzymanie i kryminalizację tzw. protestów zakłócających (disruptive protests), demonstracji uznawanych za szczególnie uciążliwe, takich jak te organizowane przez aktywistów Just Stop Oil. Niektórzy aktywiści grupy już zostali aresztowani po swoich akcjach. Koalicja Just Stop Oil domaga się zaprzestania wydawania wszystkich nowych licencji na wydobycie ropy, gazu i węgla w Wielkiej Brytanii.

- Około 24 zwolenników Just Stop Oil trafiło do aresztu w trybie pilnym po akcji na M25, gdzie ludzie wspięli się na bramownice i zatrzymali ruch. 12 osób nadal nie wyszło na wolność - wszyscy bez orzeczenia o winie, wciąż oczekują na proces - powiedziała mi aktywistka Just Stop Oil.


- W 2022 roku rząd brytyjski uwięził 132 zwolenników Just Stop Oil. Studentów, pielęgniarek, babć i synów, 132 zwykłych ludzi wysłano za kratki, podczas gdy prawdziwi przestępcy w rządzie brytyjskim kontynuują swoje plany przyznania ponad 100 nowych licencji na ropę i gaz. A także na otwarcie nowej kopalni węgla, której nikt nie chce. Dlaczego oni to robią? Prawda jest prosta i przerażająca: brytyjski rząd woli wysłać mnie i moich przyjaciół do więzienia, niż chronić nas przed załamaniem klimatu. Zysk jest ważniejszy niż ludzie - podsumowała.

Kiedy działaczka Just Stop Oil wspomina o perspektywie wysłania do więzienia, nie przesadza. Jak możemy przeczytać na najbardziej oficjalnej z brytyjskich stron urzędowych, "poprzez poprawkę złożoną do ustawy o porządku publicznym, rząd poszerzy prawną definicję 'poważnego zakłócenia', dając policji większą elastyczność i jasność co do tego, kiedy interweniować, aby powstrzymać zakłócającą mniejszość, która używa taktyk takich jak blokowanie dróg i powolne marsze, aby utrudnić społeczeństwu życie".

Rząd przyznał już policji dodatkowe uprawnienia, dzięki którym protestujący stosujący nietypową taktykę mogą być skutecznie powstrzymywani. Jednak, jak czytamy, policyjni szefowie nie są pewni, kiedy kończy się "dobra" demonstracja, a zaczyna "poważne zakłócenie". Rząd znowu więc wychodzi im naprzeciw.

Czytamy dalej:

 

"Wprowadzone zmiany dadzą policjantom absolutną jasność co do tego, kiedy powinni wkroczyć do akcji. W praktyce będzie to oznaczało, że:

   - policja nie będzie musiała czekać na zakłócenie i będzie mogła rozwiązać protesty, zanim wybuchnie chaos,
    - policja nie będzie musiała traktować serii protestów tej samej grupy jako odrębnych incydentów, ale będzie mogła potraktować je łącznie,

- policja będzie mogła traktować jako jeden protest długotrwałe kampanie mające na celu powtarzające się zakłócenia w ciągu dni lub tygodni".



Tymczasem większość brytyjskiej opinii publicznej twierdzi, że jest przychylna... aktywistom powodującym "zakłócenia". O ile około 800-1000 osób podjęło kiedykolwiek działania pod szyldem JSO, o tyle znacznie więcej osób popiera program organizacji - wynika z raportu Social Change Lab. Może to nawet przynieść przełom w postrzeganiu ruchów radykalnych oraz różnych taktyk i strategii. Rząd Rishiego Sunaka nie wprowadza zmian zgodnie z wolą ludu. Wręcz przeciwnie.

A oto jak uzasadnia swoje posunięcia:


    "Prawo do protestu jest podstawową zasadą naszej demokracji, ale nie jest ono absolutne. Należy zachować równowagę między prawami jednostek a prawami ciężko pracującej większości do prowadzenia codziennych spraw. (...) Nie możemy dopuścić, by protesty prowadzone przez niewielką mniejszość zakłócały życie zwykłych obywateli. To niedopuszczalne i zamierzamy położyć temu kres. (...) Policja poprosiła nas o więcej jasności, aby rozprawić się z działaniami niemalże partyzanckimi, więc posłuchaliśmy."


Ale według aktywistów:



    "Nakazy zapobiegania poważnym zakłóceniom" określają, że Jeśli uczestniczyłeś w dwóch "zakłócających" protestach w ciągu ostatnich pięciu lat, przy czym nie podano definicji "poważnego zakłócenia", możesz zostać poddany nadzorowi elektronicznemu. Możesz zostać objęty/a zakazem udziału w jakichkolwiek protestach, zakazem zrzeszania się w jednej grupie z określonymi ludźmi, zakazem korzystania z internetu w określony sposób i zmuszona/zmuszony do zgłaszania się na posterunek policji - tak jak muszą to robić więźniowie, gdy są na zwolnieniu warunkowym (...) Złamiesz któryś z warunków - grozi ci 51 tygodni więzienia. I to wszystko bez wyroku skazującego".


Kampanię przeciwko brytyjskim ustawom antystrajkowym prowadzi nawet Amnesty International, wskazując, że brytyjskie ustawy mogą naruszać prawa człowieka w rozumieniu ONZ.



    "Proponowany przez rząd Police Crackdown Bill niebezpiecznie psuje równowagę. Takie ogromne i bezprecedensowe rozszerzenie uprawnień policyjnych oddałoby zbyt wiele władzy w ręce państwa. Dałoby narzędzia, by skutecznie zakazać pokojowych protestów, jeśli władze uznają to za stosowne. Niedawne przypadki nadmiernego użycia siły przez policję dokładnie pokazują, dlaczego Parlament nie może przyznać dalszych uprawnień. Policja ma już uprawnienia do zapobiegania wyrządzaniu poważnych szkód przez zgromadzenia publiczne. Ten projekt ustawy prowadzi do czegoś zupełnie innego - do rozprawienia się z pokojowymi protestami."

 

Ustawa antystrajkowa

Tak zwane ustawy mające na celu złagodzenie zakłóceń wywołanych strajkami w społeczeństwie są wymierzone w prawa pracownicze (a więc prawa człowieka!) ludzi pracujących na kolei i w szpitalach, w straży pożarnej i ratownictwie, w usługach transportowych, w likwidacji instalacji nuklearnych i gospodarce odpadami, w ochronie granic i w usługach edukacyjnych. Ustawodawstwo pozwoli szefom kluczowych służb publicznych pozywać związki zawodowe i zwalniać pracowników, którzy odmówią pracy.

I tu proponowane zapisy niebezpiecznie zbliżają się do faszystowskich ustaw antypracowniczych. Na stronie internetowej Gov.uk możemy przeczytać, że:

    "Nowe przepisy pozwolą rządowi ustalić minimalne poziomy usług, które muszą być spełnione podczas strajków, aby zapewnić bezpieczeństwo społeczeństwa i jego dostęp do usług publicznych".

Rząd chwali się, że "miliony ciężko pracujących ludzi w całej Wielkiej Brytanii będą chronione przed destrukcyjnymi strajkami dzięki nowym przepisom, które pozwolą pracodawcom w krytycznych sektorach publicznych utrzymać minimalny poziom usług podczas strajków". Okrutni strajkujący nie będą już uniemożliwiać ludziom dotarcia do pracy i powrotu do domu, przyjęcia do szpitala itp. Rząd postanowił działać, choć sami ludzie o to nie prosili: zamiast tego wspierali strajkujących kolejarzy i wyrażali zrozumienie dla protestujących nauczycieli czy personelu NHS.

Może się mylę, może Wielka Brytania jest z kimś w stanie wojny? Te prawa brzmią, jakby próbowano je narzucić na czas konfliktu. Może wtedy byłoby dla nich jakieś uzasadnienie. Ale czy tak jest? Zastanówmy się nad tym przez chwilę.

Ach, nie. RZĄD Wielkiej Brytanii jest w stanie wojny z własnym społeczeństwem, a konkretnie z ludźmi pracy.

Jeśli ktoś myśli, że wojna klasowa to tylko marksistowski, komunistyczny wymysł, produkt spisku jakichś złowrogich komuchów - niech się dobrze zastanowi. Najbogatszy premier Wielkiej Brytanii w historii, bogatszy od rodziny królewskiej, nie wybrany w wyborach powszechnych, przepycha bardzo surowe ustawy, aby walczyć z ludźmi pracy.... Nie wiem, czy mogłaby być lepsza odpowiedź na czyjeś wątpliwości co do istnienia walki klasowej.

Sharon Graham, sekretarz generalny związku zawodowego Unite, w wywiadzie dla The Guardian powiedziała:

    "Po raz kolejny Rishi Sunak pokazuje, że brak mu odpowiedzialności, jaką powinien wykazywać się jako przywódca. Niezależnie od tego, jaki najnowszy schemat wymyśli rząd, aby nas zaatakować, związki zawodowe będą nadal bronić pracowników."

Tymczasem sekretarz ds. biznesu, Grant Shapps, który wcześniej zajął twarde stanowisko wobec związków, powiedział:

    "Oprócz ochrony wolności strajku, rząd musi również chronić życie i środki do życia. (...) Choć mamy nadzieję, że w większości przypadków nadal można zawierać dobrowolne porozumienia, wprowadzenie minimalnych poziomów bezpieczeństwa - minimalnych poziomów usług, których oczekujemy - przywróci równowagę między osobami dążącymi do strajku a ochroną społeczeństwa przed nieproporcjonalnymi zakłóceniami."

Jeśli rząd tak bardzo martwi się o środki do życia, to może by tak podnieść płace?

To mogłoby faktycznie zapobiec wielu strajkom, ponieważ kluczowe żądania związków zawodowych mogłyby zostać spełnione wcześniej. Jednak takie posunięcia wykraczają poza logikę torysów.

Szefowa Unison ds. zdrowia, Sara Gorton, wyjaśniła inny aspekt sytuacji, którego nie dostrzegają autorzy ustawodawstwa anty-strajkowego:

    "Społeczeństwo i pracownicy służby zdrowia byliby szczęśliwi, gdyby udało się naprawdę zapewnić minimalny poziom zatrudnienia w państwowej służbie zdrowia. W ten sposób ludzie nie leżeliby w agonii na korytarzach lub nie umierali w karetkach. Ale ograniczanie możliwości strajkowania i grożenie zwolnieniami lub grzywnami pracownikom służby zdrowia, gdy w NHS odnotowujemy rekordowe braki personelu - to pokazuje, że nie o dobro pacjentów chodzi rządowi".

Partia Pracy zadeklarowała, że gdy tylko torysi przestaną być u władzy, ustawy antystrajkowe zostaną odwołane. Ale one nie powinny nigdy wejść w życie!

1 lutego związki zawodowe w całej Wielkiej Brytanii szykują pogotowie protestacyjne - przeciwko ustawom, które ograniczą możliwości pokojowego protestu.

Tekst został pierwotnie opublikowany na portalu Cross-Border Talks. Skróty pochodzą od redakcji.