Imperializm jest ostatnim etapem kapitalizmu, a swoim zasięgiem obejmuje cały świat. Większość państw globu zrzuca się w różnym stopniu na bogactwo garstki państw zachodnich. Peryferie Europy, w tym i Europa Środkowo-Wschodnia przez ostatnie prawie pół wieku (lata 1960-2017) w wyniku tego mechanizmu straciły 8 750 miliardów dolarów.[1]. Zyski krajów Globalnej Północy od 1990 roku stanowiły średnio 5,2% PKB rocznie, wyraźnie więcej niż średni roczny wzrost gospodarczy. Oznacza to, że gdyby nie neokolonialna grabież, dochód państw Globalnej Północy obniżałby się przez dekady. Warto tu na marginesie podkreślić, że Polska nie jest i nigdy nie była państwem historycznego Zachodu, wbrew temu, co twierdzą nasi niedouczeni liberałowie i rodzima prawica.

Podstawowymi fundamentami tego imperializmu były historycznie cztery elementy, które umożliwiły dominację Zachodowi:
- kontrola nad światowymi finansami
- kontrola nad morskimi szlakami handlowymi
- przewaga naukowo-techniczna
- produkcja przemysłowa dóbr o wysokiej wartości dodanej.

W roku 2022, ponad 30 lat po liberalnym „końcu historii” Fukuyamy widzimy, że te fundamenty są coraz bardziej kruche. Zarówno w dziedzinie nauki i techniki, jak i produkcji przemysłowej coraz ważniejszą rolę odgrywają kraje niezachodnie, przede wszystkim Chińska Republika Ludowa. Dwa ostatnie czynniki zostały w dużej mierze unieważnione.

Czym jest zaś kontrola morskich szlaków handlowych (obecnie przez Stany Zjednoczone) – nie trzeba chyba czytelnikowi tłumaczyć. Warto tutaj wspomnieć, że historycznie rozpoczęła się ona już w XVI wieku, za sprawą hiszpańskiej korony i wielkich odkryć geograficznych (które powinniśmy raczej nazywać wielkim podbojem kolonialnym). Potem mieliśmy kolejno wpływy holenderskie, francuskie oraz brytyjskie. Wszystkie te państwa nie tylko kontrolowały szlaki handlowe, ale także w pewnych okresach swojej historii emitowały globalną walutę rezerwową – czyli taki pieniądz, który był powszechnie akceptowany przez resztę świata.

Od lat 20. XX wieku, kilkanaście lat po powstaniu Systemu Rezerwy Federalnej, globalna waluta rezerwowa należy do Stanów Zjednoczonych [2], choć do zakończenia II wojny światowej funt brytyjski również odgrywał dużą rolę i dzielił z dolarem ten status [3]:

Roszada między funtem szterlingiem i dolarem była konsekwencją powiększającej się różnicy potencjałów gospodarczych obydwu państw. Warto tutaj przypomnieć, że Stany Zjednoczone stały się największą gospodarką świata jeszcze w XIX wieku, a zarówno I, jak i II wojna światowa znacznie osłabiły Europę, w tym i Wielką Brytanię. W 1944 roku na mocy porozumienia z Bretton Woods dolar ostatecznie stał się najważniejszą walutą rezerwową.

Czy to musi oznaczać, że rząd amerykański kontroluje podaż pieniądza? Nie, nie musi.

Tło historyczne finansowego prymatu zachodniej burżuazji

„Dopóki jestem w stanie kontrolować emisję pieniądza w danym kraju, nie dbam o to, kto w nim stanowi prawo.” - Mayer Amschel Rothschild

We współczesnym świecie dostęp do dobrej jakości informacji jest nieporównywalnie łatwiejszy niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Pozwala on na podejmowanie poprawnych decyzji zarówno jednostkom, jak i grupom czy organizacjom. Zupełnie inaczej było jednak ponad 200 lat temu, w 1815 roku, w czasach bitwy pod Waterloo, która miała zdecydować o tym, które państwo europejskie stanie się głównym mocarstwem na kontynencie. Taką wiedzę posiadała rodzina Rothschildów, dzięki swojemu systemowi przekazywania informacji obsługiwanemu przez prywatnych agentów. Nathan Rothschild, najstarszy syn Mayera Rothschilda, wiedział o wyniku bitwy na dzień przed rządem brytyjskim. To w połączeniu z wyrafinowaną psychologiczną grą na ówczesnym londyńskim parkiecie giełdowym pozwoliło mu skupić większość obligacji brytyjskich. Tym samym rodzina Rothschildów zdobyła pełną kontrolę nad emisją obligacji rządowych i nad Bankiem Anglii. Rząd Wielkiej Brytanii nie posiadał prawa do emisji własnej waluty i był zmuszony do pożyczania pieniędzy od prywatnych banków oraz płacenia od nich odsetek. W podobny sposób pozostali członkowie rodziny Rothschildów przejęli kontrolę nad emisją pieniądza we Francji, Anglii, Cesarstwie Austro-Węgierskim, a w końcu także w Niemczech i we Włoszech. Z perspektywy marksistowskiej – w połowie XIX wieku burżuazja całkowicie przejęła władzę w Europie, arystokracja zaś została zepchnięta na margines i musiała dostosować się do nowych reguł gry.

Zupełnie inaczej sytuacja przedstawiała się w Ameryce, gdzie konflikt między demokratycznie wybranym rządem, a światową finansjerą trwał przez cały XIX wiek. W tym czasie przeprowadzono zamachy na życie siedmiu prezydentów USA, w tym Abrahama Lincolna. Walka toczyła się o rzecz zasadniczą, czyli o to, kto kontroluje podaż pieniądza. Prezydent Lincoln podczas wojny secesyjnej wprowadził tzw. „zielonego” dolara emitowanego przez rząd, a nie przez bank centralny. Dzięki temu Północ była w stanie przezwyciężyć trudną sytuację wynikającą z braku twardej waluty i efektywnie wykorzystać surowce oraz ówczesny potencjał przemysłowy. Po zakończeniu wojny Lincoln umorzył cały dług zaciągnięty przez Południe u międzynarodowych bankierów. Ta polityka sprowokowała opozycję do przeprowadzenia skutecznego zamachu na życie Lincolna w 1865 roku. Zaraz po jego śmierci Kongres ogłosił rezygnację z polityki walutowej i wstrzymał rządową emisję papierowego pieniądza.

Ostatecznie walka między rządem a elitami finansowymi zakończyła się w 1913 roku, wraz z powstaniem Rezerwy Federalnej. Przy jej powstaniu, a potem kontrolowaniu, uczestniczyły najbogatsze amerykańskie rodziny, w tym Rockefellerowie i Morganowie, sprzymierzone z europejską rodziną Rothschildów.

Na czym polega mechanizm Rezerwy Federalnej, czyli FED-u?

W dużym uproszczeniu FED emituje pieniądz, który powstaje ex nihilo wtedy, kiedy powstaje dług. I analogicznie – jeżeli dług znika, to pieniądz przestaje istnieć. Każdy dolar pozostający w obiegu jest w gruncie rzeczy zapisem długu, a każdy taki zapis powoduje naliczanie odsetek od długu. Odsetki od długu przepływają zaś do systemu bankowego, który tworzy dolara, czyli do FED. Pieniądz odrywa się zatem od wartości wyprodukowanych towarów. System ten jest jedną z przyczyn tworzenia się baniek spekulacyjnych, m.in. bańki na rynku nieruchomości. Osoba pracująca, która chce kupić mieszkanie, musi zaciągnąć na ten cel kredyt – oszczędzanie w praktyce mija się z celem. Dzieje się tak dlatego, że wartość pieniądza w czasie maleje, a ceny nieruchomości rosną, co znacznie utrudnia odłożenie wymaganej kwoty przeciętnemu pracownikowi.

Przedstawione powyżej fakty pokazują nam, że historia kapitalizmu to nie tylko historia akumulacji kapitału, rozwoju prywatnych przedsiębiorstw, monopoli czy kolonializmu. To także historia bankowości, historia zażartej walki o to, kto ustala reguły gry finansowej, reguły podaży pieniądza. Nie da się zrozumieć dziejów Zachodu bez zrozumienia działań międzynarodowej finansjery. Lepiej też rozumiemy, dlaczego blok wschodni ostatecznie przegrał rywalizację z Zachodem – nie był w stanie przełamać dominacji finansowej Zachodu.

Powodowało to podrożenie kosztów importu i konieczność samowystarczalności w każdej dziedzinie. To z czasem w połączeniu z embargami (np. embargiem technologicznym COCOM) spowodowało narastającą niekonkurencyjność przemysłu bloku wschodniego. Dla przypomnienia - COCOM był porozumieniem państw zachodnich działającym w latach 1949-1995. Miał na celu nie dopuścić do uzyskania przez kraje socjalistyczne najnowszych towarów i technologii podwójnego zastosowania (czyli cywilnego i wojskowego). W praktyce większość z tych rzeczy była dostępna poprzez pośredników, ale po znacznie wyższej cenie.

Jeżeli ktoś chce handlować i nie chce być skazany na sankcje gospodarcze czy autarkię, musi zaakceptować infrastrukturę finansową stworzoną przez zachodnie elity finansowe. Musi pogodzić się z tym, że wycena produkcji czy surowców uprzywilejowuje kraje Europy Zachodniej i USA, a reszta świata pełni rolę tanich podwykonawców.

Władza elit finansowych także w samych krajach zachodnich jest nadrzędna nad wolą narodów. Proces wyborczy w demokracji liberalnej stanowi swoisty teatr cieni, parawan, który pozwala na legitymizację ustroju. Daje społeczeństwu iluzję sprawczości, iluzję wpływania na bieg wydarzeń w kraju. Jednak w rzeczywistości zmieniają się kolejne rządy, natomiast polityka pozostaje w gruncie rzeczy taka sama – pod dyktando garstki najbogatszych. Wielopartyjna demokracja parlamentarna skrywa jednopartyjną dyktaturę prywatnego kapitału, największych korporacji. Nie było to tak widoczne w czasach świetności zachodniej socjaldemokracji kilkadziesiąt lat temu, jednak dzisiaj w dobie internetowego monopolu GAFAM (Google, Amazon, Facebook, Apple, Microsoft), fakty te stają się oczywiste.

Walka o reguły gry. Dedolaryzacja na horyzoncie

Głośnym hasłem ostatnich kilku lat stała się dedolaryzacja. Co kryje się za tym hasłem? Oznacza ono odejście świata od rozliczeń międzynarodowych w dolarze. Warto tutaj przypomnieć, że prekursorzy tego podejścia zapłacili wysoką cenę. Przykładowo Saddam Husajn, prezydent Iraku na przełomie wieków chciał rozliczać się za ropę w euro – państwo przypłaciło to wojną napastniczą Stanów Zjednoczonych i wieloletnią okupacją przez armię amerykańską i jej sojuszników. Kilka lat później prezydent Libii Muammar Kaddafi planował panafrykańską walutę opartą o standard złota. Stało się to przyczyną kolejnej brutalnej interwencji świata zachodniego w Libii oraz trwającej już ponad dekadę wojny domowej.

Obecnie Zachód nie jest już w stanie blokować kolejnych inicjatyw mających na celu zastąpienie dolara w rozliczeniach handlowych. Państwa BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, Południowa Afryka) podjęły ostatnio działania mające na celu przyspieszenie powstania alternatywnej waluty rezerwowej [4]. Z jednej strony chcą ograniczyć ryzyko odcięcia ich od globalnego systemu finansowego (między innymi systemu SWIFT), z drugiej zaś strony realizują tym samym własny interes, sprzeczny z interesem świata zachodniego.

Jak widzimy na poniższym wykresie[5], zmiany dokonują się nie tylko w międzynarodowym handlu, ale także na poziomie rezerw walutowych. Na początku wieku dolar odpowiadał za ponad 70% wszystkich globalnych rezerw, natomiast w 2021 roku było to zaledwie 59%. Trend jest spadkowy, a zarówno pandemia, jak i wojna na Ukrainie tylko ten trend przyspieszyły. Ekonomiści Banku Światowego uznali proces dedolaryzacji za nieodwracalny [6].

Degradacja gospodarek zachodnich – spółki-zombie

Od czasów pandemii COVID-19 da się zauważyć systemowy problem, który wpływa korodująco na sporą część gospodarek zachodnich. Tym problemem jest rosnąca ilość firm-zombie.
Co to jest firma-zombie? To jest taka firma, która jest trwale nierentowna. Zysk operacyjny, jaki jest osiągany z działalności takiej firmy, jest mniejszy od płaconych odsetek od swojego zadłużenia. Los takich firm zależy zatem od luźnej polityki pieniężnej prowadzonej przez banki centralne. Co istotne, firmy-zombie zarażają swoją nieefektywnością firmy zdrowe [7].
Polityka banków centralnych tylko pogłębia problem. Luzowanie ilościowe dzięki dostarczaniu płynności podtrzymuje fundamenty kapitalizmu i złudzenie stabilności całego systemu. Pieniądze płyną bezpośrednio do dużych i nierentownych korporacji. Powoduje to spadek konkurencyjności mniejszych firm innowacyjnych o dużym potencjale rozwojowym, które nie mają tak łatwego dostępu do pieniądza. Skutkiem jest spadek produktywności i oligarchizacja gospodarki. Proces twórczej destrukcji, który przez lata napędzał produktywność kapitalistycznej gospodarki, teraz został znacznie zaburzony.

Spójrzmy na statystyki amerykańskie [8]:

Gospodarka USA w latach 90. wyglądała na względnie zdrową. Choć już wtedy postępował proces dezindustrializacji i utraty tradycyjnych ścieżek awansu społecznego, to firmy były co do zasady rentowne. W XXI wieku degradacja jednak wyraźnie przyspieszyła i w roku 2020 roku tuż przed pandemią USA miały już prawie 20% firm-zombie. Przy założeniu, że liczba nierentownych spółek podwaja się co 7 lat, w 2027 roku 40% gospodarki amerykańskiej będzie na kroplówce FED, a w 2034 roku – 80%.

Gospodarka w takim stanie może utrzymać się tylko przy dwóch założeniach. Pierwsze jest takie, że dolar pozostaje walutą światową. Świat musi jednak chcieć te dolary akceptować. Na razie jeszcze to robi, ale jak wskazano powyżej, dedolaryzacja handlu ruszyła i nie chce się zatrzymać. Założenie drugie mówi, że pomimo, że ilość pieniądza w obiegu będzie cały czas rosła, to ceny za jakie pozostałe kraje sprzedają swoje produkty czy surowce pozostaną względnie stabilne. Czyli państwa te zaakceptują relatywną utratę swojej pozycji względem Stanów Zjednoczonych. Spełnienie tych założeń w obecnych warunkach wydaje się być mocno wątpliwe.

Co się stanie, gdy dolar przestanie być stosowany do rozliczeń międzynarodowych?

Wszystkie wyemitowane dolary wrócą do kraju macierzystego, wywołując wzrost cen. Wartość USD znacznie spadnie, a amerykańskie firmy zostaną pozbawione możliwości zakupu towarów na rynku międzynarodowym. Śmieciowa waluta może doprowadzić kilkadziesiąt procent amerykańskiej gospodarki do nieodwracalnego zamknięcia. Tym dotkliwsze będą skutki tego procesu, im mniej rentownych firm wcześniej zostanie. Upadek gospodarczy USA i dolarowego systemu zweryfikuje rzeczywistą siłę pozostałych państw świata zachodniego. Bogactwo danego państwa będzie zależało od tego, ile produkuje towarów, jakie surowce ma na sprzedaż, i jakie usługi świadczy. Nie zaś od sztucznej przewagi, którą jest obecny system finansowy, stanowiący jeden z filarów imperializmu.

Jakie mogą być tego praktyczne konsekwencje dla Polski i Europy? W przypadku Unii Europejskiej należy spodziewać się marginalizacji jej znaczenia w świecie, a nawet rozpadu wywołanego sprzecznościami interesów między peryferiami Europy a jej centrum. Polska może zaś stanąć przed koniecznością znalezienia nowych dróg eksportowych, podobnie jak stało się to po rozpadzie RWPG i bloku wschodniego.

Podsumowanie

Przytoczone fakty pokazują nam, że burżuazja walczy o życie i to dosłownie. Nie tylko burżuazja krajów zachodnich, ale także burżuazja kompradorska krajów peryferyjnych, uciskanych przez międzynarodowy kapitał. Likwidacja podstaw imperializmu wywoła również likwidację możliwości ucieczki przed zobowiązaniami wobec własnych państw. Brak możliwości szantażu poprzez parkowanie kapitału w rajach podatkowych osłabi możliwość burżuazji wpływania na reguły gry – także na wygnaniu. Scenariusz ten był zupełnie niemożliwy w XX wieku, w czasach istnienia ZSRR przy jednoczesnej świetności Zachodu.

Pamiętajmy jednak, że rozgrywka jeszcze się nie zakończyła. Burżuazja wciąż ma pole manewru. Musi w jakiś sposób wykoleić rozwój Chin i spowodować, że staną się one kolejnym krajem kontrolowanym przez prywatny kapitał, niezdolnym do prowadzenia polityki zagrażającej interesom świata zachodniego. W tym celu może posunąć się do wywołania konfliktu na Pacyfiku. Jak mawiał klasyk - “Zdarzają się dekady, gdy nic się nie dzieje, a potem nadchodzą tygodnie, w trakcie których dzieje się więcej, niż przez poprzednie dekady”. Obecna dekada bez wątpienia ma szansę zapisać się jako jedna z najważniejszych od początku ludzkiej cywilizacji.


Źródła:
[1] https://mronline.org/2022/09/15/the-global-south-has-lost-152-trillion-through-unequal-exchange-since-1960/
[2] https://www.midasgoldgroup.com/news/world-reserve-currencies-since-1450/
[3] https://www.ecb.europa.eu/pub/pdf/scpwps/ecbwp1433.pdf
[4] https://bithub.pl/wiadomosci/hegemonia-dolara-zagrozona-nowa-waluta-rezerwowa-brics/
[5] https://www.imf.org/en/Blogs/Articles/2022/06/01/blog-dollar-dominance-and-the-rise-of-nontraditional-reserve-currencies
[6] https://biznes.interia.pl/waluty/aktualnosci/news-dolar-na-cenzurowanym,nId,4211572
[7] „The Surge of Zombie Companies” – Richard Wolff, Youtube
[8] https://www.axios.com/zombie-companies-us-e2c8be18-6786-484e-8fbe-
[9] „Wojna o pieniądz”, Song Hongbing