Tamten Dzień Kobiet wydarzył się wiele lat temu. W innej rzeczywistości, różnie ocenianej, lecz niemożliwej do wymazania.

Czarnobiały obraz w telewizorze, urywki relacji..., w których wszyscy od I sekretarza, po kierownika zmiany życzyli swoim towarzyszkom pracy wszystkiego co najlepsze.

Pora obiadowa w domu dziadków  też miała swój uroczysty wymiar. Dochodzące z kuchni piękne zapachy, synowie i wnuki z kwiatami dla wszystkich kobiet zaproszonych na uroczystość i.... oczekiwanie na wielkiego nieobecnego.

Potem nastąpiło iście teatralne wejście dziadka. Kwiaty, które miał w rękach przyćmiły wszystkie wcześniej przyniesione przez innych członków rodziny.

To co później nastąpiło było sporym zaskoczeniem. Obdarowana najpiękniejszym bukietem babcia bardzo stanowczym tonem poinstruowała dziadka, co może z tym podarunkiem zrobić.... oraz wyartykułowała żale z 364 dni mijającego roku. Było o wszystkim co istotne, o tym co bolało i co należy zmienić. Potem już nie starczyło czasu. Klimat też nie sprzyjał tradycyjnym koperkowym rozmowom i wymianie uprzejmości.

To zdarzenie uświadomiło mi bojowy charakter tego powszechnie uznanego święta.

Nie będę tutaj pisał ani o tradycji Międzynarodowego Dnia Kobiet, ani o codziennych bolączkach naszych babć, mam, partnerek, przyjaciółek lub dziewcząt. O tym było już wiele.

Przesyłając uściski wszystkim obchodzącym to Święto życzę wytrwałości. Walka trwa!