Redukcje zatrudnienia przeprowadzi zarówno centrala PKP Cargo, jak i poszczególne zakłady w spółce. W komunikacie PKP Cargo przekonuje, że zwolnienia zostaną poprzedzone analizą poszczególnych stanowisk i ich znaczenia dla ruchu kolejowego, by Cargo, nawet w radykalnie zmniejszonej obsadzie, mogło dalej realizować swoje działania. Związki zawodowe nie wierzą w te zapewnienia.
- Zwolnienie 30 proc. załogi spowoduje niewydolność PKP Cargo. Już teraz, gdy część osób jest na nieświadczeniu pracy, klienci chcą z nami zrywać umowy, ponieważ nie jesteśmy w stanie obsłużyć klienta w sposób taki, jaki się należy. Brakuje maszynistów, brakuje rewidentów, brakuje ustawiaczy - komentuje Henryk Grymel, przewodniczący Krajowej Sekcji Kolejarzy NSZZ „Solidarność”.
Zarząd PKP Cargo twierdzi, że spółka musi zwalniać, gdyż bez ostrych cięć nie wyjdzie z zadłużenia. 10 lipca pełniący obowiązki prezesa spółki Marcin Wojewódka opowiadał podczas posiedzenia sejmowej podkomisji ds. transportu kolejowego, że firma nie opłaca części faktur i ma ogromne zaległości. Zarząd twierdzi, że źródłem wszystkich kłopotów Cargo było oddelegowanie pociągów do wożenia węgla, z porzuceniem innych realizowanych w tym czasie kontraktów, w 2022 r., gdy Polska zaczęła importować węgiel zza oceanu, by zastąpić surowiec rosyjski. Pełniący obowiązki prezesa przyznaje, że PKP Cargo dziś posiada płynność finansową, ale twierdzi, że w każdej chwili może ją stracić, dlatego niezbędne są działania naprawcze. Do zarzutów Wojewódki odniósł się na Twitterze były premier Mateusz Morawiecki, przypominając, że w 2023 r. PKP Cargo wypracowało 82 mln zysku.
Związki zawodowe pytają, dlaczego zapowiadane działania naprawcze mają sprowadzać się głównie do zwolnień.
- Według nas najpierw powinien być przedstawiony plan restrukturyzacji, plan naprawczy. Bo skąd wzięto te 4142 osoby czy 30 proc. załogi? Powinien więc zostać nam pokazany plan naprawczy, który jest tajny, w którym będzie opisane, jaki jest stan firmy. Do tego się powinno nałożyć zatrudnienie i wtedy wyjdzie, czy jest nadwyżka i jaka - przekonuje Henryk Grymel. Związkowiec z "Solidarności" twierdzi, że spółka w żaden sposób nie wyjaśniła, dlaczego chce zwolnić właśnie tylu pracowników. Nie ma zatem żadnych gwarancji, że po zakończeniu pierwszych grupowych zwolnień nie nastąpią następne.
- Za chwilę PKP Cargo będzie niewydolne, a obce spółki ukraińskie, niemieckie, czeskie przejmą rynek. Chcę zaznaczyć, że rynek jest wart w tej chwili 5 miliardów złotych - podkreśla Henryk Grymel.
W ocenie działacza proces "naprawiania" sytuacji w spółce prowadzony jest "bez głowy i bez sensu". 17 lipca kolejowa "Solidarność" w publicznym komunikacie nie wykluczała strajku w obronie miejsc pracy na kolei.
25 lipca w kilku miastach przed dworcami kolejowymi odbyły się protesty przeciwko zwolnieniom w PKP Cargo. Ponad sto osób pojawiło się m.in. na proteście przed Dworcem Głównym we Wrocławiu. Jej uczestnicy przypominali, że kiedy sytuacja spółki bywała trudna, pracownicy dobrowolnie rezygnowali z premii, dla dobra zakładu. Teraz też, przekonywali obecni związkowcy z "Solidarności", można było wypracować jakieś trudne, ale będące kompromisem porozumienie. Kierownictwo spółki wybrało jednak drogę faktów dokonanych.
Podczas innych protestów pracownicy podzielali obawy, jakie wyrażają centrale związkowe - że zwalnianie ludzi w poszczególnych zakładach zwyczajnie uniemożliwi realizowanie przewozów.
30 lipca w Belwederze przedstawiciele związków zawodowych mają usiąść do stołu z p.o. prezesa zarządu Cargo, z przedstawicielami Kancelarii Prezydenta RP oraz ministerstwa infrastruktury. Po spotkaniu będzie jasne, czy rząd i kolejowa spółka choćby w najmniejszym stopniu wzięły pod uwagę argumenty pracowników, czy też będą dalej forsować swój "plan naprawczy".