28 lutego pociąg InterCity jadący z Aten do Salonik w pobliżu doliny Tempi w centralnej Grecji zderzył się z pociągiem towarowym. Zginęło 57 osób, były dziesiątki rannych. To największa katastrofa kolejowa w historii Grecji i jedna z tragiczniejszych w Europie w ostatnim dziesięcioleciu.
Bezpośrednią przyczyną katastrofy było skierowanie pociągu osobowego na niewłaściwy tor, zajęty przez jadący z naprzeciwka inny skład. Do dymisji podał się grecki minister transportu, głos zabrał też premier Kyriakos Mitsotakis. Szef prawicowego rządu skupił się na "ludzkim błędzie", który doprowadził do tragedii. Kierownik stacji kolejowej w Larissie najprawdopodobniej usłyszy zarzuty karne za narażenie ludzi na utratę życia i zdrowia oraz zakłócenie w transporcie publicznym.
Jednak pracownicy kolei i związkowcy z innych gałęzi twierdzą, że odpowiedzialnych za tragedię jest więcej.
Przypominają, że grecka kolej od dawna jest niedofinansowana, nie ma funduszy na remonty infrastruktury. Systemy bezpieczeństwa, które są w użyciu w innych krajach europejskich, w Grecji nawet się nie pojawiły.
- Państwo greckie, a w szczególności rządy, które prowadziły ostrą politykę prywatyzacyjną, patrzyły tylko, jak główna grecka magistrala kolejowa z Aten do Salonik przez całe lata działa bez elektronicznych systemów sygnalizacji, bez personelu (obsadzonych była tylko połowa stanowisk). Gdyby było inaczej, można by było uniknąć śmiertelnego zderzenia - komentowała po katastrofie lewicowa działaczka grecka Angelina Giannopoulou.
Jak zauważyła Giannopoulou, 15 lutego 20223 r. Komisja Europejska pozwała rząd Grecji przed Europejski Trybunał Sprawiedliwości z powodu złamania europejskiej polityki bezpieczeństwa pasażerów kolejowych. Jeszcze wcześniej na pogarszający się stan infrastruktury kolejowej, brak sprawnych urządzeń i niedobór pracowników zwracały uwagę kolejowe związki zawodowe.
- Kolej ogłosiła, że strajki z tego powodu są nielegalne, media nigdy o nich nie informowały. Grecki rząd nie zrobił nawet niezbędnego minimum - podsumowuje działaczka.
2 i 3 marca w największych miastach Grecji odbyły się demonstracje ludzi, którzy oceniają sytuację w podobny sposób. Manifestowano w Salonikach, w Larissie, a przede wszystkim w stolicy.
Przed parlamentem Grecji na placu Syntagma demonstrowało 12 tys. ludzi.
Część protestujących podpalała kosze na śmieci i rzucała koktajlami Mołotowa w policjantów. Wówczas policja rozpyliła gaz łzawiący i użyła granatów hukowych, błyskawicznie rozpędzając zgromadzenie. Protest w bardziej chaotycznej formie trwał jednak dalej, już nie przed parlamentem, a na przyległych ulicach. - Nie zapomnimy tej zbrodni - zdołali wykrzyczeć protestujący, zanim zostali zmuszeni do rozejścia się.
Kolejowe związki zawodowe po raz kolejny przypomniały swoje postulaty dotyczące bezpieczeństwa transportu. Tym razem premier Mitsotakis ich nie zignorował. Przyznał, że gdyby system ostrzegania, którego instalacji domagali się pracownicy, został wprowadzony do użytku, wypadek taki jak ten z 28 lutego byłby w zasadzie niemożliwy.
Rząd zapowiada również, że poprosi Komisję Europejską o wskazówki, jak poprawić bezpieczeństwo na kolei. Wydaje się, że głos związkowców byłby w tej sprawie bardziej miarodajny. To pracownicy kolejowi zwracali uwagę na problemy z personelem i niedziałającymi lub przestarzałymi urządzeniami.
W tym samym czasie instytucje europejskie skupiały się wyłącznie na ściąganiu długów, kompletnie nie zwracając uwagi na to, jak cięcia i wyprzedaż wszystkiego odbiją się na społeczeństwie i usługach publicznych. Linie kolejowe TrainOSE, w 2022 r. przemianowane na Hellenic Train, zostały sprywatyzowane właśnie na fali szybkiego wyprzedawania greckich aktywów w 2016 r. Ich jedynym właścicielem stały się włoskie koleje państwowe.