- To miasto nie nadaje się do życia - mówią studenci, którzy w geście protestu rozbili namioty w centrum Mediolanu.
Pierwsza była 23-letnia Ilaria Lamera, która do Mediolanu przeprowadziła się kilka lat temu z okolic Bergamo, by studiować inżynierię środowiska. Jest dziś jedną z ponad 210 tys. słuchaczek i słuchaczy miejscowych uczelni wyższych. Podobnie jak przytłaczająca większość z nich, musi wynajmować pokój prywatnie, gdyż w mediolańskich akademikach przewidziano 11 tys. miejsc. Za kilka lat sytuacja ma się poprawić - będzie ich "aż" 15 tys.
Kto na takiej sytuacji korzysta? Oczywiście właściciele nieruchomości.
Nikogo nie dziwi już żądanie 600-700 euro miesięcznie za wynajem pokoju w mieszkaniu studenckim. Trafiają się oferty zamieszkania w piwnicy czy w schowku bez okna. Ilarię Lamerę w jej proteście poparła rektorka mediolańskiej politechniki Donatella Sciuto - to przed tą uczelnią pojawił się namiot zdesperowanej studentki. Sciuto spotkała się z dziewczyną 4 maja i skomentowała, że na życie w mieście stać przede wszystkim bogaczy. Przyznała, że ani studenci, ani młodzi absolwenci świeżo po odebraniu dyplomu nie mają szans na zamieszkanie w godnych warunkach.
Studentka zamierzała protestować samotnie od 3 do 7 maja. Jednak obok jej namiotu szybko pojawiły się inne.
Do pierwszej demonstrantki dołączyli aktywiści regionalnego, lombardzkiego oddziału Związku Lewicowej Młodzieży (Unione Giovani di Sinistra). Hasło protestu brzmi "Przeciwko czynszom, których nie da się płacić".
Zarząd metropolii wezwał rektorów uczelni w Mediolanie i miastach sąsiadujących, by wspólnie zastanowić się nad wyjściem z sytuacji. Wydaje się ono jednak proste: więcej funduszy na dostępne dla studentów akademiki, a także podjęcie przez władze lokalne prób regulacji czynszów. Ruchy lokatorskie mogą tu służyć radą i merytorycznym wsparciem.