Coraz więcej studentów europejskich uniwersytetów przyłącza się do ruchu solidarności z Palestyną. W Amsterdamie i Berlinie policja rozpędziła protesty, ale to nie zraża kolejnych osób oburzonych ludobójstwem i bezczynnością Europy.

Miasteczko protestacyjne na Wolnym Uniwersytecie Berlińskim zgromadziło około setki studentów i studentek. Demonstranci przynieśli palestyńskie flagi i chusty (kefije, w Polsce znane jako arafatki), ustawili namioty na uczelnianym dziedzińcu, a wokół nich stanęli w żywym łańcuchu. Pod hasłami "Jest nas więcej" i "Nie jesteście sami" zamierzali wkroczyć również na sale wykładowe, ale wówczas władze uczelni wezwały policję.

- Okupacja jest niedopuszczalna na kampusie Wolnego Uniwersytetu - powiedział rektor uczelni Gunter Ziegler. - Jesteśmy gotowi na akademicki dialog, ale nie w ten sposób - dodał. Jego postawę poparł centroprawicowy burmistrz Berlina Kai Wegner (pierwszy od lat prawicowiec na tym stanowisku), oznajmiając, że władze uniwersytetu słusznie postanowiły wezwać policję, zanim "sytuacja eskaluje".

I tak zamiast "akademickiego dialogu" na kampusie rozegrała się pacyfikacja.

Policjanci kolejno wyciągali studentów i studentki z żywych łańcuchów, co oporniejszych rzucali na ziemię, a wszystkich wyprowadzali ich poza uczelnię. Niektóre osoby usłyszały zarzuty podżegania do nienawiści. W czasie interwencji demonstranci skandowali "Wolna, wolna Palestyna" i "Wstyd". Władze uniwersytetu z wolnością w nazwie załamują ręce i skarżą się, że krótka akcja protestacyjna pociągnęła za sobą zniszczenia mienia.

Nie tylko o mienie martwili się zarządcy Uniwersytetu w Lipsku, gdzie we wtorek grupa ok. 60 osób zabarykadowała się w jednej z sal wykładowych, a na zewnątrz ustawiła namioty z palestyńskimi flagami. Okupację również w tym przypadku zakończyła interwencja policji, zawezwanej przez jedno ze studenckich stowarzyszeń, w ocenie którego protest przeciwko ludobójstwu mógł przerodzić się w akty agresji przeciwko studentom z Izraela oraz ogólnie osobom pochodzenia żydowskiego. Zwolennicy Izraela nie czekali na przyjazd policji, tylko zorganizowali przed lipską uczelnią własną kontrmanifestację. 13 demonstrantów propalestyńskich usłyszało po likwidacji protestu zarzuty podżegania do przemocy.

Nie poddają się studenci z Amsterdamu, który zaczęli okupować swój uniwersytet jako jedni z pierwszych na Starym Kontynencie.

Chociaż ich pierwsze zgromadzenie zostało rozpędzone przy użyciu pałek, policja w poniedziałek wieczorem dosłownie rozbiła ich miasteczko namiotowe, a 169 osób zostało aresztowanych, we wtorek protestujący powrócili. Demonstracje miały miejsce również na uniwersytecie w Utrechcie oraz na politechnice w Delft. We wszystkich krajach studenci wznoszą te same hasła: żądają natychmiastowego zawieszenia broni w Gazie, przerwania ludobójstwa ludności palestyńskiej. Padają hasła dekolonizacji i pociągnięcia Izraela do odpowiedzialności za okupację. Studenci żądają także, by ich uczelnie zerwały kontakty z uniwersytetami i innymi instytucjami z Izraela.

Studenci paryskiego Instytutu Nauk Politycznych oczekiwali, by uczelnia przyznała chociaż publicznie, z jakimi izraelskimi podmiotami ma zawarte umowy o współpracy. Zabarykadowali się w tym celu w jednej z sal wykładowych. Policja wypędziła ich, by umożliwić przeprowadzenie planowych egzaminów, a dwie osoby zatrzymała. Podobny scenariusz rozegrał się na Sorbonie: 100 osób zostało siłą wyrzuconych z sali, którą zajęli, 88 zostało zatrzymanych.

Policja przerwała również pokojowy protest na Uniwersytecie Wiedeńskim. 8 maja w godzinach nocnych policja zlikwidowała miasteczko namiotowe, konfiskując namioty i zmuszając demonstrantów do rozejścia się. Protest był spontaniczny i nie miał związku ani z Uniwersytetem, który był zadowolony z jego rozpędzenia, ani z największymi stowarzyszeniami studenckimi z austriackiej stolicy - te dystansowały się od niego i twierdziły, że wśród organizatorów są "antysemici" (czemu organizatorzy zaprzeczyli). Również w Wiedniu podczas rozganiania zgromadzenia grupa studentów wołała "Policjo, wstyd!".

Młode pokolenie Amerykanów i Europejczyków upomina się o te same podstawowe prawa człowieka, które odmieniają przez wszystkie przypadki europejscy decydenci - ale nie wtedy, gdy należałoby stanąć w obronie Palestyńczyków. Wskutek ataków Izraela na Strefę Gazy do ostatniego czwartku zginęło ponad 34 tys. ludzi - mężczyzn, kobiet i dzieci. Palestyńczyków zabijają bomby, brak opieki lekarskiej i żywności. 8 i 9 maja izraelskie bomby spadały na Rafah, gdzie w poszukiwaniu schronienia uciekło półtora miliona Palestyńczyków, z tej części Strefy, którą wcześniej Izrael zrównał z ziemią.