Z Paryża wypłynął czytelny przekaz. Niezależnie od tego, jaką cenę zapłacą obywatelki i obywatele zarówno państw Unii Europejskiej, jak i samej Ukrainy, jedyna koncepcja dalszych działań w sprawie Ukrainy to robienie tego, co było robione do tej pory. Nikt nie myśli nawet o poszukiwaniu dyplomatycznego rozwiązania konfliktu, nikt nie stara się zastanowić, jak dyplomatycznymi metodami można byłoby wymusić zawieszenie broni. Brak zgody części europejskich przywódców (Fico, Orban, Scholz) na wysłanie „europejskich sił zbrojnych” na Ukrainę wcale nie wpływa na zmniejszenie eskalacji konfliktu. Paryski szczyt pokazał, że unijna polityka zagraniczna jest pasywna i bezsilna na poziomie ponadeuropejskim, a przy tym niekonsekwentna i coraz bardziej niewiarygodna. Nie wychodzi poza raz przyjęte ramy wysyłania na Ukrainę broni, chociaż wiadomo już, że same tylko dostawy na dłuższą metę nie wystarczą, by powstrzymać Rosję, bo ta przestawiła całą gospodarkę na tory wojenne. Zamiast poszukiwać rozwiązań, europejscy przywódcy i stojący za nimi biznes oczekują, że obywatele krajów UE poniosą wszystkie koszty zwiększonych wydatków zbrojeniowych, równocześnie godząc się z kryzysem kosztów życia, który zaczął narastać jeszcze przed wojną. I nie jest wyłącznie efektem polityki Putina, a nieuchronną konsekwencją systemu kapitalistycznego.
Premier Tusk począwszy od pierwszych dni swego premierowania deklaruje wsparcie dla Ukrainy na poziomie dwustronnym, unijnym i międzynarodowym. Szkoda jednak, że i tutaj działania ograniczają się głównie do wspierania dozbrajania Ukrainy i do wzrostu nakładów na obronność Polski. Jak wiemy, Polska godzi się na sojusznicze ćwiczenia i manewry oraz na udostępnianie lotnisk znajdujących się w swoich granicach. Mogłoby się wydawać, że nie jest to propozycja tak radykalna jak rozważania Emmanuela Macrona o wysyłaniu wojsk europejskich na Ukrainę. Lecz czy tak jest w rzeczywistości? Czy deklaracja prezydenta Francji będzie miała większe konsekwencje międzynarodowe niż, deklarowane przez szefa NATO, ewentualne wykorzystywanie polskich i rumuńskich lotnisk do działań wojennych?
Nasuwają się też dalsze pytania. Czy wsparcie dla naszego zaangażowania przez Stany Zjednoczone będzie równie duże po tegorocznych wyborach prezydenckich? Co, jeśli nowym prezydentem USA zostanie Donald Trump, a polityka USA wobec Rosji się zmieni? Kto poniesie koszty odbudowy Ukrainy? Wszak wspierając Ukrainę i jej obrońców Unia spokojnie patrzyła, jak w Kijowie ton nadal nadają oligarchowie, bez żenady przerzucając najcięższe konsekwencje wojny na barki zwykłych pracowników. Także zawierając z Ukrainą umowy w zakresie handlu żywnością, Unia wsparła w pierwszym rzędzie wielkie agroholdingi, które absolutnie dominują w tym sektorze ukraińskiej gospodarki. Wielki biznes jest zadowolony z tańszych towarów, nie oglądając się na losy rodzimych producentów. Krótkowzroczność Unii bije w oczy na praktycznie każdym odcinku polityki.
Wszystkie te sprawy powinny leżeć w polu zainteresowania lewicy. Od kwestii sojuszy i bezpieczeństwa międzynarodowego, po proste pytanie: czy stać nas na to, by zrzucać ciężar wydatków na zbrojenia na zwykłych ludzi?
O tym, czy i jak się zbroić, społeczeństwa winny zdecydować demokratycznie. Lewica powinna umieć odpowiedzieć na pytanie, czy stać nas na przyspieszone zbrojenia w dobie kryzysu kosztów życia. A gdyby nawet uznano, że zbroić się musimy, zadaniem lewicy winno być wskazanie, kto powinien ponieść największy ciężar tych wydatków. Podpowiadamy: nie mogą być to pracownicy zarabiający minimalną lub niewiele więcej, ludzie, których nie stać na własne mieszkanie, którzy oszczędzają na wszystkim, by zapewnić spokojne życie swoim dzieciom.
Niestety zarówno Nowa Lewica, jak i Lewica Razem stanęły ramię w ramię ze zwolennikami militarnego rozwiązania konfliktu. Nie dodają praktycznie nic od siebie do stanowiska, które wyraża prawica różnych odcieni. Lewica Razem wystąpiła z krytyką zbyt pro-pokojowego stanowiska lewicy zachodnioeuropejskiej, zarzucając jej prorosyjskie sentymenty czy wręcz powiązania. Podjęto próbę przekonania części lewicy skandynawskiej do popierania idei wsparcia zbrojnego naszego wschodniego sąsiada. I wszystko to nawet bez próby wezwania, by koszty takiej polityki ponieśli - przynajmniej w dużej części! - ci, którym świetnie powodziło się w poprzednich dekadach, biznes, który maksymalizował swoje zyski, także na handlu ze Wschodem. Oznacza to przyzwolenie Lewicy na zwiększenie wydatków na zbrojenia kosztem wydatków na sprawy społeczne czy służbę zdrowia. Już teraz łączne budżety wojskowe 27 członków Unii Europejskiej mają wzrosnąć w tym roku do 350 miliardów euro, czyli będę stanowić o około 60% więcej niż w 2021 roku. Czy z tego tytułu zwiększono obciążenia dla najzamożniejszych? Bynajmniej.
Sytuacja ta jest wynikiem sporego kryzysu instytucjonalnego ruchu pokojowego oraz uwidacznia, że polska lewica głównego nurtu nie jest w stanie w swojej stworzyć własnej wizji polityki zagranicznej i obronnej.
Wzrost kosztów życia oraz trudności wynikające z wdrażaniem obietnic wyborczych powodują niepokój i zniecierpliwienie różnych grup społecznych, są również sprzyjającym polem dla działań środowisk skrajnie prawicowych. Można odnieść wrażenie, że współrządząca czy też wspierająca obecny rząd lewica bagatelizuje faktyczne społeczne nastroje. Brakuje jej głosu na protestach rolniczych, które popiera ponad 3/4 Polek i Polaków. Brakuje mocnego głosu Lewicy wobec ograniczeń w podwyżkach w edukacji czy też topniejącej skali waloryzacji emerytur. Mało wiarygodne są jej działania w kwestiach poprawy sytuacji kobiet i środowiska LGBTQ+, chociaż lewica nie raz określała je jako priorytetowe. Jeśli w mediach słychać o lewicy, to najczęściej w kontekście feminatywów czy obejmowania przez socjaldemokratów stanowisk . ministerialnych. Stwarza to wrażenie oderwania się przez lewicę parlamentarną od rzeczywistych procesów zachodzących w codziennym życiu społeczeństwa polskiego.
Bardzo widoczny jest brak konsekwentnego głosu lewicy zarówno w kwestiach krajowych, jak i międzynarodowych. Głosu, który będzie ją odróżniał od innych ugrupowań politycznych. Jednym z obszarów, który może pokazać różnicę są priorytety w wydatkach budżetowych oraz opowiedzenie się w nich po stronie ludzi codziennie walczących o możliwość zarobkowania, godność i godziwość pracy o przetrwanie. Nie o bycie prymusem w dalszej militaryzacji i narażaniu bezpieczeństwa obywateli.
Niewątpliwym zadaniem europejskiej i polskiej lewicy jest odbudowa ruchu pokojowego, który niesłusznie, w wielu krajach padł ofiarą przemian geopolitycznych. Sprzeciw i niezadowolenie z wojen nie może znajdować jedynie upustu podczas demonstracji będących sprzeciwem wobec barbarzyństwa konfliktów. Wspieranie napadniętych musi wiązać się z poszukiwaniem rozwiązań dyplomatycznych i przeciwdziałaniu eskalacji.
Nie pozwólmy na to aby niezadowolenie z tego co się dzieje wokół nas było podstawą do dalszego odbudowywanie pozycji przez prawicowych ekstremistów w Polsce i Europie. Unikajmy schematów w próbie odpowiedzi na stawiane wyzwania. Nie wciągajcie NAS w WASZE wojny!