W dniach od 6 do 9 czerwca obywatele Unii Europejskiej wybierali swoich przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego. W Polsce wybory odbyły się w niedzielę 9 czerwca, wzięło w nich udział 40,69 proc. uprawnionych.



Nie potwierdziły się przewidywania o znaczącym zwycięstwie Koalicji Obywatelskiej. Oczekiwania na kolejny sukces "koalicji 15 października" okazały się myśleniem życzeniowym. Fakt, KO z 37,1 proc. głosów zajęła pierwsze miejsce, ale PiS zdobyło o niecały punkt procentowy mniej (36,2 proc.). Niewątpliwym czarnym koniem wyborów okazała się Konfederacja, na którą zagłosowało 12,1 proc. wyborców. W Parlamencie Europejskim swoją reprezentację będą mieć również Trzecia Droga – 6.9 proc. i Nowa Lewica – 6,3 proc.

Decyzje wyborców z 9 czerwca 2024 roku będą miały również wpływ na zmiany personalne w Sejmie i Senacie, ponieważ wielu parlamentarzystów z Wiejskiej zmieni instancję, w której będą reprezentować wyborców.

Co zaś zmieni się w praktyce?

Już od kilku miesięcy przedstawiciele rządzącej koalicji zdążyli nas przyzwyczaić do tego, że bardziej ich interesują wybory niż konkretna praca w przydzielonych im resortach. Od października zdołali już kilkakrotnie odstąpić od swoich zadań, aby przybliżyć swoje walory i osiągnięcia wyborcom. Chęć łączenia pracy parlamentarnej z wyborami miała również wpływ na formułę i sposób prac czy też sporządzania sprawozdań komisji śledczych. Przyzwolenie na takie działania dali liderzy partii tworzących koalicję, jak i szef rządu Donald Tusk. Czy jednak te działania przyniosły jednakowy skutek? Tak i nie, z jednej strony ułatwiły rozgrywki w ramach koalicji i partii ją tworzących, z drugiej niewątpliwie miały wpływ na sprawność i jakość kierowania państwem. Dały również pożywkę dla opozycji.

Donald Tusk wreszcie zwyciężył Jarosława Kaczyńskiego. Obwieścili to politycy całej rządzącej koalicji. Wygrał o 0.9 proc. głosów, pokazuje to, jak mało może znaczyć wiele. Późniejsze tłumaczenia, że chodziło o siłę w ramach Europejskiej Partii Ludowej, która w wielu miejscach poradziła sobie znacznie gorzej są mało przekonywujące. A już zupełnie zastanawia radość koalicjantów KO, którzy poradzili sobie poniżej oczekiwań i wprowadzą do PE dosłownie symboliczną reprezentację.

PiS nadal ma stabilną pozycję polityczną, której nie zaszkodziły komisje śledcze i wychodzące na jaw nieprawidłowości z poprzedniej kadencji. Prawicowy zwrot w Europie zapewne nie doprowadzi do radykalnych zmian w funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Pozwoli jednak na większą aktywność zwolenników konfederacyjnej, opartej na wartościach narodowo-konserwatywnych Europy. Doprowadzi do zwiększenia akceptacji dla tendencji nacjonalistycznych, ksenofobicznych czy homofobicznych. Wejście do PE silnej reprezentacji Konfederacji niewątpliwie będzie sprzyjało radykalizacji dyskursu oraz będzie wielkim sprawdzianem dla Prawa i Sprawiedliwości.

W sporze tym po stronie dotychczasowej formuły Unii znajdą się niewątpliwie przedstawiciele dwóch przegranych komitetów. Trzecia Droga ze swoimi dwoma przedstawicielami z PSL, którzy zasilą grupę Europejskiej Partii Ludowej i jednym wywodzącym się z Polski 2050 Szymona Hołowni, który dołączy do liberalnej frakcji Odnowić Europę oraz przedstawiciele Frakcji Wiosna Nowej Lewicy, którzy wejdą w skład Partii Europejskich Socjalistów i Demokratów.

Lewico, czy nic się nie stało?

Wizja Europy jest bardzo istotna w polityce na poziomie całej wspólnoty. Dlatego tak trudne było kibicowanie Nowej Lewicy w niedawnych wyborach. Kandydaci z nią się identyfikujący nie zdołali przedstawić swojej wizji Europy. Poza sloganami nie powiedzieli co jest jej siłą, a co jej słabością, czego trzeba bronić, a co zmienić. O tym mówiła najgłośniej Konfederacja, stąd może i sukces tego ugrupowania.

Lewica koncentrowała się na deklaracjach bez pokrycia oraz na wyborach jako takich. Nie jest to niczym nowym. Tak było i w poprzednich kadencjach, więc zmniejszenie liczebności polskiej reprezentacji w S&D niewiele zmieni. Wybory te ułatwią w klasyfikowaniu Inicjatywy Polskiej, której przedstawiciele będą musieli opowiedzieć się, do jakiej grupy reprezentującej obecny status quo przystąpią.

Dla radykalnej lewicy nie ma to jednak znaczenia. Bardziej istotne są losy ugrupowań dotychczas tworzących grupę Lewicy w PE. Wypada jedynie trzymać kciuki za jej aktywność. Na szczęście utraciła ona jedynie jedno miejsce w porównaniu z poprzednią kadencją. Większym wyzwaniem wydaje się tutaj jej integralność.