Wojna, według klasyka nauk wojskowych Carla von Clausewitza, jest „kontynuacją polityki innymi środkami”. Owe „ inne środki”uległy już wyczerpaniu. Wobec kryzysu globalnego kapitalizmu, wojna pozostaje jedyną opcją dla bloków politycznych i szukających nowych rynków korporacji. Ukraina oraz Strefa Gazy to poligony doświadczalne wielkiego kapitału.
„Pracujemy pod ziemią i na ziemi, pod dachem i na deszczu[…], zakładamy podwaliny jakiejś nowej, potwornej cywilizacji[…].Pamiętam, jak lubiłem Platona. Dziś wiem, że kłamał. Bo w rzeczach ziemskich nie odbija się ideał, lecz ciężka, krwawa praca człowieka. Nie ma prawdy, która tę krzywdę pomija. Nie ma dobra, które na nią pozwala” - pisał Tadeusz Borowski w swoich Opowiadaniach Oświęcimskich. Dziś jego słowa są równie aktualne, co ponad 80 lat temu. Od ponad 10 lat większość zysków z naszej pracy jest przeznaczanych na coraz droższe technologie przemysłu militarnego. W regionach od dekad dotkniętych konfliktami, testuje się nie tylko nową broń, ale też coraz doskonalsze metody inwigilacji ludności. Nawet przedsięwzięcia nie produkujące bezpośrednio broni, czy środków przymusu, czerpią pośrednie zyski z przekształcania coraz rozleglejszych, dotkniętych konfliktami obszarów globu w swego rodzaju specjalne strefy ekonomiczne.
Setki tysięcy ludzkich istnień są pierwotnym surowcem, niewielkimi kosztami dodatkowych, finalnych produktów i usług, ze sprzedaży których są generowane zyski liczone w miliardach dolarów. Codziennie konsumujemy ociekające krwią towary, podłączeni do telewizorów, komputerów i smartfonów, finansując przedsięwzięcia zmierzające do destabilizacji coraz większych obszarów świata. Przekazy oszczędnie gospodarujące prawdą i obiektywizmem są generowane przez garstkę potentatów medialnych, reprezentujących interesy dominujących mocarstw i powiązanych z nimi korporacji. Nasze działania i wybory konsumpcyjne składają się na finansowanie agresywnych działań, których ofiarą potencjalnie może paść niemal każdy kraj na świecie. O tym, komu należy współczuć i z kim się solidaryzować, decydują media głównego nurtu, świadome faktu, że na wojnach współczucie czy nawet uwaga opinii publicznej są ważnym kapitałem.
Cena pocisków artyleryjskich jest podobnym papierkiem lakmusowym zawirowań na światowych rynkach, co cena ropy naftowej. Gdy gwałtownie wzrasta, możemy spodziewać się eskalacji wojen. Obecnie popyt na amunicję jest tak duży, że łączna produkcja wszystkich europejskich państw nie jest w stanie mu sprostać. Nic nie wskazuje na to, by ceny w najbliższym czasie miały spaść.
Tak jak przed I wojną światową mocarstwa coraz gwałtowniej dążą do czołowego zderzenia.
Wojny zastępcze - w cyklu zniszczenia
Instytut Marksa jest portalem edukacyjnym poświęconym myśli marksistowsko-leninowskiej. Zajmuje się on zarówno tłumaczeniem historycznych tekstów, jak i opracowaniem własnych, współczesnych analiz społeczno-politycznych.
Instytut Marksa w rozmowie z Naszymi Argumentami argumentuje, że światowa gospodarka znajduje się w okresie preludium ogólnoświatowego kryzysu gospodarczego i finansowego oraz nakładającego się na to kryzysu klimatycznego. W tym względzie zgodni są ze sobą analitycy i działacze społeczni prezentujący odległe bieguny ideologiczne. Na alarm biją zarówno Światowe Forum Ekonomiczne (raport Global Risks z 2021 roku), prof. Krzysztof Piech, jak i alterglobalistki w rodzaju Naomi Klein.
Sporną kwestią jest jedynie to, która branża zapoczątkuje kryzys. Najpotężniejsza gospodarka świata – Stany Zjednoczone, została prawie dogoniona przez Chiny. USA zostało pokonane swoją własną bronią. Przenosząc większość swojej produkcji przemysłowej na terytorium Chin przyczyniło się do wzmocnienia tamtejszej gospodarki, tj. narodowej chińskiej burżuazji. Czynnikiem, który to spowodował, była pogoń za maksymalizacją zysku, bez której kapitalizm nie może istnieć.
- Mamy do czynienia z pogłębiająca się sytuacją antagonistyczną – ciężko pracujący amerykański lud zaczyna stopniowo biednieć lub lądować na ulicy. Jednocześnie zyski najbogatszych, klasy kapitalistów i bogatej klasy średniej, osiągają zawrotne sumy. Zyski te, relokowane w obiegu kapitałowym, przyczyniają się z kolei do napięć rynkowych spowodowanych wszechpotężną spekulacją. Wzrasta ryzyko pęknięcia baniek spekulacyjnych m.in. w branży bankowej, które były jedną z głównych przyczyn ostatniego wielkiego kryzysu finansowego z 2008 roku. Obecnie mówi się o bańce na rynku nieruchomości nie tylko na „Zachodzie”, ale także w Chinach. Rozpatrując rzecz z historycznego punktu widzenia to najlepszym wyjściem z takiej sytuacji może być dla kapitalistów jedno - wywołanie kolejnej wojny. Na wojnie nie tylko można zarobić, ale i dokonać przetasowania geopolitycznego - mówią przedstawiciele Instytutu Marksa.
Słabnąca gospodarka amerykańska wciąż posiada jeden kluczowy argument: najsilniejsze i najnowocześniejsze wojsko na świecie. Oprócz widma potężnych zysków dla koncernów, wojna wzmacnia także w społeczeństwie nastroje nacjonalistyczne, które – przynajmniej na jakiś czas - odwodzą ją od „szarej codzienności” i zabezpieczają przed wzrostem niezadowolenia powodowanego złą sytuacją materialną.
- W zasadzie można powiedzieć, że kapitalizm wykorzysta każdą możliwość efektywnego ulokowania kapitału. Kryzys finansowy z 2008 roku pokazał, że podmioty gospodarcze, jak wielkie banki, okazały się zbyt wielkie, by politycy dali im upaść. W konsekwencji dostały potężny zastrzyk dofinansowania z publicznych pieniędzy. Ci, którzy ryzykując dla zysku doprowadzili do kryzysu, zostali za to nagrodzeni. To samo mieliśmy podczas pandemii COVID-19. Wielkie monopole otrzymują olbrzymi zastrzyk państwowego dofinansowania, na całym świecie. Dla średnich i małych podmiotów gospodarczych, które z takiej pomocy skorzystać nie mogły lock-down był gwożdziem do trumny. Jakby tego było mało – ich problemy okazały się bardzo korzystne dla samych monopoli, które mogły wykupować podupadające firmy, pozbywając się tym samym konkurencji i przyspieszając proces centralizacji kapitału – tłumaczą analitycy Instytutu.
Społeczeństwo – poza bogatą klasą średnią – staje się coraz bardziej krytyczne w stosunku do poczynań władz. Rządzące elity doskonale zdają sobie z tego sprawę. Dlatego nie wywołują już pełnoskalowych wojen tak chętnie, jak dawniej. Korzystają z taktyki niebezpośredniej, tzw. proxy war. Jednak nawet taka pozorna „równowaga” zaczyna się chwiać. Stawki rosną, a uczestnicy rozgrywki coraz bardziej zaczynają przypominać uzależnionych od hazardu.
Jak zauważa lewicowy portal edukacyjny. największe mocarstwo militarne świata – USA, czując się zagrożone w swojej pozycji, wymaga od swych sojuszników, by zdecydowanie zwiększyli nakłady na zbrojenia. Odczuwa, że samo nie będzie mogło sobie poradzić z silnym gospodarczo przeciwnikiem skupionym w Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Postępująca militaryzacja „Zachodu” jest efektem wywołanym przez strach przed utratą dominującej pozycji. W łonie klasy kapitalistycznej obserwujemy narastającą sprzeczność ujawniającą się w USA na płaszczyźnie politycznej obrazem walki pomiędzy reprezentantami wielkiego kapitału finansowego (Demokratami), a opcją reprezentującą głównie wpływy gospodarcze narodowej burżuazji (Republikanami). Ci drudzy, starają się odwrócić proces przenoszenia przemysłu za granicę. Wiedząc, że jest to z przyczyn faktu dokonanego niemożliwe – zastraszają Chiny konfliktem zbrojnym, który jest dla nich ostatecznym, bo jedynym wyjściem z patowej sytuacji.
Jednocześnie mamy do czynienia z wykształceniem się państw nowoimperialistycznych takich jak Chiny właśnie, Indie, Iran i inne. Przykładem takiego państwa jest również putinowska Rosja. Dążą one do nowego podziału sfer wpływów. Na dłuższą metę tych dążeń nie można spełnić inaczej niż drogą zbrojnej konfrontacji.
- Po unifikacji rynku światowego po upadku ZSRR, w której to krótkiej epoce obwieszczano już ostateczne zwycięstwo kapitalizmu (w wariancie demokratyczno-liberalnym), dały o sobie znać tendencje, które charakteryzują kapitalizm od początku. W państwach skolonizowanych przez międzynarodowy kapitał nieuchronnie pojawiła się krajowa burżuazja, wpierw pełniąca rolę podwykonawców i pomocników międzynarodowych monopoli, później, akumulując kapitał, będąca w stanie tworzyć krajowe monopole i doprowadzić do przejścia swoich krajów ze statusu neokolonii do nowych państw imperialistycznych. Dobrze widać to na przykładzie Rosji, która od 2000 roku przeszła drogę od partnera (dostawcy gazu) dla Unii Europejskiej do odciętego sankcjami od tzw. Zachodu drugiego bieguna międzyimperialistycznych przepychanek. Analogicznym przykładem są także inne kraje bloku BRICS - uzupełniają marksistowscy analitycy.
W tym względzie analogia do zbiorowego samobójstwa znanego z czasów Wielkiej Wojny nasuwa się sama. Nowe kraje imperialistyczne będą dążyć do nowego podziału świata, a stare imperializmy do zachowania przynajmniej status quo, który daje im kluczową pozycję.
- Żyjemy w bardzo szybko zmieniającym się świecie w którym coraz mocniej dochodzą do głosu międzyimperialistyczne sprzeczności. W tych okolicznościach dla wielkiego kapitału każda lokata kapitału może wydawać się niepewna. Poza jedną – lokatą w sektor militarny - utrzymują marksiści.
Jeźdźcy apokalipsy XXI wieku
Biblijni jeźdźcy zagłady nie bez przyczyny występują w komplecie. Ich działania doskonale się uzupełniają.Gdyby język biblijnych symboli ubrać w propagandowe szaty współczesnych przekazów propagandowych, „Głód” z przyczyn marketingowych przybrałby imię „Odbudowa Zniszczeń Wojennych”. Wkrótce terenem jego działania będzie Ukraina i Strefa Gazy. Wojna niszcząc przygotowuje tereny pod przyszłe inwestycje. Zadaniem Głodu jest zmienianie gospodarek w korporacyjne strefy wpływu.
- Logika, czy to w przypadku amerykańskiego planu „odbudowy” Iraku, w przypadku obecnych recept na odbudowę ukraińskiej gospodarki, czy planami zagospodarowania Strefy Gazy, jest ta sama. Wielki kapitał finansowy, skoncentrowany w centrach światowego kapitalizmu, jest czynnikiem tworzącym i determinującym całość sfery gospodarczo-politycznej poszczególnych państw imperialistycznych. Chcąc zachować swoją przewagę, tj. nie ulec konkurencji kapitału z innych krajów, zobowiązany jest do szukania najkorzystniejszych opcji alokacji nagromadzonych środków finansowych w celu maksymalizacji zysków. Z tego punktu widzenia najkorzystniejszym dla niego środkiem jest opcja „pokojowego” przenikania kapitału do gospodarek innych państw. Tak się jednak niekiedy składa, że gospodarki, które gwarantowałyby wielkiemu kapitałowi najwyższą stopę zysku, zostały uprzednio zmonopolizowane i poddane protekcjonistycznej kontroli narodowej burżuazji. Ta przeszkoda, szczególnie w okresach kryzysu i związanej z tym ograniczonej możności alokacji kapitału w kapitalistycznych centrach, staje się przyczyną jego przejścia z metody „pokojowej” do otwartej konfrontacji zbrojnej - tłumaczą analitycy.
Przykładem tego jest właśnie inwazja na Irak rozpoczęta 20 marca 2003 roku. Oficjalnym powodem inwazji było rzekome posiadanie broni masowego rażenia oraz związki z ugrupowaniem Al-Kaida. Nie znaleziono jednak ani broni jądrowej, ani związku z wymienionym ugrupowaniem. Jeszcze przed wojną stworzony został plan podziału złóż ropy naftowej pomiędzy przedsiębiorstwa amerykańskie i brytyjskie. Zachodnie firmy, które dostały koncesje na nieograniczony rabunek surowców mineralnych Iraku zobowiązały się przeznaczać część zysków na odbudowę zrujnowanej infrastruktury.W rzeczywistości jednak, jak podaje chociażby sam raport rządu amerykańskiego z 2008 roku - pomimo 117 miliardów dolarów przeznaczonych na odbudowę, często nie zapewniono nawet podstawowej infrastruktury w zakresie np. doprowadzenia wody pitnej i opieki zdrowotnej.Irak pogrążył się w gospodarczym i religijnym chaosie.
Jak podają przedstawiciele Instytutu Marksa obecny wybuch konfliktu na Ukrainie od wojny z początku XXI wieku różni się tym, że w tym przypadku mamy do czynienia nie z jednostronnym atakiem imperializmu na łatwy cel, tylko bezpośrednie zaangażowanie zbrojne kilku państw imperialistycznych walczących o „swoją” strefę wpływu.
Urodzajna ziemia, bogactwo w surowce mineralne, położony na wschodzie kraju kompleks przemysłowy i strategiczne położenie geopolityczne to główne cele walczących ze sobą imperializmów. Jak podaje prof. Olena Borodina - kierowniczka Zakładu Ekonomii i Polityki Agrarnych Transformacji, Instytut Ekonomii i Prognozowania Narodowej Akademii Nauk Ukrainy, członkini korespondencyjna Narodowej Akademii Nauk Ukrainy, w Ukrainie funkcjonują 93 agroholdingi będące w posiadaniu 47% wszystkich gruntów rolnych w kraju. Ekonomista Karol Olszanowski, analizując strukturę własnościową ukraińskiego rolnictwa stwierdza, że ze względu na kraj rejestracji oraz udział międzynarodowych korporacji w akcjonariacie oraz finansowaniu większość zysków nie trafia do budżetu w Kijowie, a jest transferowane za granicę. Ma to swoje konsekwencje polityczne. Globalne koncerny takie, jak niesławny gigant Monsanto traktują Ukrainę jak swoją kolonię. Ukraina godzi się na zupełną bierność wobec coraz dalej idących żądań korporacji, byle uzyskać pożyczki na cele militarne.
Jednocześnie Rosja zwiększyła swój budżet wojskowy o 25% szykując się do długotrwałej konfrontacji z „Zachodem” i udowadniając nieskuteczność sankcji nałożonych na swoją gospodarkę.
Niezależnie od tego, jak skończy się współczesny konflikt, efekt będzie dokładnie ten sam jak w przypadku Iraku: zainstalowanie podległego zwycięskiej stronie rządu, który umożliwi nieograniczony drenaż kapitałowy w postaci prywatyzacji kluczowych koncernów. Zapowiedziana i realizowana przez zwycięską stronę odbudowa kluczowej infrastruktury przeprowadzona zostanie koniec końców na koszt lokalnego społeczeństwa. Z kolei jej cel będzie prosty: wywóz kluczowych surowców za granicę.
To czas żniw dla koncernów zbrojeniowych. Wielkie zachodnie koncerny, takie jak niemiecki Rheinmetall, by zaoszczędzić na kosztach transportu i taniej sile roboczej, rozważają budowę swoich fabryk bezpośrednio w objętej wojną Ukrainie. Podobnie ma się sprawa z drugiej strony konfliktu w której beneficjentami są strony dostarczające broń i amunicję Federacji Rosyjskiej.
W krainie podwójnych standardów
Na mapie świata bliskowschodnia Strefa Gazy jest szczególnym punktem nie tylko ze względu na swoją burzliwą historię. To miejsce, gdzie Temida zerwała opaskę z oczu, a z szali jej wagi wysypują się dolary.
- Izrael nie jest stroną Statutu Rzymskiego, który precyzyjnie określa, co jest a co nie jest zbrodnią wojenną. Palestyna jest uznawana jako państwo przez Międzynarodowy Trybunał Karny, który sprawuje tam jurysdykcję od czerwca 2014 roku. Już miesiąc później mieliśmy do czynienia z kolejnym izraelskim atakiem na Strefę Gazy, który nosił kryptonim Ochronny Brzeg - informuje prawniczka Mariam Hraish- Szabanowicz.
Proporcje dotyczące zamordowanych małych dzieci w ogólnej liczbie ofiar podczas tamtego ataku przypominają te, które znamy z konfliktu, który rozpoczął się w październiku 2023 roku. Prawo międzynarodowe po prostu w Strefie Gazy nie działa. To Izrael sprawuje całą jurysdykcję nad granicami, wpuszczaniem międzynarodowych obserwatorów, czy nawet wolnością słowa w Palestynie i Strefie Gazy. Nie mamy tam do czynienia z jakimikolwiek prawami na korzyść Palestyńczyków jako tako. Obowiązuje prawo osobne dla Palestyńczyków oraz obywateli Izraela.
Dychotomiczny system prawa, który jest oparty na obowiązywaniu innych norm dla Palestyńczyków i Izraelczyków w tych samych okolicznościach to nic innego niż apartheid. Aktualizowanie się danej normy prawnej zależy od pochodzenia etnicznego. Prawo dla Palestyńczyków jest oczywiście surowsze oraz niespełniające standardów demokratycznych. W szczególności mam na myśli detencje administracyjną, prawo wojskowe przewiduje możliwość wieloletnich aresztów bez prawa do rzetelnego procesu. Bardzo często procesu w ogóle nie ma.
- Zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciw ludzkości, zbrodnie ludobójstwa są zupełnie innym ciężarem gatunkowym, gdy zdarzają się w Palestynie, czy też ogólnie na Bliskim Wschodzie. Rozmiary izraelskiej ofensywy i ilość jej ofiar jest o wiele większa, niż liczba ofiar trwającego już dwa lata konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Odnoszę wrażenie, że chroniące ludność cywilną normy międzynarodowe są zauważalne na Ukrainie a zupełnie nieobecne w Strefie Gazy. Podobnie widzieliśmy to w Afganistanie, Iraku, Syrii, Libii, Jemenie. To jawne, podwójne standardy, pod którymi kryje się sieć globalnych interesów - oznajmia prawniczka.
Kraje Zatoki Perskiej mogłyby zakończyć cierpienie Palestyńczyków, nie tylko groźbą militarną, ale również wywierając presję gospodarczą. Światowy zasób ropy naftowej oraz gazu w grupie OPEC jest w stanie poważnie zachwiać globalnym rynkiem. Niestety państw tych tak naprawdę nie interesuje los Palestyny. Eksporterzy ropy naftowej i gazu ziemnego nie mogą sobie pozwolić na erozje więzi dyplomatycznych ze Stanami Zjednoczonymi, czy krajami Unii Europejskiej. Palestyna zawsze była kartą przetargową w relacjach między państwami arabskimi, USA czy Europą.
- Od początku było wiadomo, że ekspansja Izraela w regionie nie zatrzyma się na podziale określonym w rezolucji nr 181 z 1947 r. Stworzenie Izraela w 1947 r. , w tym wcześniejsze działania poprzedzające finalizacje tego projektu, zaprzepaściły szansę na naturalny rozwój stworzenia Palestyny jako miejsca do życia zarówno Palestyńczyków, Żydów, jak i chrześcijan - mówi Mariam Hraish- Szabanowicz.
Gdyby następcą Brytyjskiego Mandatu Palestyny było powstanie wielonarodowego Państwa Palestyna, to liczne grupy etniczne i religijne zamieszkujące ten rejon w sposób naturalny koegzystowałyby ze sobą, tworząc żydowskie, chrześcijańskie i muzułmańskie partie polityczne w palestyńskim parlamencie. Przynajmniej byłaby na to poważna szansa.
Powstający Izrael był państwem bez obywateli. W kilku wielkich falach migracyjnych (alije) sprowadzano ludzi żydowskiego pochodzenia z całego globu. W efekcie powstał zlepek pozbawionych wspólnych więzi, wspólnej historii ludzi z całego świata. Jedyną ich tożsamością, którą władze od początku wykreowały jako fundament, była pamięć Holokaustu i podtrzymywanie cierpienia z pokolenia na pokolenie. Budowanie tożsamości na cierpieniu z czasem przybrało przerysowane formy, ale też było systemowym działaniem aby to cierpienie było dziedziczne. Bardzo niebezpiecznym zjawiskiem są wycieczki do obozów zagłady w Polsce. Treści oraz obrazy jakie są kierowane do młodych Izraelczyków mają jeden cel: wzbudzenie nienawiści i poczucia, że wciąż jako naród są zagrożeni.
Z opowiadanej w Izraelu historii Holokaustu wymazano Polaków i inne narodowości. To forma marketingowego rewizjonizmu historycznego. Wycieczki izraelskiej młodzieży do Auschwitz-Birkenau i innych obozów zagłady przyjeżdżają na miejsce z własną obstawą ochroniarską oraz własnymi przewodnikami. Młodzież jest izolowana od zwiedzających innych narodowości. Młodym ludziom mówi się o „polskich obozach śmierci”. Mówi się, że Polacy nie są ich przyjaciółmi i w Polsce nie można się samemu poruszać, by uniknął pobicia lub śmierci. Holokaust nie dotknął bezpośrednio piętnasto-, czy czternastoletnich uczestników wycieczek. Jednak jest dla nich traumą. Buduje tożsamość cierpienia, wraz ze strachem, nienawiścią i poczuciem wszechobecnego wroga. To samo odbywa się w sensie geopolitycznym. Izrael nie mógłby istnieć bez nieustannego zagrożenia. Wszystkie, dotychczasowe wojny wbrew pozorom umacniały to państwo.
Wymierające już pokolenie ocalałych z Holokaustu jest często przeciwne działaniom Izraela. Słynny list setek ocalałych z Holocaustu z 2014 roku z International Jewish Anti-Zionist Network, wprost nawoływał do bojkotu Izraela, również gospodarczego. List był manifestem, który wskazywał, że Izrael dokonuje masakr na narodzie palestyńskim, gdzie większość zamordowanych to dzieci i kobiety. Autorzy listu silnie akcentują, że nie zgadzają się na dehumanizacje Palestyńczyków oraz wykorzystywania historii do racjonalizowania obecnych działań.
- New York Times nie chciał opublikować tego manifestu. Ocaleni wykupili więc całą stronę ogłoszeń w gazecie i tam zamieścili swój manifest. Do dziś ich deklarację trudno jest znaleźć w sieci. Manifest nie został przedrukowany w Europie (nie wspominając o polskich mediach) - stwierdza Mariam Hraish-Szabarowicz.
Zdaniem prawniczki Izrael jest w skali całego świata ewenementem w dziedzinie oceny działań zarówno w świetle prawa międzynarodowego, jak i prawa karnego.
Gdy po 7 października 2023 roku zaczęła się zbrodnicza ofensywa w Strefie Gazy w telewizji Al Jazeera pojawiła się informacja, że siły Izraela oddały prewencyjne strzały w kierunku libańskiej granicy. Gdyby jakiekolwiek europejskie państwo prewencyjnie ostrzelało sąsiada, to mielibyśmy do czynienia z casus belli.
Działanie Izraela było więc prowokacją zmierzającą do wciągnięcia w wojnę również libańskiego Hezbollahu. Mimo statusu państwa upadłego Libanu w prawie międzynarodowym nie ma czegoś takiego, jak „prewencyjny atak”. Izrael może więc w arogancki sposób ignorować zasady, których muszą przestrzegać inne państwa.
Bierność wobec działań Izraela wykazuje także Europa. Mimo ciągłego rozszerzania się granic konfliktu i jednoznacznych dowodów na popełnianie zbrodni wojennych, Europarlament nie jest w stanie uchwalić nawet niezobowiązującej rezolucji, wzywającej do zawieszenia broni. Większość europejskich krajów boi się oskarżenia o „antysemityzm” oraz z pewnością ma to na to wpływ silne powiązanie gospodarcze.
Łatkę antysemity przypięto również Sekretarzowi Generalnemu ONZ i to jedynie za to, że wyraził zaniepokojenie działaniami Izraela na Bliskim Wschodzie. To samo spotkało Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze.
Pełzające ludobójstwo
- Strefa Gazy jest oblężona od 17 lat. Nie ma możliwości swobodnego jej opuszczania ani wjazdu do ogrodzonego murem obszaru. Trudno mówić o normalnym funkcjonowaniu edukacji, służby zdrowia i gospodarki. Ten obszar przez ostatnie dwie dekady nie miał szans na jakikolwiek rozwój gospodarczy. Cała gospodarka ograniczała się do zaspokojenia podstawowych potrzeb mieszkańców Gazy, poprzez rolnictwo i rybołówstwo. Oczywiście granicę Gazy przekraczały produkty medyczne, żywność oraz towary przeznaczone na sprzedaż. Przemycano je m.in. osławionymi tunelami, których kilometry wiją się głęboko pod całym obszarem. Bezrobocie utrzymuje się na rekordowym poziomie. Jakiekolwiek pytanie o „normalne” warunki rozwoju nastawionej na biologiczne przetrwanie ludności jest obciążone błędem logicznym. Średnio co dwa lata izraelskie lotnictwo znajduje jakiś pretekst do dokonania nalotu bombowego na Strefę Gazy siejąc spustoszenie i niszcząc, to co dało się odbudować - tłumaczy prawniczka.
Średnio co dwa lata izraelskie lotnictwo znajduje jakiś pretekst do dokonania nalotu bombowego na Strefę Gazy siejąc spustoszenie i niszcząc, to co dało się odbudować.
Według danych OCHA stopa bezrobocia w Strefie Gazy wynosi ponad 45 proc. Około 60 proc. osób w wieku 15-29 lat nie ma pracy. Dane zebrane przez agencję ONZ pokazują, że w 2021 r. ponad 80 proc. mieszkańców Strefy Gazy zatrudnionych w sektorze prywatnym zarabiało mniej niż płaca minimalna, wynosząca 442 dolarów (419 EUR) miesięcznie. Nawet rybołówstwo musi funkcjonować w granicach bardzo ograniczonych wód przybrzeżnych. Mniej więcej raz na 2 tygodnie kutry rybaków były ostrzeliwane.
-Ludzie żyją z dnia na dzień, sprowadzeni do przetrwania. Nie ma czasu na edukację, myślenie o sprawach wolnościowych, niepodległościowych. Na politykę okupanta składają się takie aspekty, jak pozbawianie ludności dostępu do leków, czy opieki medycznej. Ludzie umierają na nowotwory pozbawieni podstawowych leków przeciwbólowych, przez co nie mogą liczyć nawet na godną śmierć. W czasie brutalnych akcji sił zbrojnych, używa się bomb kasetowych, testowane są nowe rodzaje broni. Używane są bomby fosforowe. Dzieci z ciałami wypalonymi do kości, to obraz nie rzadki- uzupełnia Mariam Hraish- Szabanowicz.
Eskalacji działań wojennych towarzyszy ofensywa propagandowa mająca przekonać światową opinię publiczną, że w Gazie mamy do czynienia ze standardowymi działaniami zbrojnymi dwóch armii, a ludność cywilna objęta jest egidą IDF.
Ambasada Izraela w Polsce wypuściła film propagandowy, na którym w obszar Strefy Gazy wjeżdżają ciężarówki z pomocą humanitarną z Turcji i Kataru. Jednak na innych filmach wrzuconych do sieci przez samych izraelskich żołnierzy widać, jak izraelscy wojskowi podpalają pojazdy i rozgrabiają ich ładunki. Lekarstw wwożonych do Strefy Gazy jest zdecydowanie mniej, niż zakłada wyznaczone przez ONZ minimum. Na Telegramie regularnie umieszczane są filmy, na których umundurowani żołnierze okradają sklepy i wynoszą kilogramy złota ze zniszczonego kantoru. Izrael często przedstawiany jest jako „jedyna demokracja na Bliskim Wschodzie”. Jednak w odniesieniu do Strefy Gazy nie istnieje nawet prawne pojęcie winy i kary. Po prostu nikt nie zawraca sobie głowy postępowaniami sądowymi, a sama Autonomia Palestyńska jest bezsilna w kwestii zobligowania Izraela do przestrzegania jakichkolwiek podstawowych praw.
Kwestia przywództwa w Palestynie to niestety rozmowa na inny czas, ale jedynie zasygnalizuje, że obecne władzę nie cieszą się uznaniem.
Od piętnastu lat nasilającym zjawiskiem w regionie jest aresztowania dzieci. Aresztowaniom towarzyszy przemoc fizyczna i seksualna, co potwierdziły dane zebrane przez izraelską organizację obrońców praw człowieka B'tselem i inne. Dzieje się tak, gdyż bogaty katalog działań, przy pomocy których okupant chce zmusić ludność okupowanych terytoriów do działania przestał działać. Dzieci to miękkie podbrzusze każdego rodzica.
Rzeczywistość gospodarcza Zachodniego Brzegu prezentuje się zdecydowanie lepiej. Na tym obszarze funkcjonują nawet intratne gospodarstwa rolnicze, opierające się na współpracy lokalnej ludności palestyńskiej i Izraelczyków. Palestyńczycy zajmują się obsługą agrogospodarstw należących do Izraelskich właścicieli. Palestyńskie firmy korzystają przy tym z własnych kombajnów i ciężarówek obsługując kompleksowo Izraelskie firmy i biorąc udział w procentowych rozliczeniach zysków. Funkcjonuje również palestyńska służba zdrowia. Na poziomie lokalnym nie dochodzi do większych napięć między Palestyńczykami a Żydami. Jednak realia gospodarcze Zachodniego Brzegu zdecydowanie odbiegają od tych znanych z obszaru samego Izraela. Palestyńczycy nie mają możliwości prowadzenia zaawansowanych badań uniwersyteckich, nie istnieje duży i zorganizowany przemysł, który mógłby pomóc rozwinąć palestyńskie rolnictwo. Palestyńczycy nie mają również możliwości eksportowania swoich produktów rolnych bez zgody władz Izraela.
- Rozwój Palestyny jest w ostatnich czasach maksymalnie ograniczany. Społeczeństwo bogatsze i bardziej wyedukowane mogłoby stanowić problem i konkurencję dla Izraela. Palestyńczycy mogliby wówczas zwiększyć swój wpływ na gospodarkę, czy rywalizować na arenie międzynarodowej z Izraelem. W przyszłości sprawa niepodległości Palestyny mogłaby być szerzej reprezentowana na arenie międzynarodowej. Społeczeństwem sprowadzonym do kwestii przetrwania z łatwością można manipulować i je zastraszać- stwierdza prawniczka.
Kwestia gospodarcza w Strefie Gazy, jak i w całej Palestynie nakłada się więc na działania wojskowe i politykę rasistowską izraelskich władz. Obok nalotów i brutalnych operacji wojskowych, wywieranie presji ekonomicznej i kolonialne relacje gospodarcze, składają się na modus operandi Izraela.
Oligarchowie informacji
Elon Musk podczas swojej wizyty w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu stwierdził, że „tragedia holokaustu nie mogłaby się wydarzyć w dobie mediów społecznościowych”. Musk poza nachalnym reklamowaniem własnej korporacji celowo wykreował iluzję mediów jako bezstronnej i niepowiązanej z interesami nadawców machiny sprawiedliwości. Tymczasem w dobie rzekomej demokratyzacji mediów, kreowanie informacji w stylu znanym z czasów zimnowojennej walki na słowa jest normą. Każdy użytkownik mediów społecznościowych jest nadawcą informacji, jednak w praktyce tysiące pozbawionych kontekstu i odpowiednio przeżutych migawek informacyjnych nie tylko utrzymują konsumentów w bierności, ale sterują ich zachowaniami.
- Gdyby podczas funkcjonowania III Rzeszy istniały media społecznościowe czy media głównego nurtu w dzisiejszym rozumieniu tego słowa (stacje CNN czy FOX News), należące do amerykańskiego przedsiębiorstwa Warner Bros, to czy takie podmioty byłyby współodpowiedzialne za popełnione zbrodnie - pyta Mariam Hraish- Szabanowicz.
Media społecznościowe, choć zarzekają się, że treści związane z przemocą nie mają w nich miejsca, dość regularnie prezentują liczne zdjęcia prezentujące tortury i egzekucje. Niektórzy żołnierze zamieszczają je na swoich profilach niczym zdjęcia z imprez czy ekscytujących zagranicznych wakacji. Tego rodzaju nagrania powinny znajdować się w wiadomościach rzetelnie prezentujących konflikt oraz stanowić dowód przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym w Hadze. By znaleźć dowody przestępczych działań, nie trzeba nawet się wysilać. Szybki przegląd kont na Telegramie i mamy bardzo dobry jakościowy materiał dowodowy. Nie tylko widzimy samą czynność wykonawczą, ale również sprawców. Materiały są bardzo brutalne, jak zdjęcie porwanego Palestyńczyka ze Gazy, który po torturach został przejechany przez czołg. Widać było, że miał jeszcze związane ręce. Część nagrań i zdjęć to przecieki, inne zostały przechwycone, jeszcze inne trafiły do sieci absolutnie rozmyślnie. Na nagraniach możemy zobaczyć m.in. zwłoki dzieci przechowywane w plastikowych workach, ciała dziennikarzy zastrzelonych przez izraelskich snajperów, czy snajperów strzelających do młodego cywila niosącego na plecach swojego rannego brata. Wojsku towarzyszą spychacze, systematycznie niszczące sady i pola.
To jednak jedynie część zjawiska. Na politykę magnatów medialnych składa się również informacyjna cenzura, dezinformacja oraz używanie podwójnych standardów do opisu konfliktu na Bliskim Wschodzie.
- Z jednej strony komunikaty medialne pełne są informacji o terrorystach gwałcących dzieci i obcinającym ich głowy (tego rodzaju informacje zdementował już nawet amerykański Biały Dom). W stacji TokFM izraelska aktywistka ze szczegółami opisywała kobietę z wyłamaną miednicą mimo, że nie udowodniono, by podczas wydarzeń z 7 października popełniano gwałty. W przeciętnym człowieku wytwarza się wówczas poczucie obrzydzenia, znienawidzenia i zdehumanizowania. Odruchowo stwierdza, że ofiary nalotów w Gazie to źli ludzie, ludzkie zwierzęta, które trzeba wybić w pień - tłumaczy rozmówczyni.
Zarówno w stacjach krajowych, jak i zagranicznych mamy do czynienia z ściśle sterowanym i reglamentowanym przekazem. Zarówno Polsat, jak i TVN używały niesprawdzonych nagrań do relacjonowania konfliktu. W jednym przypadku w polskiej stacji przedstawiono odpowiednio pocięte nagranie z jemeńskiego protestu studentów, którego uczestnicy w ramach artystycznego performancu położyli się na placu ubrani w całuny do grzebania zmarłych. Polsat użył tego materiału przenosząc go na relacje ze Strefy Gazy. Nagranie posłużyło do udowodnienia, że „Hamas preparuje dowody zbrodni”, gdyż całuny „zdradzały oznaki życia”. Sposób dezinformowania jest więc w prostej linii odbiciem tego, do kogo należą media społecznościowe oraz mainstreamowe. Większość stacji telewizyjnych i portali społecznościowych należy do wąskiej grupy kilkunastu multimiliarderów, którzy kreując informacje kierują się swoimi interesami. Szokujące obrazy i informacje o zbrodniach przeciekają do mediów społecznościowych tylko dlatego, że platformy Telegram i NoFilterPal nie należą do żadnego z amerykańskich oligarchów medialnych.
- Media głównego nurtu w Polsce i wielu innych krajach nie tyle odbiegają od standardów rzetelności, co wprost realizują politykę dezinformacyjną, narzuconą przez USA i Izrael. To ustalony odgórnie przekaz oraz dobór przedstawienia zdjęć. Nawet dobór użytych słów został tu z góry określony. Żyjemy w świecie obrazków, a media wykreowały równoległą rzeczywistość. Po prostu media zaserwowały nam kilka obrazków z 7 października, nie wysilając się nawet na nakreślenie kontekstu czy choćby opatrzenie ich porcją informacji. W Polsce ludzie nie są w stanie uwierzyć, że tak mały obszar, jak Strefa Gazy można oblegać od 17 lat. Ofiarą agresywnych działań, takich, jakim poddano Palestynę może stać się każde państwo. Ten konflikt nawet nie spełnia międzynarodowej definicji wojny. To tak, jakby dorośli ludzie napadli na przedszkole. Większość państw UE, rady europejskich miast, czy nawet Przewodnicząca Komisji Europejskiej jednoznacznie i bezwarunkowo popierają Izrael, mimo przedostających się informacji o zbrodniach. O ludziach piastujących takie stanowiska nie można powiedzieć, że nie posiadają dostępu do informacji. Poparcie dla Izraela europejskich dygnitarzy, to przemyślane działanie - ocenia prawniczka.
Izrael doskonale zdaje sobie sprawę ze znaczenia informacji. W jednym z pierwszych bombardowań w Strefie Gazy precyzyjnie zburzono budynek rozgłośni Al-Jazeera. Ofiarami pierwszych, masowych zabójstw padli dziennikarze. Obecnie na całym świecie nie ma drugiego obszaru, gdzie przedstawiciele tej profesji ginęliby w takim tempie. Najczęściej zabijają ich snajperzy strzałem w głowę.
Beneficjenci masakry
Zaangażowanie Izraela oraz związanego z nim wielkiego kapitału w masakrę na tak małym kawałku ziemi nie jest przypadkiem. Dla tego państwa eskalacja konfliktu jest warunkiem przetrwania.
- Dymisja Benjamina Netanyahu jest pewna. Niesławny lider chce odejść jako zdobywca Gazy. Na Netanyahu ciążą bardzo poważne zarzuty w związku z zarzutami korupcyjnymi oraz jego ostatnie próby demontowania sądownictwa w Izraelu. Netanyahu, by utrzymać władzę musiał wejść w koalicję zfaszystowskimi, ultra-prawicowymi ugrupowaniami politycznymi. Ich członkowie są dumni z faktu bycia zbrodniarzami, w wywiadach udzielanych zagranicznym mediom nazywają Palestyńczyków zwierzętami nie zasługującymi na życie, nawołują do eksterminacji całego narodu, podsycają nienawiść i gwarantują bezkarność takich działań - komentuje prawniczka.
Izrael jest bardzo podzielonym społeczeństwem i wielu obywateli nie chce już oskarżonego o korupcję byłego komandosa jako premiera. Chylę czoła przed Izraelczykami, którzy mimo reperkusji karnych oraz społecznemu ostracyzmowi, protestują przeciw tej wojnie. Jeszcze miesiąc temu ekstremistyczni żydowscy osadnicy chcieli ukamienować izraelskiego dziennikarza, który w wywiadzie udzielonym zagranicznej stacji wezwał do zawarcia pokoju i nazwał działania Izraela jako zbrodnicze.
Kwestie demografii też mają znaczenie. Od 2018 roku Izrael osiągnął jeden z najwyższych w swojej historii wskaźników wyżu demograficznego. Pierwszy raz w historii Palestyny i Izraela na kobietę żydowską przypadało więcej urodzeń, niż palestyńską. Polityka izraelska zmierza do zaludnienia kraju, w jednej rodzinie ma być trójka lub czwórka dzieci. W stosunkowo małym kraju brakuje miejsca do życia. Działania wojenne, ekspansja i nielegalne osadnictwo zmierzają do zdobycia przestrzeni.
W niedzielę 28 stycznia, w Jerozolimie odbyła się konferencja zatytułowana "Osadnictwo zapewnia bezpieczeństwo". Organizatorem konferencji była Nachala - skrajnie syjonistyczna organizacja kolonistów żydowskich. Organizacja nie kryje się z postulatem wysiedlenia wszystkich Palestyńczyków zamieszkujących Strefę Gazy. zaproponowano już wizualizacje i dokładne plany osiedli deweloperskich i kurortów turystycznych, które mają być zbudowane bezpośrednio na zgliszczach Strefy Gazy. W konferencji wzięło udział kilkunastu członków Knesetu oraz 11 spośród 37 ministrów rządu Netanyahu.
- Strefa Gazy jest bardzo atrakcyjnym terenem. Mam tu na myśli zarówno rozwój turystyki, jak i inwestycje innych gałęzi gospodarki. W rejonie Gazy występują bogate złoża gazu ziemnego, zlokalizowane na wodach Morza Śródziemnego. Znajdują się one w wyłącznej strefie ekonomicznej państwa Palestyna, ale również Izraela. Zgodnie z prawem międzynarodowym, dochody z eksploatacji złóż powinny więc być wspólne. Złoża odkryto i przebadano już 8 lat temu, a w trakcie ostatnich starć izraelsko-palestyńskich wydano licencję na wydobycie gazu - tłumaczy Mariam Hraish-Szabanowicz.
Obecnie Izrael jest uzależniony od surowców pochodzących z państw ościennych. Musi się liczyć z Arabią Saudyjską, z którą zacieśnia publicznie więzi. Należy pamiętać, że za kulisami tych teatralnych Porozumień Abrahamowych Arabia Saudyjska raczej ma dobre stosunki z Izraelem oraz USA.
Dużą część Izraelskiego PKB stanowi turystyka, handel i rolnictwo. Integralność całego brzegu morskiego jest fundamentalną kwestią dla tych gałęzi gospodarki.
Ogrom nowinek przemysłu wojennego oraz technologii inwigilacyjnych jest testowana właśnie w Palestynie. Po międzynarodowym bojkocie firmy informatyczne Hewlett-Packard, HP INC i Hewlett-Packard Enterprice, musiały wycofać się z okupowanych terenów. Źródła podawały, że firma HP dostarczała systemy biometryczne do specjalnych dowodów tożsamości wydawanych Palestyńczykom. Dokumenty utrudniały im przemieszczanie się. Swoje interesy w Izraelu miała także międzynarodowa firma ochroniarska G4S, którą w kampanii bojkotu oskarżono o łamanie prawa międzynarodowego. Konflikt jest gigantyczną więc maszynką do zarabiania pieniędzy.
- Izrael z jednej strony stanowi ekspozyturę imperializmu amerykańskiego na Bliski Wschód, z drugiej strony jest lokalnym mocarstwem, posiadającym rozwinięty przemysł high-tech, sektor usług i właśnie sektor zbrojeniowy. Izrael jest dziewiątym na świecie eksporterem uzbrojenia, jest wręcz idealnym państwem, aby być zbrojownią „wolnego świata”. Silnie innowacyjny przemysł, z wykształconą siłą roboczą połączony ze stanem wiecznej wojny, czy to operacji na terenach sąsiadów, regularnych najazdów i nalotów na Strefę Gazy, czy wymagającej sprawnych środków kontroli okupacji Zachodniego Brzegu, sprawia, że technologie militarne i represyjne rozwijane przez przemysł Izraela są na bieżąco wdrażane „u siebie”, a następnie eksportowane za granicę, między innymi do USA, krajów UE, Japonii i Korei Południowej. Izrael zapewnia również zagranicznym służbom szkolenia „antyterrorystyczne” i dane wywiadowcze z regionu. Pozycja Izraela sprawia również, że musi on importować sprzęt wojskowy, amunicję, przede wszystkim z USA, co zapewnia tamtejszemu przemysłowi zbrojeniowemu stałego klienta - dodają przedstawiciele Instytutu Marksa.
Ta rola Izraela uzasadnia z jednej strony w oczach lobbystów amerykańskiej zbrojeniówki ciągłe pompowanie weń dolarów, z drugiej strony daje Izraelowi wolną rękę przy realizacji polityki imperialistycznej w regionie, w tym milczenie „bojowników o wolność i demokrację”, kiedy potrzeba zagarniania nowych ziem i zasobów sprawi, że trzeba będzie zbombardować Strefę Gazy białym fosforem i skazać milion jej mieszkańców na nędzę i wygnanie.
USA, Unia Europejska, mocarstwa Zachodnie od lat dążą do jedynego rozwiązania logicznego z punktu widzenia ich interesów- eksterminacji Palestyńczyków w Strefie Gazy
Jak akcentuje Instytut Marksa atak, rozpoczęty przez Hamas i współpracujące z nim ugrupowania, z dnia 7 października 2023 roku, stał się dla strony izraelskiej dogodnym pretekstem do przyspieszonej realizacji prowadzonej dotychczas grabieżczej polityki wyzysku w stosunku do narodu palestyńskiego.
- Do tej pory mieliśmy na spornym terytorium do czynienia z niezgodnym z prawem międzynarodowym izraelskim osadnictwie kolonialnym. Izraelskie przedsiębiorstwa, gospodarstwa rolne i plantacje wykorzystywały niemalże bezpłatną palestyńską siłę roboczą. Przypomnijmy, że ludność Palestyńska pracuje często na terenie do którego posiada obowiązujące prawo własności. Izraelska ekonomia okupacji – bo tak należałoby określić to zjawisko – wykorzystuje stworzone przez siebie uwarunkowania: niskie płace i duża rezerwowa armia bezrobotnych zapewnia stały napływ siły roboczej dla izraelskich przedsiębiorców. Poza tym koszty reprodukcji pracowników nie muszą być pokrywane przez państwo izraelskie. Inwestycje takie jak rozbudowa dróg i infrastruktury, edukacja szkolna i opieka zdrowotna pokrywane są przez ONZ i międzynarodowe organizacje pozarządowe. Dzisiaj natomiast nieoficjalnym celem trwającego konfliktu dla strony izraelskiej jest – nie liczącym się ze stratami w ludności cywilnej - „ostateczne rozwiązanie” kwestii palestyńskiej, polegające na zawładnięciu całością terytorium Strefy Gazy - stwierdzają przedstawiciele Instytutu Marksa.
- Przeświadczenie o nierozwiązywalności, sankcjonuje wszelkie możliwe nadużycia prawa międzynarodowego, które w oczach zwykłych ludzi stają się po prostu wypadkową jego szczególnej trudności i nierozwiązywalności. Ta retoryka jest szczególnie przydatna, w sytuacji, gdy trzeba rozmyć winę Izraela - komentuje Jakub Koronowski, członek stowarzyszenia Czerwoni.
Ekonomia stawia pod ścianą wiele państw na całym świecie, determinując ich stosunek do wojny. Wystarczy odmówić otwarcia ambasady w Izraelu, lub nie zgodzić się z forsowaną przez izraelskie władze definicją antysemityzmu, nie podpisać którejś z bigoteryjnych umów o „zacieśnianiu więzi”, by stracić możliwość przedłużenia intratnych kontraktów. Przed niepokornymi zamykają się możliwości eksportowania produktów i usług na chłonne rynki.
Żerowanie na wojnie ma jeszcze bardziej nieoficjalną twarz. Tysiące wojennych sierot pada ofiarą międzynarodowego handlu ludźmi. Handlarze organami są od lat związani z Izraelem. Mało osób chce wiedzieć, skąd największy na świecie Bank Skóry (który skórę pobiera wyłącznie od nieżydów i Palestyńczyków), bierze skórę przeznaczoną do przeszczepów.
Nowy początek ?
Strefa Gazy jest w optyce działań kapitału przypadkiem szczególnym. W Iraku bombardowania celowo niszczyły infrastrukturę, po to, by międzynarodowe korporacje mogły szybko zdominować gospodarkę zniszczonego kraju. Odbudowana infrastruktura miała służyć Irakijczykom i amerykańskiej administracji okupacyjnej. Wygnanie i wyniszczenie ludności zdominowanego kraju nigdy nie było bezpośrednim celem okupanta, chodziło o podporządkowanie sobie miejscowej ludności. W przypadku Strefy Gazy, odbudowa zniszczonego kraju i potrzeby Palestyńczyków nie stanowią już nawet dalekosiężnego celu. Wojna jest gigantycznym spychaczem, przygotowującym teren pod folderowe osiedla i nową infrastrukturę dla przyszłych kolonistów z Izraela, oraz białych turystów z USA i Europy. Poprzedni mieszkańcy zniszczonych obszarów, zostaną usunięci tak, jak gruzy budynków.
Zdaniem analityków z Instytutu Marksa w perspektywie krótkoterminowej polska gospodarka obok innych europejskich gospodarek będzie przejściowo należeć do obozu beneficjentów. Koncerny zbrojeniowe notują historycznie rekordowe zyski. Jednak to, co jest bezpośrednio dobre dla polskiej klasy kapitalistów niekoniecznie jest dobre dla społeczeństwa. W perspektywie długofalowej napędzany w ten sposób – z obu walczących stron - wyścig zbrojeń coraz bardziej przybliża widmo wybuchu otwartej wojny światowej.
Dzisiaj już nikomu nie zależy na zakończeniu obecnie trwającej wojny. Zyski pośredników dostarczających sprzęt wojskowy i amunicję są zbyt duże.
Wbrew powszechnie przyjętej przez większość lewicy narracji silna rola państw nie musi stanowić dla obywateli gwarancji zabezpieczenia przed wyzyskiem czy respektowania podmiotowości. Istnieje również druga strona medalu. Państwo jest bardzo skutecznym narzędziem monopoli umożliwiającym zwiększony wyzysk na koszt społeczeństwa.
W tym kontekście ostrzeżenia o „niepopełnianiu w Ukrainie, błędów popełnionych wcześniej podczas odbudowy Iraku” zakrawa na polityczne frajerstwo. Karty już zostały rozdane.
- Monopolistyczne stadium kapitalizmu nie zna błędów popełnionych w wyniku niewiedzy, czy nieodpowiedniego przekalkulowania zysków i strat. Faktem natomiast jest, że nigdy dotychczas nie mieliśmy do czynienia z wykształceniem się tak perfekcyjnego narzędzia kalkulacji, zapewnionego w wyniku zlania się polityki rządowej i interesów monopolistycznych. Wszystko zostaje z góry dogadane: na wertykalnej linii rząd – monopole oraz horyzontalnej, samych monopoli pomiędzy sobą. Najlepszym tego przykładem są wspomniane już plany podziału złóż surowcowych pomiędzy poszczególne koncerny (na płaszczyźnie politycznej!) jeszcze przed wojną w Iraku. Wiara w to, że kapitalizm może ustanowić gdziekolwiek, albo docelowo na całym świecie stabilne rządy demokratyczne jest iluzją - stwierdzają twórcy Instytutu.
Mimo wszystko lewicowi analitycy są dalecy od determinizmu. Ostatnie lata to okres bardzo gwałtownego przyspieszenia walk klasowych, wszelkich demonstracji i protestów. Mamy do czynienia z pogłębiającą się polaryzacją społeczną. Walka wciąż trwa, a stawka jest zbyt duża, by ustępować pola.
- Dlatego pozostawanie w tej kwestii optymistą nie jest jedynie subiektywnym wyrazem woli, lecz obiektywnym odzwierciedleniem rzeczywistości - zapewniają przedstawiciele Instytutu Marksa.