Wielu ludzi (w tej liczbie i ja) sądzi, że demokracja to najlepszy system, jaki może organizować ludzkie społeczeństwo i cywilizację. Wielu innych sądzi, że znacznie lepsze jest mądre, silne przywództwo. Ci pierwsi, sfrustrowani naocznymi niedostatkami demokracji (w tej liczbie i ja) pocieszają się do znudzenia bon-motem Churchilla, że „demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu“.


Silne, nawet mądre, przywództwo zakłada dobrą wolę „silnego przywódcy”. Dobrą dla ogółu, dla obywateli, dla narodu, dla ludu. Zakłada też, że mądrość przywódcy będzie jego nieustającym drogowskazem. Aby „silny mądry przywódca mógł „silnie” rządzić, musi stworzyć SYSTEM, który mu na to pozwala. Wielu ludzi (w tej liczbie i ja) uważa, że nawet gdyby trafił się ludziom taki cudowny mądry przywódca, to, z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można powiedzieć, że On odejdzie, a SYSTEM zostanie.

A ludzie albo obalą system (nierzadko naznaczając zwycięstwo krwią) albo nowy „genialny władca” da im popalić.


Tu, wśród zwolenników obecnej polskiej władzy, i nie tylko tej władzy, powinna rozbłysnąć olśnieniem ważna konkluzja. Mam nadzieję - że wsparta nie tylko moim wywodem, ale i niezliczonymi faktami z historii ludzkiej cywilizacji - rozbłysła!


Ale przyjrzyjmy się temu, co współcześnie każą nam nazywać demokracją i odmieniają to słowo w setkach kontekstów. Słyszymy: „kraje demokratyczne”, „amerykański wzór demokracji”, „demokratyczne przywództwo”, „demokracja przeciw autorytaryzmowi” i tym podobne określenia w wielu różnych odsłonach. Propagandyści demokracji przyklejają to słowo do wielkich wartości - takich jak wolność, równość, sprawiedliwość, prawa człowieka. Często łykamy to jak młody pelikan. Ale czy jak pochylimy się nad tym przez chwilę, nie czujemy jakiegoś swądu?

A przecież w imię obrony demokracji obalani są także niewygodni, „demokratycznie” wybrani władcy, wszczynane są wojny, budowane „eksterytorialne” więzienia i stosowane tortury. Tu czujemy już ewidentnie smród. Ale to nie koniec problemów z demokracją. Są sprawy, którymi „demokraci” się nie chwalą. „Demokratyczne państwa” i działające w ich imieniu instytucje gospodarczo-polityczne ”korumpują dla zysku „elity” słabych państw, korzystają bez żenady z nędzy aby pozyskać tanią siłę roboczą, wyniszczają nadmierną eksploatacją środowisko naturalne, brutalnie tłumią protesty społeczne.

To dalej nie koniec. Mimo ust pełnych frazesów, państwa nominalnie demokratyczne nie stosują swoich sztandarowych wartości wobec własnych obywateli. Nadal brakuje równości kobiet i mężczyzn, nadal dyskryminowane są różne mniejszości, tolerowana jest bieda oraz prowadzony jest i eskalowany wyzysk ludzi pracujących, degradowane środowisko naturalne.


- No tak – ktoś powie – ale w systemach autorytarnych czy totalitarnych jest jeszcze gorzej. Więc cieszmy się tym, co mamy i starajmy się poprawiać to, co złe.


Nie wiem jak Wy, ale ja odnoszę nieodparte wrażenie, że z większością tych problemów „kraje demokratycznie” nie radzą sobie dostatecznie dobrze, a w niektórych jest coraz gorzej. To negatywny trend. Co gorsza, narasta w świecie zdecydowany opór przeciwko takiej niby-demokracji, w jakiej żyjemy. Ten opór buduje jeszcze groźniejszy trend niż niedostatki demokracji. Niestety ten opór (jak to zwykle bywa z oporem) przybiera formy negacji demokracji jako systemu, a nie jej naprawy.


Nie sposób nie zauważyć, że dzieje się to w warunkach, w których o losach świata decyduje pieniądz i myśl nielicznych właścicieli kapitału o pomnażaniu zysku (kapitalizm), a nie wynikająca z realnej demokracji myśl o człowieku - humanizm. A zatem po obu stronach barykady decydującą rolę odgrywają interesy finansowe elit i immanentna potrzeba ekspansji, a nie świadoma wola większości społeczeństwa. Niesie to perspektywę wojny i przemocy. Dryf systemu demokracji i kolejny dryf cywilizacji.

Zatem przyglądając się światu, trzeba zdefiniować dwa zasadnicze SYSTEMOWE problemy:

System kapitalizmu – szczególnie w wariancie „turbo”, oraz systemy stanowienia i egzekucji praw.

Problemem jest kapitalizm, bo o losach ludzi na Ziemi powinni decydować oni sami – jako zorganizowana do realizacji swych interesów większość społeczna, uwzględniająca prawa mniejszości, a nie nieliczni właściciele skumulowanego kapitału, działający przede wszystkim w swoim interesie.

Należy także powiedzieć wprost: problemem naszej cywilizacji nie jest nadmiar demokracji czy wady wynikające z jej zasad. Naszym problemem jest brak demokracji - jej pozorność, jej iluzja.

W warunkach globalizacji tworzą one tym samym gigantyczny problem całej naszej cywilizacji.

I jest dla mnie rzeczą jasną fakt, że oba te problemy są od siebie wzajemnie zależne w tym sensie, że rozkwit turbo-kapitalizmu jest możliwy jedynie w sytuacji braku lub niedostatku demokracji, a niedostatki demokracji są wynikiem dominacji ekonomicznej części ludzi nad większością. Tak było zawsze i niestety nadal jest. Ale czy tak musi być?

Może po kolejnym, tym razem globalnym kataklizmie, jeśli przeżyjemy, zmądrzejemy.