Anna Radziwiłł i Wojciech Roszkowski to dwa nazwiska, które najbardziej mi się kojarzą z pisaniem historii od nowa i… z brunatnieniem głównego nurtu dyskursu politycznego w naszym kraju.

Po 1989 r. Polska stanęła przed wyzwaniem transformacji ustrojowej i rozliczenia się ze swoją historią najnowszą. Przez ponad dwie i pół dekady próbowano budować względny konsensus polityczny w dziedzinie przemian ustrojowych, transformacji gospodarczej oraz polityki zagranicznej i obronnej. W okresie tym głosy krytyczne, zarówno te z pozycji lewicowych, jak i prawicowych, były mało popularne i stanowiły swego rodzaju niszę. Nieco inaczej wyglądała kwestia polityki historycznej. Tutaj zapanował pewien dysonans. Z jednej strony pisano historię najnowszą od nowa, z drugiej zaś nie zdecydowano się na radykalną wersję lustracji i dekomunizacji.

Sytuacja ta stanowiła i stanowi smakowity kąsek dla polityków. Co nie mniej ważne - utorowała drogę do umocnienia się postaw skrajnie prawicowych. Najlepszymi tego przykładami są rok 2016, gdy Zjednoczona Prawica otrzymuje pełnię władzy i rok 2023, gdy poparcie dla Konfederacji wyrosło do poziomów wcześniej niespotykanych. I rośnie dalej.

Droga do względnej poprawności politycznej

Koniec dwudziestego wieku obdarzył nas mnogością rządów. Dość często zmieniali się premierzy, ale wytyczony przy Okrągłym Stole kierunek zmian politycznych nie ulegał większym odchyleniom. Na przełomie wieku podpisano kapitulancki wobec Kościoła konkordat, przygasały emocjonujące spory o lustrację i dekomunizację, weszliśmy do NATO, a w 2004 przyjęto nas do Unii Europejskiej. Mogło się wydawać, że poprawa sytuacji gospodarczej doprowadziła do spadku poparcia dla skrajnej prawicy, a na odważną lewicę w ogóle zabraknie miejsca.

Lecz zamiast oczekiwanej poprawy losu większości obywateli (sprawiedliwego podziału wypracowanego wzrostu) nadal koncentrowano się na umacnianiu pozycji wąskich środowisk kapitału, co doprowadziło do wzrost korupcji… i pojawienia się pierwszej, koalicyjnej odsłony sanacyjnych rządów PiS. Jednak IV RP, bo tak określano prezentowaną wizję rządzenia krajem, poległa przez prowokacje, tendencje autorytarne władzy i… afery mające miejsce w ramach wprowadzanej przez rządzących odnowy. Igrzysk było sporo, zabrakło chleba.

Kolejne dwie kadencje rządów koalicyjnych PO-PSL nie rozliczyły nadużyć poprzedników, koncentrowały się na gospodarce. Zapominano, że okres zaciskania pasa był wyniszczający dla ludzi pracy, emerytów i rencistów, pomijano problemy usług publicznych, zróżnicowanie w dostępie do należących się świadczeń, czy ich ułomność. Nadal ignorowano utrudnienia w szybkim i przyjaznym dochodzeniu swych praw w sądownictwie. Poprawność polityczna i deklarowane przywiązanie do praw człowieka utrudniały stygmatyzację kogokolwiek. Codzienność uświadamiała, jak wiele brakuje, by wypowiadane hasła były odczuwalne przez szarego Kowalskiego (a tym bardziej szarą Kowalską).

Od Katastrofy Smoleńskiej po 500 plus

10 kwietnia 2010 roku to data która nie wymaga przybliżenia. O ofiarach - tych piastujących wysokie stanowiska państwowe, tych zasłużonych dla naszej niepodległości i tych pełniących obowiązki służbowe - trudno zapomnieć. Jedność, jaką polskie społeczeństwo zaprezentowało w tym dniu, będzie trudna - niemożliwa? - do powtórzenia.

Niestety emocje uniemożliwiły dojrzałą ocenę przyczyn katastrofy smoleńskiej. Jest ona nadal przedmiotem sporu i różnych, bardziej lub mniej wyważonych ocen. Niewątpliwie, świadomie lub nieświadomie tragedia z 10 kwietnia została wykorzystana do umocnienia podziałów społecznych, wzrostu popularności teorii spiskowych i stygmatyzacji kolejnych grup społecznych. Doprowadziła do pęknięcia w obozie posierpniowym, do zakwestionowania osiągnięć Okrągłego Stołu i do odejścia od niezachwianych dogmatów przemian społeczno-gospodarczych.

Niepoprawność polityczna się opłaca

Stroniący od poprawności politycznej język debaty publicznej był coraz bardzo obecny i…. akceptowalny. Już nie tylko dostawało się esbekom, komuchom, dzieciom resortowym, zwolennikom rozdziału państwo-Kościół czy zwolennikom liberalizacji ustawy antyaborcyjnej. Do grona zaatakowanych dołączyła społeczność LGBTQ+, ideologia gender oraz… elity III RP i pracownicy sądownictwa. Jarosław Kaczyński doskonale wiedział, że nie osiągnie sukcesu jedynie na kwestiach doktrynalnych, stąd dołączenie do wcześniejszej PiS-owskiej koncepcji sanacji państwa obietnic o charakterze socjalnym.

To właśnie programy świadczeń socjalnych oraz wywiązywanie się z wielu obietnic wyborczych zapewniły partii Jarosława Kaczyńskiego kolejne zwycięstwa wyborcze.

Pakt o nieagresji: Zjednoczona Prawica – skrajna prawica

Mimo że formalnie sytuująca się na prawo od PiS Konfederacja nie jest partnerem koalicyjnym ugrupowania rządzącego, to może ona liczyć na pobłażanie, wręcz przychylny stosunek obozu politycznego Jarosława Kaczyńskiego. Niedawne słowa Kaczyńskiego, który o programie gospodarczym Konfederatów wypowiadał się bardzo surowo, to wyjątkowy wypadek. Krytyka była zresztą wybiórcza, bo dotyczyła jedynie programu gospodarczego, a właściwie jego ekstremalnego elementu, jakim jest postulat likwidacji ubezpieczeń zdrowotnych w ich obecnej postaci.

Flirt PiS ze środowiskami skrajnej prawicy nie jest niczym nowym ani zaskakującym. Do sukcesu wyborczego tej partii przyczynił się znany ze swoich skrajnych poglądów ojciec Tadeusz Rydzyk i jego rozgłośnia. PiS w Parlamencie Europejskim dołączył do grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Piastujący drugą kadencję z rekomendacji PiS prezydent Andrzej Duda wykazuje się sporą przychylnością wobec organizowanego przez środowiska skrajnie prawicowe Marszu Niepodległości. Rząd PiS w swojej koncepcji wzmacniania organizacji pozarządowych preferuje organizacje konserwatywne i katolicko-narodowe. Minister Czarnek w swej działalności dużo miejsca poświęca wychowaniu w duchu patriotycznym, walce z organizacjami pozarządowymi zajmującymi się edukacją obywatelską, "lewactwem" oraz dalszej indoktrynacji historycznej.

Nie dziwi, że polityka ta nie spotyka się z krytyką Konfederacji, która znalazła inne obszary do atakowania rządzących i  budowania swojego poparcia.

Walka o rząd brunatnych dusz przed wyborami

PiS w swoich przedwyborczych zabiegach stara się przypomnieć swojemu elektoratowi o realizacji swoich obietnic wyborczych. Potrafi umiejętnie obrócić swoje zaniechania i porażki w siłę. Najlepszym tego przykładem był wybór miejsca pierwszego przedkampanijnego wiecu ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego. Odbył się on w Bogatyni, w okolicach Kopalni Węgla Brunatnego Turów - miejsca, które padło właśnie ofiarą kilku dziesięcioleci braku przemyślanej polityki przemysłowej, energetycznej, dbałości o zrównoważony rozwój. Miejsca, na rzecz którego rządzący przez dwie kadencje PiS niewiele zrobił.

Stratedzy Zjednoczonej Prawicy zauważyli rosnące poparcie dla prawicowego rywala. Postanowili podnieść rękawicę rywalizacji o skrajnie prawicowy elektorat. Stąd przyzwolenie na wykraczające poza kanony kultury parlamentarnej wystąpienia ministra Przemysława Czarnka, stąd podejmowana przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro próba wyjęcia spod systemu sądowniczego faszyzującej Mariki Matuszak.

O ile nie dziwią występy wojującej harcereczki, czy obecność osób związanych ze skrajną prawicą na listach Konfederacji, o tyle niepokojące jest zaangażowanie funkcjonariuszy publicznych w czynienie normalnym, tego, co powinno być piętnowane i potępiane.   

Umberto Eco w „Wiecznym faszyzmie” scharakteryzował 14 cech prafaszyzmu, ostrzegając przed powrotem faszyzmu „ukrytego pod bardzo niewinną postacią”.

Mimo, że Zjednoczona Prawica i Konfederacja wykluczają wspólne rządzenie, warto zastanowić się z iloma cechami, które mogą doprowadzić do „kondensacji faszystowskiej mgławicy” mamy już do czynienia? Z iloma możemy się zetknąć w najbliższej przyszłości?