Nie mają chleba? Niech jedzą ciastka! Nie wiem, czy austriacki kanclerz Karl Nehammer zna te skrzydlate słowa, przypisywane najczęściej jego rodaczce Marii Antoninie. Tak czy inaczej, stworzył właśnie uwspółcześnioną wersję maksymy.



Historycy dowodzą, że jeść ciastka kazała nie Maria Antonina, ale poprzednia francuska królowa, małżonka Ludwika XV Maria z domu Leszczyńska. W przypadku Nehammera wątpliwości tego typu być nie może. Jego żywieniowa "dobra rada" wybrzmiewa w materiale wideo, a w internecie film raz wrzucony raczej nie zginie.

Kanclerz Austrii nie mógł uwierzyć, że w Austrii są rodziny, które nie stać, by codziennie postawić dziecku na stole ciepły obiad. No i wytłumaczył, gdzie go znaleźć, z finezją bohatera topornej reklamy.

- Wiecie, jaki jest najtańszy ciepły posiłek w Austrii? Nie jest zdrowy, ale jest tani: hamburger w McDonaldzie - 1,4 euro. Jeśli kupię z frytkami, 3,50. Kto na poważnie twierdzi, że żyjemy w kraju, gdzie rodziców nie stać na posiłek dla dziecka? - perorował zadowolony z siebie Nehammer. Na stole przed nim stały kieliszki z winem i przekąski, których za 3,5 raczej w sklepie się nie dostanie.

Film został nagrany podczas wewnątrzpartyjnego spotkania. Nehammera słuchają poważni faceci w garniturach, którzy we własnym mniemaniu najlepiej nadają się do rządzenia państwami. Podoba im się we własnym towarzystwie. Gdyby nawet chcieli się postawić na miejscu mniej zasobnych mieszkańców swojego kraju (a nie chcą), nie byliby w stanie.

Kanclerz Austrii nie ma pojęcia - i nie chce wiedzieć - że w jego własnym kraju zagrożonych ubóstwem jest 14,8 proc. ludzi. To dane państwowego instytutu statystycznego. Caritas, instytucja katolicka, którą prawicowy polityk w teorii powinien darzyć jakimś szacunkiem, w liczbach bezwzględnych podaje 1,16 mln zagrożonych ubóstwem i 223 tys. tych, którzy biedni i wykluczeni już są. Dodajmy, że przez ostatnie parę lat te liczby tylko w Austrii rosły.

Czyny razem ze słowami świadczą o tym, jak rządzą ludzie pokazani na filmie i kto na tym korzysta.

Czołowi politycy Austriackiej Partii Ludowej (prawicowej, ale ponoć umiarkowanej, demokratycznej i rozsądnej), najzupełniej dosłownie traktuje biedniejszych obywateli jak śmieci. Kto nie ma kasy, niech żywi się szkodliwym śmieciowym jedzeniem i siedzi cicho. No i niech pracuje jeszcze więcej - to drugi element dobrej rady pana kanclerza. Wiadomo, biedny znaczy leniwy, znamy takie złote myśli także z naszego polskiego podwórka. Miały się świetnie także w czasach, gdy bezrobocie było dwucyfrowe, a także, gdy za godzinę bezdyskusyjnie ciężkiej pracy zarabiało się kilka złotych. Potem nasza neoliberalna "elita", równie butna, co ta austriacka, dziwiła się, że ludzie głosują na kogoś, kto obiecał - a potem naprawdę zapewnił! - im coś innego.

Karl Nehammer nie przeprosił.

Oburzonym Austriaczkom i Austriakom miał do powiedzenia tyle, że jego rząd udziela przecież jakiejś pomocy rodzinom z niskim dochodem, a utrzymanie własnych dzieci pozostaje obowiązkiem rodziców. Zero zdziwienia, bo neoliberałowie nigdy nie przepraszają. Bez zmrużenia okiem tną wydatki socjalne i wymuszają na zwykłych ludziach zaciskanie pasa, by wspierać biznes (czyli swoje środowisko i swoją klasę społeczną). Czasem starają się sprzedać to propagandowo, obiecując dobrobyt, który przyjdzie, jeśli wielkie przedsiębiorstwo nie zapłaci grosza podatku. A czasem nie. Bo, jak uśmiechnięty Nehammer z nagrania, są przekonani, że ci biedacy i tak nie mogą im nic zrobić. Nie mają reprezentacji politycznej, która wymusiłaby na bogatych patrzenie poza czubek własnego nosa. Nie pójdą na wybory, rozczarowani, zajęci walką o przetrwanie.

Francuską monarchię, która trwoniła pieniądze na dworskie zbytki i kazała poddanym jeść ciastka, zmiotła rewolucja. Aroganckim przywódcom krajów europejskich, którzy nie dostrzegają rosnącej rzeszy ubogich i mają gdzieś, jak będą żyć wyborcy, w tej chwili to nie grozi. Czy to się jeszcze zmieni? Ani praw człowieka, ani praw pracowniczych, ani elementarnej ludzkiej godności nie wywalczyliśmy, pokornie prosząc rządzących o rozpatrzenie naszej prośby. Teraz też, bez walki, zostaniemy z tym, co jest. Albo będzie gorzej.