Tak przynajmniej wynika z przesłania idei nagrody wręczonej Donaldowi Tuskowi w ostatnich godzinach Kongresu Kobiet.

Ale od początku. Zaintrygowana ważnym wydarzeniem, w którym nie uczestniczyłam z powodu choroby, oglądam zdjęcia z 14. Kongresu Kobiet, który odbył się w popandemicznym „realu” we wrocławskiej Hali Stulecia w dniach 8-9.10.2022 r. Widzę tam uśmiechnięte, zatroskane lub zamyślone znane twarze współczesnych Polek. Odważnych, dzielnych i zdeterminowanych. Mądrych i doświadczonych. Tych młodych i ambitnych oraz tych starszych, z przeszłością. Wszystkich walczących, jak się da, na rzecz pokoju, równości, klimatu i demokracji, co było tegorocznym hasłem kongresu.

„Moc jest w nas! Kobiety na rzecz pokoju, równości, klimatu i demokracji”

Twarze znane mi są z radia, telewizji, polityki, z ulicznych manifestacji. Z okładek książek, gazet, czasopism i osobiście. To lekarki, pielęgniarki, psycholożki, prawniczki, dziennikarki, pisarki, aktorki, działaczki samorządowe i społeczne. Biznesmenki, nauczycielki (zwane z nowoczesna edukatorami). Kosmetyczki, fryzjerki, projektantki. Rzeczniczki praw do godnego życia, niezbywalnego prawa do samostanowienia i decydowania o swoim losie, do bezpiecznego domu, pracy, godziwego wynagrodzenia. Wreszcie do życia i wolności. Nie sposób wymienić ich wszystkich.

Kogo zobaczyłam? Barbarę Labudę, Katarzynę Lubieniecką-Różyło, Małgorzatę Kidawę-Błońską, Martę Lempart, Basię Kurdej-Szatan, Magdalenę Środę, Mariolę Bojarską Ferenc.

W ciągu dwóch intensywnych dni kilka tysięcy polskich wspaniałych dziewczyn uczestniczyło w kilkudziesięciu panelach dyskusyjnych, spotkaniach, warsztatach, konferencjach naukowych. Panie rozmawiały o uchodźcach, aborcji, edukacji, in vitro, mniejszościach seksualnych i o polityce, bo to ona towarzyszy kobietom w każdej chwili życia i w kraju, w którym gwałcone są wszystkie prawa naszej płci. Gdzie traktowane jesteśmy przedmiotowo, gdzie istnieje przyzwolenie na umieranie i egzystencję w nędzy lub pod czujnym okiem wynaturzonych tyranów.

Na każdej z tych kobiecych twarzy rysują się emocje. Im się chce! Walczyć, zmieniać otaczający nas świat, kształtować przychylne kobietom stosunki społeczne oraz obyczaje. Im się chce!

Raz do roku. Dwa intensywne, pełne wyzwań, jesienne dni. Nareszcie i bez skrępowania kobieta mogła dyskutować z kobietami o kobietach. Szczerze wyrazić swoje poglądy, obawy i marzenia także w tematach trudnych i drażliwych, jak mobbing, molestowanie, macierzyństwo, gwałty wojenne, przemoc w rodzinie. Móc wymienić doświadczenia w panelach o działaniach lokalnych, kobietach w biznesie, kobietach w polityce, przywództwie, sytuacji na granicy polsko-białoruskiej i wielu innych problemach współczesnej Polki. Nie było tematów błahych, nie było tematów tabu. Klimakterium równe klimatowi. Pokój na świecie równy prawu do adopcji dzieci przez pary jednopłciowe.

Emocje, łzy, radość. Wszystkim paniom w kraju wyrosły skrzydła nadziei, poczuły przychylny wiatr zbliżających się zmian i możliwości działania. Normalnego życia.

Polityczny Deal, czyli „nieźle nas urządziłyście, siostry"

Aż tu nagle, jak grom z jasnego nieba, spada na większość uczestniczek i obserwujących wieść o przyznaniu Medalu Kongresu panu Premierowi Tuskowi.
Za co? Właśnie. Za to, że pan Tusk jest panem Tuskiem.

Politykiem nadziei, politykiem olbrzymiego centroprawicowego ugrupowania, głównie składającym obecnie obietnice wyborcze. Że, należy to przyznać, jest desperatem, który chce zmienić kraj, kierując lokomotywę tych przyszłych zmian na europejskie i demokratyczne tory. On chce, ja chcę, chcą tego polskie kobiety. Jemu także się chce, i chwała mu za to.

To w czym rzecz? Sama zdumiona jestem pomysłem i jego realizacją. Zdumiona oraz zniesmaczona. Nie tak wyobrażałam sobie finał tego Święta Kobiet.
Jak to w laudacji zapodała wygłaszająca ją pani profesor Małgorzata Fuszara (polska prawniczka, socjolożka, współtwórczyni i kierowniczka Gender Studies przy Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego, ekspert Rady Europy do spraw wprowadzania równości płci do głównego nurtu działań politycznych i społecznych, Pełnomocniczki Rządu ds. Równego Traktowania w latach od 2014 do 2015, autorka licznych prac i książek poświęconych udziałowi kobiet w polityce i życiu publicznym): Donald Tusk po prostu zasłużył na ten zaszczyt. Jak nikt dotąd.

Wśród zasług Donalda Tuska prof. Fuszara wymieniała m.in.:
wsparcie parytetu na listach wyborczych,
wspieranie ratyfikacji konwencji stambulskiej,
wprowadzenie programu refundacji in vitro.
Aha.

I ja tak sądzę. Nieźle urządziły nas panie od kapituły. My zaś pamiętamy te wielkie zasługi PO i kierującego nią Donalda Tuska.

Zanim przejdę do komentarza dotyczącego wymienionych zasług, pozwolę sobie na uwagę ogólną. Rodzi się zasadnicze pytanie: kto czym kupczył? Jeżeli ów deal polegał na opcji: poparcie Kongresu Kobiet dla Tuska w zamian za – mam nadzieję, że poczesne – miejsca na listach (PO? KO?), wydaje się, że „siostry” przyznające zaszczyt zadziałały trochę na wyrost. Awansem jakby. Z ogromną, bynajmniej nie polityczną ufnością. Skąd pewność, że obietnice wyborcze zostaną spełnione? Że wybrańcy narodu nie zagłosują przeciwko prawom kobiet, jak to drzewiej bywało? Przypomnę, że wybory parlamentarne odbędą się dopiero za rok, a i to nie jest takie pewne, ponieważ obecnej ekipie rządzącej nie spieszno do oddania sterów i ochoczo majstruje przy wyborach, ordynacjach, metodach liczenia głosów i parytetach właśnie. W każdym razie terminu nie ma, a gruszki na wierzbie urosną dopiero latem 2023. Jeśli w ogóle zaowocują.

A dlaczego przewodniczący PO nie został uhonorowany wyróżnieniem za te osiągnięcia pochodzące jeszcze z czasów, gdy piastował funkcję premiera w rządzie PO-PSL? A teraz nagle został? W tym czasie Kongres zdążył nagrodzić Jerzego Buzka, Roberta Biedronia, a nawet ambasadora Królestwa Szwecji. Być może zasługi, jak program in vitro, musiały okrzepnąć i dać się docenić dopiero po dekadzie, gdy zostały wycofane przez nową ekipę rządzącą.

À propos parytetu. W tym miejscu pozwolę sobie na kolejną osobistą wycieczkę. Ja na przykład nie życzę sobie być żadnym parytetem. Jeśli ktoś zaproponowałby mi miejsce na liście wyborczej, główną zachętą byłoby nazwanie przymiotów mojego rozumu, intelektu oraz cech charakteru, charyzmy, jak też powołanie się na skuteczność działań. A nie żaden parytet. Ja, drogie panie, nie jestem parytetem, tylko pełnoprawnym, myślącym i czującym członkiem tego społeczeństwa. Człowiekiem, gdyby kto pytał. Kobietą.

Większość adwersarzy, w tym ja, jest zdania, że nagradzając Donalda Tuska, Kongres Kobiet popełnił błąd na trzech frontach swojej walki: politycznym, feministycznym i wizerunkowym. Najważniejszą motywacją członkiń nieznanego mi do końca składu grona, które o nagrodzie zadecydowało, wydaje się polityka.
Autorytet prof. Fuszara powiedziała głośno i dobitnie: (Tusk) publicznie opowiada się za legalizacją związków partnerskich, niedawno złożył deklarację, że nie zaakceptuje na listach nikogo, kto nie opowiada się za prawem kobiet do wolnego wyboru w sprawach reprodukcyjnych, w tym prawa do aborcji.

Dodała: „Będziemy trzymać laureata za słowo w tej sprawie i liczymy na wsparcie i realizację wszystkich postulatów XIV Kongresu Kobiet”.

No tak. Opowiada się publicznie, wspiera, jest za. Deklaracje, obietnice, czułe słówka. Polityka pełną gębą. Super.
Co słyszę? „Z obietnic się rozlicza, a nie za nie dziękuje”. Pełna zgoda. Pożyjemy, zobaczymy.

(To mniej więcej tak, jakby pana A. Dudę nagrodzić za to, że jego partyjni koledzy przyznali pensję pani prezydentowej. Tym samym doceniono rolę kobiety w zarządzaniu państwem).

Przypomnijmy. W czerwcu 2011 roku Tusk obiecywał (oczywiście publicznie), że związki partnerskie „weźmie na tapetę” zaraz po wygranych wyborach. I rzeczywiście wziął. Ustawy trafiały na tapetę kilkukrotnie, ale były odrzucane m.in. głosami posłów i posłanek PO. Brawo on! Za to zrównał wiek emerytalny kobiet i mężczyzn. Liberalnie, demokratycznie, praktycznie. Ludzki pan.

Cieszy mnie  deklaracja poparcia dla legalnej aborcji płodu do 12 tygodnia. Ale i tutaj Donald Tusk i jego formacja mają się z czego tłumaczyć. Dlaczego nie wykonali żadnego z trzech wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (Alicja Tysiąc przeciwko Polsce z 2007, R. i R. przeciwko Polsce z 2011 roku, P. i S. przeciwko Polsce z 2012.), które zwracały uwagę, że Polska nie gwarantowała nawet przestrzegania istniejących wówczas przepisów aborcyjnych? Bo nie wykonali. Nie będą narażać się klerowi katolickiemu. I w dbałości o ten kościółkowy elektorat.

Jednocześnie Tusk ma świadomość, że poparcie dla aborcji nie jest ryzykiem, ale zyskiem politycznym. Czy w takim razie ktoś zadał mu pytanie typu:
– Co takiego zrobisz, żeby wreszcie wprowadzić w życie wykonanie wyroków ETPC?

Aborcyjna obietnica Tuska jest dwuskładnikowa. Dotyczy wykreślania z list (jakich?) polityków, którzy nie popierają prawa kobiet do aborcji. Bujać to my, ale nie nas. I jaką otrzymaliśmy „gwarancję”, że politycy antyaborcyjni nie wystartują z innych list?

„Przyznając Tuskowi nagrodę za samą deklaracje, organizatorki Kongresu oklaskują publicznie to, co jest jeszcze przestrzenią do politycznego nacisku”.

Ja nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Prof. Magdalena Środa w te słowa usiłowała wyjaśnić motywację kapituły Kongresu:

„Kalkulacja ideowo-polityczna. Współpraca z PO i koalicją nie hańbi. Chciałoby się pracować z lewicą, gdyby ją reprezentowały kobiety, a nie patriarchalny tercet: Czarzasty-Biedroń-Zandberg. W KO jest już wiele osób myślących ideowo jak Kongres. Są Zieloni! Szykujemy się do zmiany władzy i przywrócenia demokracji w Polsce, chciałabym, żeby to była egalitarna demokracja, nie może więc nas zabraknąć w polityce, a nie tylko na strajkach. Mam nadzieję, że na listach znajdzie się dużo miejsc dla działaczek z Kongresu. Idzie być może duża zmiana, i my chcemy być jej częścią”.

Ja także, Pani Profesor. Ja także.

Nagrodę przyznano w chwili, gdy uczestniczki zaczęły rozjeżdżać się do domów. To był błąd wizerunkowy. Niektóre poczuły się zawiedzione, nawet pospolicie wykiwane. Poczytałam sobie. Podobnych głosów są setki. Ładnie to tak?


Ps. W KK uczestniczyły przedstawicielki bodaj dziesięciu partii politycznych. Długo prawiły o tym, co zamierzają zrobić dla polskich kobiet po wygranych wyborach i obaleniu obecnej, skrajnie antykobiecej partii Kaczyńskiego i Ziobry. Natomiast pan Tusk, który nie był uprzejmy zaszczycić swoją obecnością żadnego panelu dyskusyjnego, nie musiał się gimnastykować i z niczego spowiadać. Zrobiła to za niego wygłaszająca laudację kongresmenka, pani prof. Fuszara.