Współcześnie nadal trwa walka klas. Niestety obecny niemal na całym świecie system kapitalistyczny jak na razie triumfuje.
Jego ostoją są m.in. kraje tzw. liberalnej demokracji. Czyli niestety także nasz kraj. Proponuję zwrócić tu uwagę na słowo „demokracja”. Demokracja, nawet jeśli jest ułomna, nawet jeśli jest w znacznym stopniu pozorna, stawia trzymających władzę w sytuacji, w której niezbędny jest jakiś stopień akceptacji społeczeństwa dla systemu. W walce o utrzymanie się u władzy orężem są słowa. Użyłam tu dawnego słowa „oręż”, bo słowo „broń” tak obcieka obłudą, że trudno je używać w kontekście instrumentu walki agresywnej. A zatem wśród wielu słów służących jako „oręż” w tej walce, bardzo użytecznym okazało się słowo „populizm”.
Miłośnicy „wolności gospodarczej”, liberałowie, okładają „populizmem” jak kijem każdego, kto przejawi w słowie lub geście ludzki odruch społeczny.
Idea i pojęcie „redystrybucji” budzi ich furię. Bo jak to „redystrybucja”?! „Przecież zarobiłem, to moje – no nie?”.
Do lewicy, która czasem upomina się o pomoc najuboższym, wzywa do sprawiedliwości społecznej i twierdzi, że pracownik to też człowiek, jakoś powoli się naród przyzwyczaja i coraz trudniej już etykietować ich komuną. Także jakoś trudniej batożyć bliźnich słowem „redystrybucja”. Natomiast (eureka!!!) okazało się, że jest takie przydatne słowo jak „populizm” i można było wypromować je jako świetną obelgę. I… ludzie to kupili.
Sięgając natomiast do źródeł, stwierdzimy ni mniej, ni więcej, iż zasadniczą cechą ideologii populizmu jest konieczność działania na rzecz (populi) wspólnoty. Jego źródłem i głównym motywem jest przekonanie, że ludzie co do zasady tworzą jakiegoś rodzaju jednorodną strukturę. Że ogół społeczeństwa charakteryzuje się cechami, które je spajają. Zakłada na przykład, że ludzie są nośnikiem „zbiorowych tradycji” albo „charakteru narodowego”. Że mają jeden wspólny interes, jednego boga albo wspólnego wroga. Nieuniknioną cechą populistycznej polityki jest zatem także to, że nieuchronnie prowadzi do wyłonienia się jednego lidera, jednego władcy, a wraz z tym do autorytarnej struktury politycznej i społecznej.
Nic w tym dziwnego, bowiem jeden naród, jedna idea, jedna wiara i jeden wódz to prosta logiczna konsekwencja – i znane z historii hasła. Polityka wyrastająca z populizmu stara się dostarczyć wyborcom przywódcę uosabiającego ową uproszczoną wizję jednorodnego społeczeństwa. To blisko faszyzmu, stalinizmu – blisko totalitaryzmu! No cóż, wśród nas są także prawdziwi populiści. Skąd to znamy?
Niemniej jednak trzeba być ostrożnym, używając słowa „populizm”.
Na współczesnym polu walki klasowej i politycznej populistyczną nazywana bywa każda polityka czy polityczna decyzja, która zmierza do zaspokojenia nawet uzasadnionych i obiektywnych potrzeb społeczeństwa.
A przecież polityka uwzględniająca różnorodność społeczną, ważąca społeczne racje i interesy, polityka prosocjalna, realizująca „prawa człowieka”, polityka solidarności społecznej nie musi wynikać z populizmu. Może i powinna być praktyczną realizacją postępowych, humanistycznych wartości, jakie wytworzyła ludzka cywilizacja.
Taka polityka nie wynika z fałszywego założenia o jednorodności społeczeństwa. A wręcz przeciwnie, dostrzega różnorodność społeczną i wewnętrzne podziały klasowe.
Nie posługuje się zatem, sprowadzanym do poziomu religijnej relikwii, pojęciem „narodu”. Nie wprowadza żadnej religii do procedury stanowienia i realizacji prawa, nie szuka wroga w innych „narodach” ani rasach, a zamiast nakręcania mechanizmu tworzenia autorytarnej władzy proponuje samorządność i racjonalną – pozbawionych cech dyktatu – demokrację.
Właśnie! Znowu wraca tu słowo „demokracja”.
Ktoś, kto „wali populizmem” na lewo i prawo, także wobec polityki z gruntu prospołecznej, która nie ma cech populizmu, albo nieświadomie posługuje się ogłupiającym stereotypem, albo używa tego pojęcia świadomie jako narzędzia i oręża walki klasowej.
A przecież demokracja to system, który powinien działać w interesie społecznym i na rzecz społeczeństwa, wyważając wszelkie sprzeczności, jakie wynikają z jego różnorodności. Takie działanie, nienaruszające zasad demokracji, w żadnej mierze nie jest populistyczne. Z takiej perspektywy warto patrzeć na populistów i tych, którzy słowa „populizm” używają jak oręża w politycznej nawalance.