Mieszkam w miejscu, w którym w czasach wojny znajdował się obóz koncentracyjny dla dzieci. Więziono w nim dzieci w wieku 2-16 lat, pochodzące z sierocińców, zakładów wychowawczych, odbieranych rodzicom trafiającym do obozów koncentracyjnych czy mordowanych w szybszy sposób.
Warunki w obozie były nieludzkie. Dzieci głodzono, bito, nie zapewniano im opieki medycznej. Kazano pracować po 12 godzin dziennie. Ponieważ obóz był odizolowany, a większość dokumentacji zniszczono, nie wiadomo dokładnie, ilu młodych więźniów trafiło w to straszne miejsce. Szacunki mówią nawet o pięciu tysiącach. 18 stycznia 1945, kiedy obóz wyzwolono, pozostawało w nim 900 dzieci.
Na tych peryferiach Łodzi i Bałut w latach 60. powstało typowe gomułkowskie osiedle, złożone głównie z czteropiętrowych bloków. O obozie jednak nie zapomniano - upamiętniają go symboliczne słupy wyznaczające teren, gdzie się znajdował, tablice umieszczone na kilku budynkach, które się ostały z czasów okupacji czy wreszcie odsłonięty w 1971 r. pomnik Pękniętego Serca w pobliskim parku.
W książce Andrzeja Czyżewskiego Biało-czerwono-biała Łódź wyczytałem, że w czasach PRL-u pamięć o obozie wzmagała się wtedy, gdy zaostrzały się polsko-niemieckie stosunki. Tak już bywa z polityką historyczną.
Nic dziwnego więc, że w czasach PiS-u, domagania się reperacji i wskazywania, że wszystko co złe, wynika z knowań zagranicznych, pamięć o obozie z lokalnej staje się ogólnopolską. Zauważam to jako namiętny widz programów Telewizji Polskiej.
Ministerstwo Kultury w ostatnich miesiącach wykupiło dwa budynki na tym terenie i chce postawić Muzeum Dzieci Polskich. Do projektu chce się dołożyć Urząd Miasta, darowując teren pod parking oraz pomnik. I tu jest, niestety, problem. Bo na przyszłym parkingu znajdują się pawilony handlowe. A warto wspomnieć, że te kilka sklepików to często jedyna opcja zrobienia zakupów dla mieszkańców okolicznego osiedla, gdzie mieszka dużo osób starszych. Jest tam swego rodzaju ''handlowa pustynia''. Również i dla mnie, bo miewam problemy z poruszaniem się.
Mieszkańcy i handlowcy dowiedzieli się, jak zwykle, ostatni - gdy sprzedawcy otrzymali wypowiedzenia umów najmu.
Szykowane są petycje i protesty. Kiedy jednak naprzeciw stoją władze centralne (PiS) oraz lokalne (PO+Lewica), obie pokazujące, że niespecjalnie liczą się z głosem obywateli, trudno liczyć na sukces czy choćby ustępstwa. Do sklepów będziemy jeździć autobusem.
Co włodarze myślą o bałuckiej tkance społecznej, najlepiej wyraził pan Ireneusz Maj, dyrektor owego nieistniejącego jeszcze muzeum. Wypowiedź warto zacytować w całości:
Kiedy byłem na tym terenie, to widziałem, że jest problem. Często wokół istniejących tam sklepów spożywa się alkohol. Przy budynku Verwaltung są garaże i trzepak i jest tam bardzo brzydko. Tam potrzebny jest dobry gospodarz. Biorąc pod uwagę, że tam będą przyjeżdżać wycieczki czy turyści z Niemiec, to nawet teraz, kiedy pojawiają się zwiedzający, to ja się ze wstydu czerwienię. Tu chodzi o dobrą opinię o mieście i instytucjach państwowych.
Na szczęście, gdy powstanie już piękny parking, wstydu przed Niemcami nie będzie. Polacy boczkiem będą przemykali.