Moja znajoma przyszła na nasz dyżur dla lokatorów i nieco zdziwionym i zawstydzonym głosem powiedziała mi na ucho, że jakoś dużo tu kryminalistów.

To prawda. Przychodzą do nas także osoby, które odbyły wyrok więzienia. Tego jednak dowiadujemy się dopiero z rozmowy, a nie, jak to się mówi, na pierwszy rzut oka. Pozory bowiem najczęściej mylą.

Zazwyczaj chodzi o niewielkie wyroki, które można nazwać błędami młodości. Takiego łatwo uniknąć, pod warunkiem, że jest się z tzw. klasy średniej albo wyższej, ma się pieniądze na dobrego adwokata lub choćby odpowiedni kapitał kulturowy, który pozwala zagrać w sądowym teatrze. Klasa ludowa gubi się w gąszczu przepisów, niezrozumiałych procedurach, a adwokata mogą dostać co najwyżej z urzędu. A taki jest dobry, jeśli choćby akt nie pogubi.

Więźniów nikt nie lubi. Na tej społecznej niechęci można zbić kapitał polityczny.

Najlepszym przykładem jest szeryf Ziobro, pozbawiający ostatnio osadzonych dostępu do specjalistycznej opieki zdrowotnej bez kolejki, możliwości codziennego wykonania telefonu czy bezpłatnego korzystania z telewizora czy czajnika. Ten pakiet zmian minister sprawiedliwości zatytułował Więzienie to nie hotel. Jak te zmiany wpłyną na poziom resocjalizacji? Nie wiem, ale się domyślam.

Po wyjściu z więzienia, jeśli nie otrzyma się wsparcia rodziny, też ciężko przetrwać. Teoretycznie ministerstwo posiada środki na pomoc postpenicjentarną, lecz za rządów Zjednoczonej Prawicy fundusze dysponowane są po linii politycznej; pośrednio służą budowie formacji politycznej Ziobry, a nie pomocy więźniom.

W Łodzi istnieje organizacja Abakus, prowadząca hostel dla byłych więźniów, posiadająca bodaj kilkanaście miejsc. To za mało. Nie dalej jak dwa tygodnie temu pisaliśmy prośbę do szefa Abakusa, aby nie wyrzucał z końcem stycznia na ulicę naszego klienta. Musi bowiem skończyć prace społeczne, które ciężko wykonywać, gdy się mieszka na ulicy.

Inny nasz podopieczny, pan Andrzej, swój wyrok zakończył 9 lat temu. Od tamtej pory ma nowy - odsiaduje czekanie w kolejce po mieszkanie komunalne. Co roku wypełnia druczki, czy coś się w jego sytuacji nie zmieniło. Zmienia się tymczasem na gorsze, bo zdrowie wysiada. Latem wyjeżdżał pracować do rolników, w zimie tułał się po znajomych, próbując przetrwać. Stałą pracę bez adresu zamieszkania trudno dostać. Teraz już nie ma sił zrywać jabłek czy czereśni. Zupełnie poważnie zastanawia się nad powrotem do więzienia.

Jak możemy pomóc panu Andrzejowi, skoro nie pomogły mu żadne instytucje, a mieszkań na potrzeby społeczne samorząd ani państwo nie budują?

Czasem pomagamy, jak możemy. Jedna z naszych podopiecznych za kradzież prądu odbębniała prace społeczne. Nie mogła na nie chodzić, bo pracowała po 10 godzin dziennie i pracodawca nie był skory dać jej choćby jednego dnia wolnego. Nasz wolontariusz zgłosił się, aby raz w tygodniu pracować za nią na zastępstwo. Inaczej trafiłaby do więzienia.