Włodarze miast, dziś w większości rządzonych przez opozycję (w Łodzi PO i Nową Lewicę), nadal zachowują się jak PiS; butnie i arogancko. Na ich miejscu już teraz zacząłbym być grzeczny.

Niebawem bowiem w życie wejdą przepisy o referendum, umożliwiające łatwiejsze odwoływanie np. prezydentów miast.



Choć te rewolucyjne zmiany przeszły niemal bez echa (media zajęte były zapewne jakimiś innymi ważkimi sprawami jak jedna lista czy bitwa o papieża) i są wprowadzone przez PiS cynicznie jako bat na opozycję, mogą przynieść wiele dobrego. Na przykład realny wpływ ruchów społecznych i aktywistów na politykę miasta. Mogą także wiele złego - permanentną anarchię. To już zależy od konkretnych rządzących i poziomu lokalnej - że tak powiem - demokratycznej opinii publicznej.

Ale słowa i postawa pana Gnatowskiego, szefa departamentu w Urzędzie Miasta Łodzi, który na wczorajszym łódzkim proteście lokatorów i lokatorek oznajmił spokojnie "niech się wykrzyczą", mogą być w przyszłości dla niego samobójcze. Lekceważenie głosu mieszkańców może skutkować tym, że pan Gnatowski i jemu podobni stracą intratne posady. Z korzyścią dla miasta zresztą.

U nas, w Łodzi, mieszkaniówka jest niezwykle ważna. Dotychczasowa polityka polegająca na wyprzedaży mieszkań i kamienic (w 10 lat z 60 tys. lokali zostało 40 tys., a do 2030 miasto planuje, że zostanie 30tys.) połączona z intencjonalnym zaniedbaniem budynków musi się skończyć.

Rządzący miastem często przekonują, że muszą wyprzedawać, bo nie mają pieniędzy. Problem w tym, że kasa z prywatyzacji zasobu miejskiego i tak nie idzie na remonty. A buduje się tyle co nic.

Ceny najmu na wolnym rynku szybują, w Łodzi najszybciej spośród większych miast w Polsce. Tu szczególne względy mają deweloperzy. Nadal jednak 11 proc. lokali to zasób miejski. Dałoby się więc prowadzić politykę mieszkaniową, która nie wykluczałaby najsłabszych mieszkańców. Która nie skutkowałaby tym, że aby otrzymać lokal od miasta trzeba być ubogim, a żeby je utrzymać (np. tylko ¼ lokali ma centralne ogrzewanie, sporo ogrzewa się więc prądem) trzeba być bogatym.

Głód mieszkaniowy wynika oczywiście z 30 lat polskiego krwawego kapitalizmu, swoje jednak dokładają także lokalni władcy.

Pora dobrać im się do dupy.