Polska fabryka MAN, działająca w Starachowicach, nie zostanie zamknięta. Koncern zamierza jednak zwolnić 860 osób, gdyż w przyszłości będzie już produkował osiem nowych autobusów dziennie, a nie, jak teraz, dwanaście.
Firma powiadomiła już załogę i rozpoczęła rozmowy ze związkami zawodowymi. Zapewnia, że nie zostawi pracowników na lodzie. W oficjalnym komunikacie wydanym przez MAN jest mowa o nawiązaniu kontaktu z innymi przedsiębiorstwami, które mogą potrzebować personelu o kwalifikacjach podobnych do wymagań MAN. 23 listopada delegacja firmy i związków zawodowych ma udać się na spotkanie w starostwie. Wiadomo już jednak, że niektóre alternatywne oferty pracy wymagałyby od pracowników przeprowadzki. MAN zamierza bowiem zaoferować zatrudnienie w swoich zakładach w Niepołomicach (woj. małopolskie) oraz w Banovcach (Słowacja).
W 2019 r. MAN sprzedał ok. 7400 autobusów, dwa lata później – jedynie 4600. W bieżącym roku nie spodziewa się poprawy sytuacji.
Powoduje to wojna, rosnące ceny energii i wzrost kosztów materiałów. Autobusy kupują głównie samorządy, miasta i regiony, a te – w całej Europie – szukają teraz raczej oszczędności niż inwestycji. Dlatego firma zamierza oszczędzać, produkować mniej, a zatem zwolnić część załogi. W Starachowicach do tej pory funkcjonowało ok. 3500 miejsc pracy, teraz 860 zostanie zlikwidowanych.
Związkowcy z NSZZ Solidarność, działający w starachowickiej fabryce, spodziewają się uruchomienia procedury zwolnień grupowych. Nie zamierzają składać broni i chcą negocjować z zarządem firmy, chociaż nie liczą na cud. – Będziemy próbowali negocjować. Liczymy, że uda się te zwolnienia przynajmniej częściowo zminimalizować – powiedział PAP Jan Seweryn, przewodniczący struktur "Solidarności". Polscy związkowcy są zdania, że kierownictwo MAN dużo łagodniej obeszło się z fabryką autobusów w Ankarze. Tam też będą zwolnienia, ale nie na taką skalę. Produkcja autobusów w Turcji, gdzie zarobki są niższe, a i prawa pracownicze pozostawiają wiele do życzenia, jest tańsza.
Problemy z cenami energii i cenami surowców już uderzyły nie tylko w zakłady MAN. Zwolnień mogą się obawiać tysiące pracowników przemysłowych w całym kraju.