Pierwsze strajki pracowników brytyjskiej kolei miały miejsce jeszcze latem. W protestach brali udział przedstawiciele wszystkich kolejowych zawodów - dziesiątki tysięcy osób w całym kraju.

 

Kolejne dni strajkowe były ogłaszane we wrześniu i październiku. W listopadzie kolejarskie związki zawodowe otrzymały wreszcie propozycję podwyżek i gwarancji zatrudnienia dla pracowników, a tych właśnie kwestii dotyczy cały spór.

Propozycja była jednak mało poważna.

Rail Delivery Group, czyli organizacja zrzeszająca brytyjskie publiczne i prywatne spółki kolejowe, zaproponowała pracownikom kolei podwyżkę w wysokości 4 proc. za rok 2022 i 2023. Obiecała również, że zwolnień na kolei nie będzie do 1 kwietnia 2024 r. Sugerowana podwyżka nie zrekompensowałaby pracownikom nawet wskaźnika inflacji.

Jak wyliczył związek zawodowy RMT, który kieruje największymi akcjami strajkowymi, przyjmując takie "dobrodziejstwo" pracownicy zgodziliby się na realną stratę 20 proc. wartości wynagrodzeń.


Porozumienie podsunięte przez kolejowych pracodawców zawierało również szereg dodatkowych obostrzeń.

Związki zawodowe miałyby zgodzić się na ogromną redukcję zatrudnienia etatów na stacjach kolejowych - masowe zamykanie kas biletowych i zwalnianie obsługujących je pracowników. To samo miałoby spotkać pracowników wagonów restauracyjnych i barowych. Miałyby również przystać na to, by część kursów obsługiwać w systemie driver-only - a zatem bez drużyny konduktorskiej, z otwieraniem i zamykaniem drzwi wyłącznie przez maszynistę. Brytyjskie związki zawodowe od dawna argumentują, że jest to zrzucanie dodatkowych obowiązków na pracownika, który i tak wykonuje trudne i odpowiedzialne zadania, oszczędzanie kosztem bezpieczeństwa pasażerów.

Wreszcie brytyjscy kolejarze mieli zgodzić się na to, że do 1 kwietnia 2024 r. nie będzie zwolnień, ale przenoszenie z etatów na "elastyczne" umowy - już tak.


Centrala związkowa RMT przekazała warunki ugody pod głosowanie swoich członków, sugerując im równocześnie głosowanie za ich odrzuceniem.


Pierwsze organizacje związkowe zrzeszone w RMT już ogłosiły, że przedłużają mandat centrali do prowadzenia sporu zbiorowego i protestów. Decyzję taką podjęli w referendum m.in. pracownicy londyńskiego metra.



Najprawdopodobniej do kolejnych protestów na kolei dojdzie w Wielkiej Brytanii już w przyszłym tygodniu. RMT zamierza zatrzymać pociągi 13 i 14, a następnie 16 i 17 grudnia. Kolejny protest nastąpi w okresie świątecznym.

 

Związkowcy wezwali pracowników, by masowo odmawiali pracy w nadgodzinach w Wigilię i pierwszy dzień Bożego Narodzenia.

Jako że na ten sam czas zaplanowano również prace remontowe na niektórych liniach kolejowych, efekt protestu może być bardzo mocny. Podczas poprzednich dni strajkowych spółkom kolejowym udało się wyprawić w drogę nie więcej niż 20 proc. zaplanowanych pociągów.

Zdaniem kolejowych spółek propozycja przedłożona związkom była "rozsądna". Jej autorzy nie ustosunkowali się do zarzutów związków, wskazujących, że kilkuprocentową podwyżkę natychmiast pożre inflacja. Utrzymują, że zysk kolejowych spółek jest dużo niższy niż przed pandemią i to dlatego nie można zainwestować zbyt wiele w wynagrodzenia załóg.

Tymczasem pracowników kolejowych w Wielkiej Brytanii już brakuje. Nawet w dni, gdy strajków nie ma, pasażerowie muszą liczyć się z odwołaniem niektórych kursów - z braku maszynistów i konduktorów.