Niemieccy rolnicy obiecali: zablokujemy cały kraj. I dotrzymali słowa.
Demonstracje rozpoczęły się 8 stycznia i mają trwać do momentu, gdy rząd Olafa Scholza wycofa się z zamiarów oszczędzania kosztem rolników. Przypomnijmy: w listopadzie federalny Sąd Konstytucyjny orzekł, że rząd Scholza nie miał prawa przekierować niewykorzystanych środków z funduszu zwalczania COVID-19 na cele klimatyczne. W niemieckim budżecie pojawiła się 60-miliardowa dziura, a jedną z metod jej zasypywania miało być pozbawienie rolników częściowego zwolnienia z podatku na olej napędowy i od samochodów. Ulga na olej obowiązywała od dziesięcioleci, a teraz miała zniknąć bez żadnych konsultacji społecznych. Na wsi zawrzało. Planowane cięcia sprawiły, że przed tysiącami rolników, w tym tych prowadzących ekologiczne gospodarstwa, stanęło widmo bankructwa.
8 stycznia rolnicy zablokowali wjazdy na autostrady w całym kraju. Od Bawarii po Szlezwik Holsztyn poruszały się kolumny setek ciągników, często obwieszonych hasłami "Bez rolnictwa nie ma przyszłości", "Gdy umiera rolnik, umiera kraj".
Zablokowane zostało centrum Berlina i Aleja 17 Czerwca przebiegająca od Bramy Brandenburskiej przez słynny Tiergarten. W wielu regionalnych stolicach rolnicy gromadzili się również na ulicach i placach. Pierwszego dnia demonstracji szczególnie liczne były blokady w Meklemburgii-Pomorzu Przednim, drugiego dnia w szczególny sposób zmobilizowali się rolnicy z Badenii-Wirtembergii, Szlezwiku-Holsztynu i Brandenburgii. Protestowano na wszystkich drogach szybkiegu ruchu wokół Lubeki. W Saksonii ciągniki zablokowały mosty na Łabie. Nie odpuszczali demonstranci zebrani w Berlinie: ok. 200 rolników pozostało na Alei 17 Czerwca, pod ścisłym nadzorem policji, która jednak nie zdecydowała się rozpędzać zgromadzenia. Blokady trwały również w rejonie przejść granicznych z Polską i Czechami, utrudniając ruch transgraniczny.
Demonstracje 9 stycznia były mniejsze niż w dniu poprzednim, ale to nie koniec walki.
W środę 10 stycznia rolnicze stowarzyszenie Land schafft Verbindung zamierza w godzinach 9-15 zablokować wszystkie wjazdy na obwodnicę Berlina oraz na regionalne drogi szybkiego ruchu w Brandenburgii.
Niemieckie Stowarzyszenie Rolników planuje duży wiec w Berlinie na 15 stycznia. Tysiące ciągników znowu wjadą wówczas przed Bramę Brandenburską. Gdy część mediów głównego nurtu grzmi o zagrożeniu zdominowaniem protestów przez skrajną prawicę, przewodniczący Niemieckiego Związku Rolników Joachim Rukwied oznajmił: my skrajnej prawicy nie chcemy. Rukwied podkreślił, że rolnicy chcą dokonywać zmian na drodze demokratycznej, przy urnie wyborczej lub poprzez dialog.
Faktem jest, że na części ciągników pojawiły się symbole Alternatywy dla Niemiec, formacja ta od dawna deklaruje pełne poparcie dla postulatów rolników, a tzw. partie głównego nurtu budzą wśród demonstrantów tylko gniew. To jednak efekt wieloletniej neoliberalnej polityki niemieckich elit, ogarniętych obsesją cięcia długu publicznego. Ani SPD, ani CDU, ani FDP, ani tym bardziej Zieloni nie mają rolnikom nic do zaoferowania. Z drugiej strony w Saksonii, gdzie prawdziwie neofaszystowskie organizacje prawicowe próbowały dołączyć do protestów, ich działacze zostali przez rolników wyproszeni z blokad. Wiec skrajnej prawicy, podczas którego żądano natychmiastowego rozwiązania Bundestagu i obalenia rządu, odbył się niezależnie od demonstracji rolniczych.
W poniedziałek stanowcze poparcie dla rolników wyraziła również opozycja lewicowa - Die Linke. 9 stycznia brandenburska Lewica na forum lokalnego parlamentu (Landtagu) upomniała się o jak najszybsze uchwalenie ustawy o strukturze rolnej, która wzmocniłaby lokalnych rolników przeciwko dużym korporacjom.
Partia Lewicy wezwała też regionalny rząd do zwołania szczytu rolnego, podczas którego politycy i rolnicy wspólnie wypracowaliby satysfakcjonujące rozwiązania.
Po stronie rolników stanęło nawet troje szefów rządów regionalnych z partii Olafa Scholza - SPD. Premier Meklemburgii-Pomorza Przedniego Manuela Schwesig (SPD), premier Kraju Saary Anke Rehlinger (SPD) oraz Dolnej Saksonii Stephan Weil (SPD) wezwali kanclerza, by nie oszczędzał kosztem producentów żywności.
Olaf Scholz już zrezygnował z części pierwotnie planowanych cięć. Ulga na olej ma zostać zredukowana o 40 proc., zamiast zniknąć zupełnie - to nastąpi w 2026 r., co według rządzących jest znaczącym ustępstwem. Rolnicy odpowiadają, że to ustępstwo pozorne, gdyż koszty prowadzenia działalności rolniczej i tak raptownie rosły. Cięcie ulg dobije indywidualne gospodarstwa, skorzystają na tym wyłącznie największe koncerny rolnicze. Dlatego rolnicy nie zamierzają przerywać zaplanowanego tygodnia protestu. 15 stycznia ma być wielkim dniem gniewu.
Federalny minister rolnictwa Cem Özdemir wyraził zrozumienie dla protestów rolników, ale jego słowa nic nie zmieniają. Minister twierdzi bowiem, że rząd dalej ustąpić już nie może, a rolnicy muszą zrezygnować z ulg. Prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier powiedział 9 stycznia, że w demokracji można krytykować rząd, nawet bardzo ostro, ale do przemocy na protestach dojść nie może (do tej pory nie dochodziło, nie licząc rzadkich przepychanek z policją).
Tymczasem poparcie dla Scholza i jego koalicji spadło do 25 proc.