Rok 2024 r. w Niemczech zaczyna się gorąco. Rolnicy nie godzą się z decyzjami rządu, który zamierzał ciąć dotacje dla ich sektora i odebrać im ulgi podatkowe. Olaf Scholz zdążył już wycofać się z niektórych decyzji, ale złość przeciw niemu nie wygasa.



Protestujący rolnicy wyjechali traktorami na drogi szybkiego ruchu w całych Niemczech. Wolno poruszające się kolumny rolniczych pojazdów blokowały ruch w miastach i poza nimi. Najwięcej traktorów wjechało do Berlina, gdzie ze względu na protest zamknięto ulicę 17 Czerwca między Bramą Brandenburską a placem, na którym wznosi się Kolumna Zwycięstwa. Rolnicy blokowali również ruch w Bremie i Hamburgu. Na autostradach utrudnienia odnotowano we wszystkich krajach związkowych Niemiec. W niektórych z nich, jak w północnej Meklemburgii-Pomorzu Przednim, rolnicy blokowali wjazdy na autostrady.

Rolnicy jednoznacznie pokazali, co myślą o Scholzu i jego ludziach. Przy drogach, którymi się poruszali, pozostawili szubienice, na których symbolicznie powiesili światła drogowe - symbol koalicji, jaką tworzą socjaldemokraci (kolor czerwony), liberałowie (żółty) i Zieloni.

Protesty rolników mają trwać ponad tydzień. Oficjalnie ruszyły 8 stycznia, ale część demonstrujących blokowała ruch już poprzedniego dnia. Z kolei 5 stycznia tłum oburzonych rolników próbował wtargnąć na prom, którym ze świąt Bożego Narodzenia wracał wicekanclerz Robert Habeck. Statek nie zdołał zgodnie z planem wejść do portu Schluettsiel i musiał zawrócić.



Organizatorem protestów (obok prezentujemy mapę tych, które odbyły się 8 stycznia) jest Niemiecki Związek Rolników, a także Federalny Związek Transportu Drogowego, Logistyki i Utylizacji (BGL), bo równolegle, z własnymi postulatami, organizują się kierowcy ciężarówek. Z rolnikami sympatyzują również kolejarze, którzy szykują na najbliższe dni własny strajk. Niemiecki Związek Rolników zapowiada, że blokady transportu odbędą się na skalę, jakiej Niemcy nigdy wcześniej nie widziały. Podobnie Günther Felssner, przewodzący bawarskiemu oddziałowi Związku, zapowiedział w rozmowie z "Bildem" sparaliżowanie państwa. Wiele wskazuje na to, że nie przesadzał. W niektórych niemieckich regionach odwołano zajęcia w szkołach, zakładając z góry, że uczniowie i tak na nie nie dojadą. W Brandenburgii supermarkety spodziewają się problemów z zaopatrzeniem. Przewodniczący Niemieckiego Związku Rolników Joachim Rukwied stwierdził w rozmowie z magazynem "Stern", że rolnicy nie zejdą z ulic, dopóki rząd nie zrezygnuje ze wszystkich zaplanowanych podwyżek podatków dla sektora rolniczego.

Kulminacją demonstracji ma być wielki uliczny protest w Berlinie w dniach 18 i 19 stycznia.

Protestującym swojego poparcia na szeroką skalę udzieliła Alternatywa dla Niemiec (AfD). Skrajnie prawicowa partia wzywa dziś Niemców do przyłączenia się do strajku generalnego, a rząd oskarża o to, że swoją polityką doprowadza ludzi do ruiny - "zupełnie jak w średniowieczu". - Rosnąca biurokracja i wzrost kosztów przez ostatnie 10 lat wygenerowały ogromną frustrację, która dziś znajduje ujście - powiedział The Guardianowi Clemens Risse, sekretarz generalny stowarzyszenia drobnych farmerów z Saksonii. - A do tego AfD wskazuje na bezcłowy import ukraińskiego zboża i mówi rolnikom, że rząd próbuje ratować świat, ale nie dba o swoich własnych ludzi.

Sprzeciw przeciwko importowi ukraińskiego zboża w ostatnich dniach połączył zresztą rolników niemieckich i polskich: na początku stycznia protestowali wspólnie na przejściach granicznych i po obu stronach granicy w regionie Zgorzelca i Gorlitz. Niemiecki Związek Rolników odżegnuje się od współdziałania z AfD i podkreśla, że demonstracje są uciążliwe, ale ściśle pokojowe. Wydaje się, że liderzy organizacji obawiają się utraty sympatii poza sektorem rolniczym, która dziś jest raczej po ich stronie. Tym niemniej partyjne symbole i hasła pojawiły się w pierwszym dniu protestu na wielu maszynach uczestniczących w blokadach, obok haseł takich jak "Gdy umrze rolnik, umrze kraj". Wielu rolników jest przekonanych, że poza Alternatywą dla Niemiec inne partie po prostu się nimi nie interesują.

AfD popierała rolników od samego początku; lewicowa Die Linke zabrała głos dużo później.

Jej współprzewodniczący Martin Schirdewan w nagraniu opublikowanym 8 stycznia na portalu X (dawniej Twitter) nie szczędził jednak Scholzowi i jego koalicji gorzkich słów. Stwierdził, że rząd troszczy się wyłącznie o dobro wielkich koncernów żywnościowych oraz potężnych inwestorów.

Praprzyczyną konfliktu rządu Olafa Scholza z rolnikami jest wyrok niemieckiego Sądu Konstytucyjnego z listopada ubiegłego roku. Jak tłumaczą eksperci Ośrodka Studiów Wschodnich, "w 2020 r. w czasie kryzysu wywołanego COVID-19 na okres trzech lat zawieszono obowiązywanie tzw. hamulca długu (Schuldenbremse) i umożliwiono zwiększanie zadłużenia na poczet walki z gospodarczymi skutkami pandemii. W budżecie na 2021 r. zapisano uprawnienia do zaciągnięcia długu w wysokości 240 mld euro. Na koniec roku okazało się, że 60 mld euro z tej puli nie zostało wydatkowane. Formalnie niewykorzystane kredyty powinny były zostać umorzone". Rząd Scholza postanowił jednak tego nie robić, a zamiast tego przekierować wskazane 60 mld na cele klimatyczne i związane z transformacją energetyczną. Skargę na ten ruch złożyli do Sądu Konstytucyjnego deputowani opozycyjnej CDU. Aby załatać dziurę budżetową, "koalicja świateł drogowych" postanowiła radykalnie zlikwidować ulgi podatkowe na olej napędowy dla rolników oraz ulgi, którymi były objęte pojazdy rolników. Po pierwszych protestach Scholz częściowo się cofnął: likwidacja ulgi na olej napędowy ma zostać rozłożona w czasie i potrwać do 2026 r. Ale to rolnikom nie wystarczy. Wskazują, że zmiana polityki podatkowej, nieważne, czy gwałtowna, czy nieznacznie odłożona, i tak uderzy w mniejsze firmy, w tym małe ekologiczne gospodarstwa, promując wyłącznie wielkie agrokoncerny. Do 2026 r. nie zostało tak dużo czasu, a ulga już teraz ma zostać zredukowana o 40 proc. Przypominają również, że ulga na olej napędowy była realizowana w postaci częściowego zwrotu kosztów podatku w stałej wysokości 21,48 eurocentów na litr, bez uwzględnienia rosnących kosztów surowca.

- Jeśli rząd czuje się niewinną ofiarą kotwicy budżetowej po orzeczeniu TK, rolnicy, występujący w imieniu wielu innych grup zawodowych, muszą czuć się jeszcze bardziej poszkodowani przez nieuzasadnione cięcia budżetowe - komentuje "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Pozostałe cięcia, które wpisano do skorygowanego budżetu, też uderzają raczej w szeregowych obywateli: rząd Scholza zaoszczędzi, wpłacając mniej do krajowego funduszu emerytalnego oraz likwidując część wydatków na Federalną Agencję Pracy.

Gniewu, który wybuchł przeciwko Scholzowi i jego koalicjantom, nie da się łatwo wygasić.