W poniedziałek 3 października setki nauczycieli, rodziców i uczniów zgromadziło się w Budapeszcie przed Liceum im. Ferenca Koelcseya w proteście przeciwko zwolnieniu kilka dniu wcześniej w piątek grupy nauczycieli. Pedagodzy otrzymali wypowiedzenia z powodu zaangażowania w ruch obywatelskiego nieposłuszeństwa.

Rodzice dzieci nie akceptują decyzji władz szkolnych i domagają się przywrócenia do pracy zwolnionych nauczycieli.

W ich przekonaniu nauczyciele walczą nie tylko o przyszłość ich dzieci, ale w ogóle o przyszłość edukacji na Węgrzech.

Nauczyciele na Węgrzech już od dawna domagają się przede wszystkim podwyżek, a także zmniejszenia obciążeń godzinowych. W marcu bieżącego roku rząd, w reakcji na zapowiedź strajków ogólnokrajowych, uniemożliwił nauczycielom ich zorganizowanie, wydając dekret o specjalnej organizacji opieki nad dziećmi w związku z pandemią. W walce o swoje prawa nauczyciele postanowili tym razem wykorzystać obywatelskie nieposłuszeństwo. Dekret niemal całkowicie ograniczył możliwość protestu środowisk nauczycielskich. Na jego mocy z powodu pandemii dzieci muszą być w klasach nieustannie pilnowane, musi być przeprowadzona przynajmniej połowa wszystkich zajęć, zaś dla uczniów przygotowujących się do matury muszą się odbyć wszystkie lekcje z przedmiotów egzaminacyjnych. W efekcie taki system uniemożliwia przeprowadzenie jakiejkolwiek akcji strajkowej.

Uczniowie już na początku roku szkolnego opowiedzieli się po stronie swoich nauczycieli, organizując protesty w ich obronie. Również Związki nauczycielskie zwróciły się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z wnioskiem przeciwko rządowemu dekretowi, uniemożliwiającemu nauczycielom korzystanie z prawa do strajku.

Jako że władze węgierskie ignorują nauczycieli, 6 października doszło do jeszcze większej kulminacji niezadowolenia. Demonstracja, która zaczęła się od utworzenia przez uczniów żywego łańcucha solidarności z nauczycielami, przerodziła się w wielotysięczny wiec. Według danych udostępnionych przez organizatorów w zgromadzeniu na placu Kossutha, przy którym znajduje się budynek węgierskiego parlamentu, wzięło udział nawet 30-40 tys. osób. Manifestanci całkowicie zablokowali zabytkowy Most Małgorzaty w centrum Budapesztu.

- Edukacja na Węgrzech jest martwa. Nie możemy z tym się pogodzić. Rodzice muszą zjednoczyć się i wesprzeć nauczycieli - przemawiała do tłumu Viki Marton, nauczycielka i działaczka społeczna. W odpowiedzi dostała owacje.

Kolejne protesty zapowiadane są na 14 października i po koniec listopada.

Czy te nieoczekiwane demonstracje mogą w jakiś sposób zaszkodzić Viktorowi Orbanowi, który kilka miesięcy temu pokonał w wyborach parlamentarnych zjednoczoną opozycję?

- System Orbana znalazł się przed bezprecedensowym wyzwaniem ekonomicznym. Inflacja sięga już 20-30 proc., pożerając zarobki. Rośnie bezrobocie, po okresie zerowego wzrostu gospodarczego mamy recesję, która utrzyma się w 2023 r.. Skończył się okres maksymalnych cen energii, nie ma zasobów, które można wykorzystać na realizowanie obietnic socjalnych i napędzanie systemu - tłumaczy Stefano Bottoni, włoski historyk i politolog mieszkający w Budapeszcie. Bottoni dodaje, że klasa średnia obawia się, że Orban będzie chciał ostatecznie zdławić opozycję wewnętrzną tak, jak zrobił to po 2012 r. Putin - tym bardziej, że oficjalne media węgierskie jednoznacznie biorą stronę Rosji. To oznaczałoby koniec "kompromisu" między zamożniejszymi obywatelami Węgier a autorytarnym Fideszem. - Uczniowie i rodzice to ogromny potencjał protestu - komentuje Bottoni. Zaznacza przy tym, że opozycja węgierska musi dopiero znaleźć sposób na skuteczne nawiązanie kontaktu z demonstrującymi. Po przegranych wyborach partie, które tworzyły zjednoczoną opozycję, mają wyjątkowo niskie poparcie.

Rząd węgierski nie zamierza prowadzić z nauczycielami dialogu. Pedagodzy już otrzymują listy, z których dowiadują się, że udział w ruchach nieposłuszeństwa obywatelskiego może być podstawą do zwolnienia z pracy. Rząd deklaruje również, że da nauczycielom podwyżkę... kiedy zostaną odblokowane pieniądze z węgierskiego KPO. Co prędko nie nastąpi.