Kilka tysięcy osób demonstrowało w centrum Bratysławy, domagając się od rządu, by na serio zajął się problemem inflacji i ubożenia społeczeństwa.
"Zamroźcie ceny, nie ludzi", "Chcemy dobrze żyć", "Obywatel Słowacji - żebrak Europy" - to tylko niektóre z transparentów, pod którymi gromadzili się demonstranci i demonstrantki. Protestujący stwierdzili, że na Słowacji nastała nowa pandemia - pandemia ubóstwa. - Każdy dzień bezczynności rządu ma swoje następstwa - mówił jeden z przemawiających reprezentantów związków zawodowych. Podnoszono, że wskutek drożyzny część ubogich obywateli wkrótce może zacząć, dosłownie, głodować, a całe regiony czeka zapaść, jeśli zakłady produkcyjne wstrzymają lub ograniczą działalność z uwagi na koszty energii. Kolosalne ceny prądu mogą też doprowadzić do sytuacji, w której zabraknie go w szpitalach, urzędach czy szkołach.
Konfederacja Związków Zawodowych (KOZ) była głównym organizatorem zgromadzenia. Jej przewodnicząca Monika Uhlirova stwierdziła, że rządzący Słowacją powinni już dawno wdrożyć rozwiązania, które pomogą wszystkim: obywatelom, rodzinom, instytucjom publicznym, ale też przedsiębiorstwom. Przypomniała, że dwa lata temu słowacki rząd zamroził wynagrodzenia za pracę w dni wolne oraz w godzinach nocnych. Stwierdziła, że czas, by stawki za taką pracę poszły w górę, skoro drożeją wszystkie produkty i usługi.
Demonstranci zażądali, by rząd przedstawił konkretny plan działania: udowodnił, że chce wesprzeć obywateli w krytycznym momencie tak, jak zrobiły to już niektóre inne państwa europejskie. W szczególności żądano obniżenia stawek VAT na energię oraz powstrzymania wzrostu cen.
Słowackie związki zawodowe prowadzą swoją walkę wspólnie ze związkowcami czeskimi. Ich przedstawiciel przemówił do demonstrantów z telebimu, a 8 października, w dniu, gdy odbywała się demonstracja w Bratysławie, w Pradze protestowali również Czesi.
Kiedy Polska?