To również reakcja na postawę francuskiego rządu wobec strajku pracowników rafinerii. Oni również trzy tygodnie temu rozpoczęli protest, domagając się wzrostu pensji, by zrekompensować rosnącą inflację. Zatrudnieni w koncernie ExxonMobil oczekiwali podwyżki w wysokości 7,5 proc., natomiast załogi TotalEnergies – 10 proc. Inflacja we Francji wynosi już 7 proc., natomiast kierownictwo obu firm było skłonne przyznać pracownikom co najwyżej podwyżkę czteroprocentową. Protest w rafineriach doprowadził do braków paliwa na stacjach benzynowych. W północno-wschodniej i południowo-wschodniej Francji odpowiednio 70 i 80 proc. obywateli deklarowało w sondażach, że mają poważny problem, by je zdobyć.
Opinia publiczna jest podzielona w ocenie strajku. O ile np. protesty personelu medycznego, do jakich dochodziło w ostatnich latach, były popierane wręcz jednogłośnie (blisko 90 proc. ocen pozytywnych), to w przypadku pracowników rafinerii „tylko” 42 proc. ankietowanych Francuzów jest po ich stronie.
TotalEnergies zaproponował ostatecznie 6,5-procentową podwyżkę, którą zaakceptowały centrale związkowe CFE-CGC oraz CFDT, zrzeszające większość pracowników.
Centrala CGT, bardziej radykalna, chce jednak walczyć dalej.
Wspólnie z centralą FO wezwała do strajku w całym sektorze transportowym we wtorek 18 października. Zrzeszeni w CGT pracownicy koncernu TotalEnergies również zagłosowali za kontynuacją protestu.
Powodem wezwania do strajku generalnego była również postawa rządu. Neoliberałowie pod wodzą Emmanuela Macrona zapowiadali „możliwie najszybsze zakończenie kryzysu”. Zamierzają zwyczajnie zmusić pracowników do przerwania protestu przy pomocy środków przymusu administracyjnego i wysokich kar grzywny.
– Czas na negocjacje się skończył – powiedział na antenie BMFTV minister finansów Bruno Le Maire. – Były negocjacje, jest porozumienie – stwierdził, nawiązując do ugody podpisanej przez CFDT i CFE-CGC.
CGT wzywa rząd do dalszych rozmów, które miałyby dotyczyć nie tylko sprawy rafinerii. Związkowcy żądają dalszych podwyżek płac, w tym minimalnego wynagrodzenia. Rząd odpowiada, że dalszych rozmów już nie będzie, a kolejni pracownicy rafinerii będą zmuszani do powrotu do pracy.
W niedzielę 16 października ulicami Paryża przeszło nawet 140 tys. ludzi, protestując przeciwko wzrostowi kosztów życia. Popularność Macrona kilka miesięcy po wygranych wyborach prezydenckich dramatycznie spada. Paryskiej demonstracji przewodzili deputowani lewicowej opozycji w parlamencie – Nieuległej Francji.
We wtorkowym strajku biorą udział przede wszystkim pracownicy sektora publicznego. Na apel CGT odpowiedzieli kolejarze pociągów regionalnych: odwołano w tym dniu połowę rozkładowych połączeń. Do protestów doszło w szkołach w całym kraju, zwłaszcza w szkołach zawodowych. Protestowali pracownicy sektora metalurgicznego, zakładów energetycznych, zakładów ubezpieczeniowych, żłobków, służby zdrowia, przemysłu spożywczego i nie tylko. Od południa w całym kraju odbywają się demonstracje. Na cały dzień zgłoszono ponad 200 zgromadzeń.
Kierownictwo CGT ma zdecydować o dalszych działaniach po godz. 18, gdy większość z nich dobiegnie końca.
Kryzys, jaki uderzył we Francję, jest nieporównywalny z niczym, co przeżyło tamtejsze społeczeństwo w ciągu ostatnich czterech dekad. Nigdy w tym okresie Francuzki i Francuzi nie doświadczyli tak raptownego spadku siły nabywczej swoich zarobków. Przewidywany średni wzrost płac we Francji o 2,5 proc. nie doścignie nawet poziomu inflacji, co oznacza dla pracowników realną stratę. Nawet jeśli rząd wprowadził pewne mechanizmy ochronne (np. zablokował ceny energii), to są one niewystarczające.
Protestujących oburza też fakt, że koncerny energetyczne i paliwowe, tak niechętne do podwyższania zarobków pracowników, chętnie wypłacają wysokie dywidendy akcjonariuszom i podnoszą uposażenia swoich szefów. TotalEnergies w 2021 r. odnotował czysty zysk powyżej 13 mld euro. Jego dyrektor wykonawczy zarabia rocznie 6 mld euro.