"Ani jednej więcej" to hasło ruchów kobiecych, walczących o dostęp do bezpłatnej aborcji i sprzeciwiających się przemocy wobec kobiet. I właśnie to hasło wybrzmiało 14 czerwca na protestach w całej Polsce, po tym, gdy w szpitalu w Nowym Targu zmarła 33-letnia Dorota. Kobieta trafiła do placówki w piątym miesiącu ciąży, odeszły jej wody płodowe. Szanse na przeżycie płodu były w tym momencie praktycznie zerowe, a w organizmie kobiety zaczął rozwijać się stan zapalny, ale lekarze zwlekali z interwencją. Po trzech dniach Dorota zmarła. Jej sprawa trafiła do prokuratury.

Przestańcie nas zabijać! - brzmiał hasło protestów

W Warszawie wieczorem 14 czerwca głośno opowiedziano o Dorocie, ale również o innych kobietach, które mogły żyć, gdyby lekarze energicznie przystąpili do ich ratowania, zamiast czekać, aż obumrze śmiertelnie uszkodzony płód. Na proteście zgromadziło się kilkaset osób. Przemaszerowały one pod Ministerstwo Zdrowia z transparentami "Aborcja w obronie życia", "Chcemy rodzić, nie umierać", "Szanuj kobiety" czy po prostu "Hańba".

Kilkaset osób demonstrowało również na Rynku Głównym w Krakowie, na rynku we Wrocławiu, natomiast po kilkadziesiąt zgromadziło się w ok. 60 miastach w całym kraju, także w mniejszych ośrodkach jak Kłodzko czy Wałbrzych. Polki i Polacy skrzykiwali się na demonstracje również poza krajem - m.in. w Berlinie i Londynie.

Dorota nie żyje, bo lekarze się nie buntują. Tam, gdzie nie ma legalnej aborcji, kobiety umierają w szpitalach, bo personel medyczny, zamiast ratować nasze życie i zdrowie czeka; aż wojewódzki konsultant przyjdzie do pracy i łaskawie zezwoli na zabieg. Żeby potem można było na kogoś zrzucić. Ile jeszcze mężów i partnerów straci żony i partnerki? Jeszcze za mało umarło nas? Przestańcie nas zabijać!

- napisały w swoim komunikacie działaczki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet.

Po śmierci Doroty minister zdrowia Adam Niedzielski stwierdził, że lekarze nie muszą czekać na śmierć płodu, by ratować kobietę w ciąży. Równocześnie władze odżegnują się od jakiegokolwiek związku między drakońską ustawą antyaborcyjną a tragedią kobiet.

Jarosław Kaczyński, zapytany o protesty, stwierdził, że problem jest "urojony" - bo przecież Trybunał Konstytucyjny nie zakazał ratowania życia matki.

Innego zdania były demonstrantki.

- Wiemy, kto tworzy ten antyaborcyjny klimacik. Wiemy też, kto zafundował nam zaostrzenie prawa w 2020 roku i oczekujemy od Ministerstwa Zdrowia, żeby się po prostu w końcu ogarnęło - te słowa wyemitowano z megafonu, gdy pochód protestacyjny dotarł pod siedzibę ministra zdrowia.

Mobilizacja kobiet była nieporównywalnie mniejsza niż podczas masowych protestów z jesieni 2021 r., zaraz po ogłoszeniu orzeczenia tzw. Trybunału Konstytucyjnego. Wiele obywatelek nie wierzy, że w Polsce, dopóki u władzy jest PiS, może w kwestii aborcji cokolwiek się zmienić. W międzyczasie tysiące Polek podjęło decyzję, że rodzić dzieci w Polsce po prostu nie będzie. Po prostu boją się o własne życie.

Na zdjęciu poniżej demonstrantki i demonstranci w Wałbrzychu.