Zapowiadanego lidera marszu parę godzin wcześniej zatrzymała policja. Do zatrzymania Międlara doszło na wrocławskim osiedlu Jagodno. Według niepotwierdzonych informacji były ksiądz został posądzony o propagowanie nienawiści. Jak powiedział "Gazecie Wrocławskiej" Rzecznik Prasowy KWP we Wrocławiu asp. szt. Łukasz Dutkowiak:
- Policjanci mając bieżące ustalenia i informacje o mogących wystąpić zagrożeniach, na podstawie artykułu 15 punkt 1 ustęp 3 Ustawy o Policji, podjęli decyzję o zatrzymaniu Pana Jacka M. Czynności te są obecnie kontynuowane i więcej informacji będziemy mogli przekazać po ich zakończeniu.
Natomiast z informacji, do których dotarł Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych wynika, iż
Samochód, którym jechał Jacek Miedlar, został zatrzymany przez patrol policji w Jagodnie. Były ksiądz został wyprowadzony z samochodu i zakuty w kajdanki. W ubiegłych latach prowadzone przez Jacka Międlara marsze kończyły się rozwiązaniem zgromadzenia z powodu łamania prawa. Dochodziło do nawoływania do nienawiści, uczestnicy atakowali policję i postronne osoby. Rzucali butelkami i petardami w kontrmanifestujące kobiety.
Jacek Międlar został skazany za kolejne przemówienia na marszach 11 listopada z kilku poprzednich lat. Nic nie wskazywało, by w tym roku postanowił zaprzestać nawoływania do nienawiści.
I mimo iż głównego „lidera” nacjonalistów zabrakło na marszu , nie zabrakło haseł otwarcie atakujących inne narody lub przeciwników politycznych maszerujących. Agresja była porażająca: brzmiały okrzyki „Już niedługo zamiast liści będą wisieć komuniści", „ Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”, „Precz z komuną i PO” przeplatane hasłami anty ukraińskimi - „Tu jest Polska a nie Ukraina” , „Polska antybanderowska. Oczywiście nie zabrakło haseł antysemickich - „Tu jest Polska a nie Polin”. Zebrani nieśli przez całą drogę zapalone pochodnie, które jak żywo wyglądały jak obrazki przeniesione z III Rzeszy.
Obserwatorom z ramienia prezydenta miasta hasła te, jak i płonące pochodnie nie przeszkadzały. Obserwatorzy podjęli nieśmiałą próbę rozwiązania marszu już pod sam koniec zgromadzenia, przy wejściu na Ostrów Tumski gdzie przed katedrą narodowcy tradycyjnie kończą swoje marsze. Powodem próby rozwiązania marszu było odpalenie rac. W większości odurzeni alkoholem i agresywni kibole tę decyzję zwyczajnie zakrzyczeli, a przedstawiciele miasta ugięli się i dopuścili do tego, by marsz przeszedł pod katedrę, gdzie pijani i agresywni kibole próbowali sprowokować bijatykę. Uczestników marszu było ok. dwóch tysięcy, mniej, niż spodziewali się organizatorzy, którzy anonsowali marsz pięciotysięczny.
W związku z odpaleniem materiałów pirotechnicznych oraz znieważeniem funkcjonariuszy zatrzymano 5 osób w tym jedną niepełnoletnią. Organizatorzy namawiali zebranych do kontynuowania manifestacji pod budynkiem komisariatu przy ulicy Sołtysowickiej, gdzie miał przebywać Jacek M. Przed budynkiem komisariatu na manifestujących czekał kordon policji. Nikt z uczestników się tam jednak nie pojawił.