Cerkiew w Lewczenko, na odległym przedmieściu Kazania, miała pomóc w "duchowym odrodzeniu" okolicy. Na razie, jeszcze niedokończona, stała się sceną łamania praw pracowniczych.
Cerkiew na potrzeby eparchii (prawosławnej diecezji) kazańskiej wznosiła prywatna firma budowlana Grań. Na plac budowy wysłano szesnastu robotników. I to właśnie oni na początku marca odmówili kontynuowania pracy, bo za czynności już wykonane podczas ostatniego miesiąca nie zobaczyli ani kopiejki.
Co gorsza, jak dowiedzieli się aktywiści grupy Rosyjski Front Pracy, która zajmuje się wspieraniem robotników w walce o ich prawa, budowlańcy wznoszący cerkiew nie mieli nawet prawdziwych umów o pracę.
Nie były za nich odprowadzane składki zdrowotne i społeczne.
Kamień węgielny pod budowę cerkwi był zakładany z wielką pompą w 2021 r. Miejsce poświęcił osobiście metropolita kazański i tatarstański Cyryl, a dyrektor firmy Grań opowiadał, jak wielką rolę w lokalnej społeczności będzie odgrywała cerkiew. Leonid Anisimow zapewniał, że w projekt włożył własne fundusze, a świątynię wznosi "z porywu serca".
Przedstawiciele prawosławnego duchowieństwa zapowiadali duchowe odrodzenie całej okolicy dzięki powstaniu murowanej cerkwi. Miały być też inne, świeckie korzyści: lokalna społeczność miała zyskać też starannie urządzony plac do wydarzeń masowych, plac zabaw, bibliotekę, jaką zamierzała tworzyć parafia.
Podczas uroczystości Anisimow otrzymał od metropolity Cyryla cerkiewny order. Czy teraz duchowni zainteresują się ewidentnym naruszeniem praw pracowniczych? Jak dotąd o zaległe wypłaty upominają się w firmie tylko aktywiści Rosyjskiego Frontu Pracy.
Rosyjskie władze chętnie mówią o moralnym upadku Zachodu i o wartościach, jakie rzekomo powszechnie panują w Rosji - uczciwość i solidarność społeczna to jedne z nich. W przypadku cerkwi na przedmieściach Kazania nie tylko nie było mowy o żadnych wartościach, ale złamano nawet rosyjskie, liberalne prawo pracy.