Jak relacjonowaliśmy na bieżąco na łamach Naszych Argumentów, od 5 grudnia po ulicach Wilna według planu jeździła czasem połowa, czasem jeszcze mniej autobusów. To pracownicy zatrudniani przez miejską spółkę transportową VVT przerwali pracę. Rozpoczęli strajk, bo wcześniejsze próby dogadania się z pracodawcą w kwestii podwyżek i układu zbiorowego nie przyniosły efektu.

Spór w VVT trwał od ponad roku i miał nawet swój epizod sądowy, gdyż wileńska spółka transportowa wnosiła o sądowy zakaz organizacji strajku przez kierowców. Ostatecznie sąd orzekł, że związek zawodowy oraz VVT mają obowiązek zapewnić realizację określonej liczby kursów, ale strajk jako taki odbyć się może. W efekcie pracę przerwało około jednej trzeciej załogi VVT.

Przez pierwsze dwa tygodnie protestu regularne negocjacje między stronami nie przynosiły przełomu. Działacze związku zawodowego pracowników VVT relacjonują, iż firma była nieprzejednana, a jej dyrektor potrafił podczas kolejnej tury rozmów wycofać się z tego, co obiecał w turze poprzedniej. VVT zarzucało związkowi, że nie wywiązuje się z obowiązku zagwarantowania określonej liczby połączeń autobusowych, chociaż zgodnie z wyrokiem sądowym był to wspólny obowiązek organizacji i firmy. Związkowy ripostowali, że nie mają prawa zmuszać do pracy tych kierowców, którzy podjęli decyzję o przystąpieniu do strajku.


19 grudnia na kolejnym zebraniu członków związku zawodowego pracownicy zdecydowali: jeśli nie będzie podwyżek, dodatków stażowych i układu zbiorowego, strajk przeciągnie się na okres świąteczny.

 

Dla VVT byłaby to finansowa katastrofa - straty, jakie firma poniosła, i tak wyniosły ponad 300 tys. euro.

Również władze Wilna, które niedwuznacznie wypowiadały się przeciwko protestującym, musiały uznać, że nie mogą sobie pozwolić na taki scenariusz. Tym bardziej, że mieszkańcy miasta, pytani przez lokalne media o to, co sądzą o proteście, byli raczej pełni zrozumienia dla postulatów kierowców. Oczekiwali, że samorząd doprowadzi do zakończenia sporu, które zadowoli wszystkich. Protestujących wspierały również związki zawodowe z innych branż, w tym największe na Litwie centrale LPSK oraz Solidarumas. Po ich stronie stała lewica - partia Sojusz Lewicy (Kairiųjų aljansas) oraz Litewska Partia Socjaldemokratyczna.

Do przełomu doszło 22 grudnia. Przewoźnik zgodził się zrealizować kluczowe postulaty strajkujących.

Jak poinformował związek zawodowy w mediach społecznościowych, VVT wprowadzi w zakładzie układ zbiorowy. Gwarantuje on, że obecne stawki wynagrodzeń zasadniczych i dodatków nie zostaną w najbliższych latach zmienione na niekorzyść pracowników. W układzie ustalono również jasne, a nie uznaniowe kryteria przyznawania premii i dodatków, a także przywrócono dodatek stażowy. Firma zobowiązała się również do corocznej korekty wynagrodzeń uwzględniającej wskaźnik inflacji. Przyjęto również zasady organizacji dnia roboczego - by pracownicy codziennie, po przejechaniu określonej liczby godzin, mieli prawo do przerwy i odpoczynku. Wreszcie - za okres strajku kierowcy nie otrzymają wynagrodzenia, ale udział w proteście nie będzie podstawą do pozbawienia premii frekwencyjnej.

W końcowej wiadomości związek zawodowy dziękuje za wsparcie, jakie otrzymał podczas protestu. Przypomina też, że przed strajkiem firma odrzucała praktycznie wszystkie postulaty, które teraz, jak się okazało, są możliwe do spełnienia.