Ostatni tydzień w Niemczech, jak informowaliśmy na bieżąco na łamach Naszych Argumentów, upłynął pod znakiem protestów rolników. Rolnicy wyjechali ciągnikami na autostrady i wkroczyli do centrów miast, by domagać się anulowania planowanych cięć budżetowych, które w nich uderzą.
Przypomnijmy: w listopadzie federalny Sąd Konstytucyjny orzekł, że rząd Olafa Scholza nie miał prawa przekierować niewykorzystanych środków z funduszu zwalczania COVID-19 na cele klimatyczne. Sprawę do Sądu skierowała opozycja (CDU-CSU). W niemieckim budżecie pojawiła się 60-miliardowa dziura, a jedną z metod jej zasypywania miało być pozbawienie rolników częściowego zwolnienia z podatku na olej napędowy do maszyn rolniczych i od samochodów. Ulga na olej obowiązywała od dziesięcioleci, a teraz miała zniknąć bez żadnych konsultacji społecznych. Na wsi zawrzało. Planowane cięcia sprawiły, że przed tysiącami rolników, w tym tych prowadzących ekologiczne gospodarstwa, stanęło widmo bankructwa.
Pod wrażeniem protestów rolników rząd poszedł na symboliczne ustępstwa. Zostają zwolnienia podatkowe dotyczące pojazdów. Ulga na paliwo nie zostanie zlikwidowana od razu, tylko etapami w ciągu dwóch lat. W dłuższej perspektywie to niewiele.
Związek Niemieckich Rolników oznajmił, że będzie protestował, dopóki Olaf Scholz zupełnie nie zrezygnuje z oszczędzania kosztem producentów żywności. Niemiecki kanclerz odpowiada: nie stać nas, by utrzymywać rolnicze ulgi i subsydia w dotychczasowym kształcie.
15 stycznia pod Bramę Brandenburską przybyło 10 tys. oburzonych rolników. Wspierali ich pracownicy z innych branż, którzy również czują, że koszty życia w Niemczech rosną, ceny podstawowych produktów idą w górę, a rząd robi z tym niewiele - albo nic. Razem z rolnikami demonstrowali pracownicy gastronomii, handlu, kierowcy oraz rybacy.
Zebranym wyszedł naprzeciw minister finansów Christian Lindner, ale nie przekazał upragnionej wiadomości o anulowaniu cięć.
- Nie mogę wam obiecać więcej pomocy z budżetu federalnego - oznajmił Lindner. - Ale możemy walczyć razem, żebyście mieli więcej wolności i cieszyli się większym szacunkiem z powodu swojej pracy.
Lindner zadeklarował też, że o formach wsparcia dla rolników trzeba "rozmawiać".
Część rolników wyśmiała te słowa, inni gwizdali i krzyczeli "Kłamca!", chociaż przewodniczący Związku Niemieckich Rolników Joachim Rukwied wzywał, by zachować spokój i docenić fakt, że minister finansów jednak się z rolnikami spotkał. Wśród demonstrantów przeważało przekonanie, że rząd powinien podać się do dymisji. Scholz jest skrajnie niepopularny - w sondażu z 7 stycznia dla telewizji ARD tylko 19 proc. Niemców przychylnie oceniło jego działania. Rolnicy odrzucają rządowe ustępstwa i zapowiadają, że będą walczyć dalej.
Olaf Scholz 14 stycznia wziął udział w innej demonstracji: sprzeciwu wobec skrajnej prawicy. Odbyła się ona w odpowiedzi na publikację portalu Correctiv, który dotarł do informacji o przebiegu spotkania polityków AfD i CDU ze skrajnie prawicowym austriackim działaczem Martinem Sellnerem. Podczas zamkniętego spotkania w Poczdamie jesienią ubiegłego roku prawicowi politycy dzielili się pomysłami na pozbycie się emigrantów. Martin Sellner twierdził, że po zdobyciu władzy prawica musi systematycznie usunąć z Niemiec najpierw azylantów, później pracujących migrantów z prawem pobytu czasowego, a wreszcie także obywateli niemieckich, którzy zachowali drugi paszport z kraju urodzenia. Obecni na miejscu politycy AfD stwierdzili, że w ich partii myśli się podobnie.
Członkowie rządu Scholza wzięli udział w wiecu w Poczdamie, którego uczestnicy skandowali hasła antyfaszystowskie i deklarowali, że w Niemczech nie ma już miejsca na ideologie dzielące ludzi na lepszych i gorszych.
W tym samym czasie wiec przeciwko skrajnej prawicy odbywał się również w Berlinie, gromadząc 25 tys. zwolenników partii lewicowych i centrowych, których szczerze oburzyły pomysły nowej segregacji rasowej i wyrzucenia migrantów.
Równocześnie jednak notowania AfD w sondażach nadal rosną. Rozczarowanie polityką Scholza, brakiem poprawy sytuacji pracującej większości Niemców doprowadziły do sytuacji, w której już ponad 1/5 społeczeństwa chce poprzeć "antysystemowców". W nowych sondażach 14 proc. wskazań zdobywa również nowa partia Sojusz Sahry Wagenknecht - formacja, która chce budować dobrobyt dla rdzennych Niemców, dla nich budować bardziej sprawiedliwe społeczeństwo, a równocześnie ograniczyć migrację i zaprzestać wspierania Ukrainy w wojnie z Rosją.
Jeszcze jedna demonstracja przeszła 14 stycznia przez dawny Berlin Wschodni - były to tradycyjne już obchody rocznicy śmierci Róży Luksemburg i Karla Liebknechta.
W tym roku zgromadziły one od 3 do 8 tys. uczestników.
Na demonstracji tej co roku wybrzmiewają wyrazy solidarności z Palestyną, Kurdami czy prześladowaną lewicą turecką. W tym roku jednak policja najpierw wylegitymowała uczestnika marszu, który skandował "Od rzeki do morza Palestyna będzie wolna", a następnie ruszyła w tłum, bijąc, spychając i przewracając na ziemię demonstrantów. Celem tych działań byli zwłaszcza maszerujący w bloku solidarności z Palestyną i aktywistami tureckimi. Część manifestantów próbowała odepchnąć funkcjonariuszy, większość jednak była kompletnie zaskoczona postępowaniem policjantów.
16 uczestników demonstracji została zatrzymana i usłyszała zarzuty napaści na funkcjonariusza, nawoływania do przemocy lub ciężkiego naruszenia porządku publicznego. Według danych policyjnych 21 funkcjonariuszy zostało poszkodowanych podczas starcia. Organizatorzy wskazują, że do szpitala trafiło również 8 uczestników manifestacji.
W tle demonstracji są coraz gorsze wyniki gospodarcze Niemiec. W ubiegłym roku PKB kraju nieznacznie spadło, a i na rozpoczynający się rok 2024 prognozowany jest dalszy spadek produkcji.