Przeczytaj poprzednie części reportażu:

Rozdział wstępny

Rozdział II - Turów w nowej Polsce

Rozdział III - Wielka budowa PRL

Rozdział IV - Uhelna po raz pierwszy

Rozdział V - Za wszelką cenę

Rozdział VI - Planu nie ma

Sprawa kopalni węgla brunatnego w Turowie na granicy Polski i Czech w 2021 i 2022 r. poruszyła nie tylko czeskie i polskie media. Głównym powodem była historyczna skarga czeska do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.

Pozew był zwieńczeniem wieloletnich sporów o wpływ i funkcjonowanie tej dużej kopalni odkrywkowej. Kopalnia Turów działa na terytorium Polski, ale wydobycie w kopalni i spalanie węgla w lokalnej elektrowni wpływa również na bliskich sąsiadów w Czechach i Niemczech. Zachodzi tu cały szereg oddziaływań transgranicznych, z których najpoważniejsze wydają się być długoterminowa utrata wód gruntowych, susze i zmiany geologiczne w glebie, odczuwalne również w Niemczech. Odrębną kwestią są skutki dla zdrowia ludzkiego związane z wykorzystaniem węgla jako źródła energii. To nie tylko wysoka emisja CO2 ze spalania węgla, ale także pył i zapylenie, które zanieczyszczają powietrze i, jak wykazano, powodują szereg problemów zdrowotnych i chorób. To właśnie odpowiedzialność za te skutki i ich zakres były w przeszłości przedmiotem sporów wokół Turowa.

Ale historia Turowa nie ma tylko wymiaru lokalnego. To mała historia, która odnosi się do "wielkich problemów" współczesnego świata.

Obejmuje tak złożone kwestie, jak obiecane  przejście na zieloną gospodarkę w Unii Europejskiej, sprawiedliwa transformacja i tak zwane "stopniowe wycofywanie węgla", które poprzedziło Zielony Ład.  Wszystkie te kwestie są bardzo istotne w kontekście krajowym i transgranicznym dla Czech, Polski i Niemiec, ale nie tylko dla nich.

Mówimy nie tylko o zielonej gospodarce z niskimi emisjami, ale także o miejscach pracy, źródłach utrzymania i zdrowiu ludzi, a także o jakości środowiska, wystarczających zasobach wodnych czy przyszłości w najszerszym tego słowa znaczeniu. Pojawia się również pytanie o zmiany technologiczne, społeczne i polityczne, jakie niesie ze sobą planowane odejście od paliw kopalnych, które stworzyło ramy dla modernizacji europejskich społeczeństw, oraz o to, co tak naprawdę będzie ono oznaczać w przyszłości.

Czy doprowadzi ono do większej demokratyzacji, czy odwrotnie? Czy stoi za nimi autentyczna troska o przyrodę, czy też nastawione na zysk dążenie do technologicznej dominacji?

 Kolejnym dużym znakiem zapytania jest fakt, że nawet Zielony Ład nie uwolnił się od paradygmatu wyzysku, na którym opierała się współczesna epoka przemysłowa i który jest jedną z przyczyn obecnego kryzysu ekologicznego. Paradygmat ten nadal opiera się na panowaniu człowieka nad naturą i na dewizie epoki nowożytnej: "chcę, więc jestem". Oczywiste jest, że nawet "zielona" gospodarka, nawet jeśli nie opiera się głównie na spalaniu, będzie wymagała wydobycia ze wszystkimi jego skutkami i konsekwencjami.

- Kryzys klimatyczny to tylko część kryzysu ekologicznego. Kwestie związane z węglem są częścią kryzysu ekologicznego, który ma skalę planetarną, nie dotyczy tylko lokalnych zmian. Oczywiste jest, że system instytucji współczesnego świata nie jest w stanie skupić się na tej złożoności problemu - powiedział nam socjolog i specjalista ds. kryzysu ekologicznego Oleg Suša z Czeskiej Akademii Nauk. - Nie mówiłbym już o kryzysie ekologicznym, ale o zmierzaniu w kierunku katastrofy ekologicznej. Jej akceleratorem jest globalny kapitał skoncentrowany na zyskach. Jego źródłem jest grabież i dewastacja światowego ekosystemu, która jest procesem ciągłym.


Czeski socjolog obawia się przede wszystkim, że Zielony Ład stanie się narzędziem służącym interesom biznesu w tak zwanej kooptacji rewolucyjnych idei, jak to miało miejsce w wielu przypadkach w przeszłości.

Z czeskiej perspektywy sprawa Turowa nie jest więc tylko historią walki toczonej przez ekologów w kontekście przemijającej epoki węgla na granicy polsko-czeskiej, czy też historią pewnego transgranicznego sporu między dwoma sąsiadami. Dotyczy ona znacznie szerszych kwestii.  Dlatego w naszych tekstach się spojrzeć na ten temat z wielu perspektyw, w tym tych, które w przeszłości nie znalazły oddźwięku w czeskich mediach, jak pokazała analiza przeprowadzona jakiś czas temu przez media Newton.  

Region Liberca na północy Republiki Czeskiej nie jest regionem węglowym, ale ludzie na granicy z Polską - zwłaszcza w Hrádku nad Nisou i okolicznych wioskach, takich jak Václavice i Uhelná, ale także w regionie Frýdlant - codziennie mają do czynienia ze skutkami wydobycia węgla.

Niektórzy z nich doświadczają tylko silnego zapylenia, podczas gdy inni borykają się z rosnącym niedoborem wody dla swoich gospodarstw domowych lub gospodarstw rolnych i otaczającej przyrody, którą kojarzą z kopalnią.

Właścicielka pensjonatu w Hrádku nad Nisou, gdzie zatrzymaliśmy się podczas pracy, na słowa "kopalnia Turów" od razu skomentowała, że niemal codziennie ściera pył ze stołów w ogrodzie - to tutaj codzienność. Za wysoki poziom zapylenia obwinia kopalnię i elektrownię w Turowie. Mieszkańcy malowniczej wioski Uhelná, położonej tuż przy granicy z Polską i niemal bezpośrednio sąsiadującej z kopalnią, od dawna skarżą się na brak wody, hałas, zanieczyszczenie pyłem i nadmiar światła spowodowane wydobyciem w pobliżu ich domów.

Republika Czeska pozwała wreszcie Polskę do sądu w związku z działalnością wydobywczą w kopalni. Cała historia stała się przykładem stosunkowo udanej aktywistycznej kampanii oddolnej. Dziś jednak wielu mieszkańców nie chce słyszeć więcej o problemie Turowa, ponieważ nie wierzą, że cokolwiek się zmieni. Inni nie są i nigdy nie byli zainteresowani sporem czy kopalnią. Jak wszędzie, ludzie w Uhelnej i Hradku mają różne opinie. Ale kopalnia nadal istnieje, a spory i znaki zapytania wokół niej nie znikają. Obecnie niemieckie miasto Zittau, które również znajduje się w pobliżu kopalni, po niemieckiej stronie granicy, również pozywa kopalnię w związku z planami jej rozbudowy.

Zgodnie z polskimi planami, kopalnia Turów ma rozciągać się do 70 metrów od granicy z Czechami. Będzie w zasięgu wzroku od najbliższej czeskiej wioski. To właśnie ten plan, oprócz przedłużenia koncesji na działanie kopalni do 2044 r., stał się ostatecznie głównym punktem spornym między dwoma sąsiadującymi krajami, sojusznikami NATO i członkami UE. Polska, która nadal jest w dużym stopniu uzależniona od energii węglowej, była bardzo bezkompromisowa, mówiąc stronie czeskiej, że będzie wydobywać lokalny węgiel brunatny niskiej jakości "do końca", niezależnie od interesów i problemów innych po drugiej stronie granicy, ponieważ leży to w jej interesie narodowym.  

Aby zyskać lepszy obraz tego, o czym będziemy mówić, przedstawmy kilka faktów. Kopalnia Turów sięga na głębokość około 225 m, a jej powierzchnia wynosi około 28 km2 . Innymi słowy - jest to ogromna, ciągle powiększająca się dziura w ziemi, z której wydobywa się około 27,7 mln ton węgla brunatnego rocznie. Jest on następnie przetwarzany przez lokalną elektrownię na energię elektryczną i ciepło poprzez spalanie. Kopalnia i elektrownia należą do Polskiej Grupy Energetycznej, PGE, która jest mniej więcej polskim odpowiednikiem czeskiego CEZ, z prawie 60% udziałem państwa polskiego (w przypadku CEZ jest to prawie 70%). Kopalnia istnieje od początku XX wieku i jest pomnikiem klasycznej epoki przemysłowej, która opierała się na węglu i jego spalaniu. Węgiel jest tu znany co najmniej od XVIII wieku.

Kopalnia jest otoczona przez terytorium Czech i Niemiec. Niejako "wgryza się" w terytorium dwóch innych krajów i działa w ich bezpośrednim sąsiedztwie.

Jednak nazwa najbliższej czeskiej wioski, Uhelná, pierwotnie Kohlige w języku niemieckim, jest myląca, ponieważ pochodzi od osady wypalaczy węgla drzewnego, którzy wypalali tam węgiel drzewny; nie ma to nic wspólnego z wydobyciem węgla brunatnego, chociaż węgiel jest obecnie głównym problemem wioski. Jak wyjaśnili nam miejscowi, jednym z powodów zasiedlenia tego miejsca było to, że historycznie było tam dużo wody. Z dzisiejszej perspektywy, kiedy mieszkańcy martwią się, że zabraknie im wody, jest to paradoks.

Od kampanii do sądu

Wiosną 2021 r. mała wioska Uhelná na samej granicy Czech stanie się najsłynniejszą wioską nie tylko w Czechach, ale także w Europie. Dlaczego? Od co najmniej 2019 r. PGE, jako właściciel kopalni Turów w sąsiedztwie Uhelnej na terytorium Czech, naciska na przedłużenie działalności wydobywczej w kopalni, najpierw do 2026 r., a później do 2044 r. W 2021 r., pomimo argumentów dotyczących negatywnego wpływu kopalni na okolicę i terytoria sąsiadów, polskie władze zdecydowały się kontynuować wydobycie do 2026 r. PGE była jednak zainteresowana nie tylko umożliwieniem kontynuowania wydobycia do 2026 r. lub przez kolejne dwie dekady, ale także rozszerzeniem kopalni w kierunku samych granic Republiki Czeskiej. Nierozszerzanie kopalni do niemal bezpośredniego sąsiedztwa ich domów i zajęcie się wpływem wydobycia na okolicę stało się głównym celem kampanii prowadzonej przez lokalne organizacje, niektórych obywateli, a także Greenpeace. Kontrowersje związane z Turowem ostatecznie dotarły do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, gdy Republika Czeska pozwała Polskę za naruszenie prawa europejskiego.

Choć zezwolenie na wydobycie w dolnośląskiej kopalni Turów i jej rozbudowa leżały przede wszystkim w gestii polskich władz, to ze względu na lokalizację kopalni, strona czeska miała prawo wypowiedzieć się na ten temat w postępowaniu. Polska jest zobowiązana do wysłuchania czeskiego głosu na mocy tzw. Umowy z Espoo, zwanej inaczej Konwencją o ocenach oddziaływania na środowisko w kontekście transgranicznym. Ponadto, jak każdy podobny projekt, rozbudowa kopalni musiała przejść procedurę oceny jej wpływu na środowisko, czyli ocenę oddziaływania na środowisko (OOŚ). W ramach tej procedury w 2019 r. z Czech wpłynęło około 4000 uwag. To samo w sobie skomplikowało sytuację PGE.
W listopadzie 2019 r. czeski rząd również negatywnie zaopiniował rozszerzenie wydobycia w Turowie.

Ówczesny minister środowiska Richard Brabec (ANO) skomentował: Opinia Republiki Czeskiej jest negatywna. Sformułowaliśmy również, we współpracy z geologami, regionem, gminami i profesjonalną opinią publiczną, warunki, uzgodnione przez kraj liberecki, które są dla nas absolutnie nie do złamania, jeśli Polska zdecyduje się kontynuować wydobycie w Turowie pomimo naszego sprzeciwu.

Warunki obejmowały wszystkie obszary wpływu kopalni na środowisko: hałas, utratę wody i ochronę powietrza. Oprócz tego strona czeska zażądała również budowy muru, który wizualnie odgrodziłby kopalnię i przygnębiający księżycowy krajobraz, który tworzy, od strony czeskiej. Jednak te zastrzeżenia i sygnały ze strony czeskiej nie wywarły żadnego wrażenia na Polsce. Absolutnie nic nie wskazywało na to, by Polska chciała rozwiązywać wskazane problemy we współpracy ze stroną czeską.

Dla pewności, równolegle PGE złożyła kolejny wniosek o przedłużenie koncesji o kolejne sześć lat, do 2026 r. Wniosek ten został rozpatrzony przez polskie Ministerstwo Klimatu i Środowiska w marcu 2020 r., w trybie niejawnym i bez uwzględnienia oceny oddziaływania na środowisko. Krok ten stał się jednym z głównych punktów czeskiego pozwu. Republika Czeska argumentowała, że Polska naruszyła co najmniej jedną dyrektywę UE, tj. prawodawstwo europejskie, podejmując ten krok, a tym samym zakwestionowała legalność całego posunięcia. Ponadto Czechy twierdziły, że Polska naruszyła zasadę lojalnej współpracy, jeden z punktów i zasad Traktatu o Unii Europejskiej.

Droga do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości była jednak skomplikowana. Wydaje się, że czescy politycy wcale nie chcieli pozywać sąsiedniego kraju.

Między decyzją polskich władz w sprawie Turowa wiosną 2020 r. a złożeniem pozwu w lutym 2021 r. minął rok, w którym czescy politycy próbowali przekonać swoich polskich kolegów do jakiejś formy kompromisu. Republika Czeska nalegała na spełnienie swoich warunków, aby przynajmniej chronić swoich obywateli, a także twierdziła, że Polska naruszyła prawo europejskie. Wszystko na próżno.

Jeszcze 12 lutego 2021 r. w Polsce przebywał ówczesny minister spraw zagranicznych Tomáš Petříček (ČSSD). Republika Czeska chciała, aby Polska podjęła szereg działań w celu ochrony czeskich obywateli mieszkających w pobliżu kopalni: budowę muru ochronnego w celu ochrony czeskich mieszkańców przed zwiększonym zapyleniem, wypłatę odszkodowania za utratę wody w okolicach Uhelnej w wysokości 175 milionów CZK. Czescy politycy wnosili również o zobowiązanie do kontynuowania negocjacji w sprawie budowy alternatywnych źródeł wody na dotkniętych obszarach (szacowany koszt w tamtym czasie wynosił 800 mln CZK), utworzenie funduszu na finansowanie mniejszych projektów ochronnych (2,5 mln CZK) oraz utworzenie międzyrządowej komisji do regularnej oceny wpływu wydobycia.

Najwyraźniej czeski szef dyplomacji w Polsce ponownie niczego nie uzyskał, ponieważ 26 lutego 2021 r. Republika Czeska złożyła pozew przeciwko Polsce za naruszenie prawa UE, co według czeskich mediów miało zaskoczyć stronę polską. Już w grudniu 2020 r. Komisja Europejska w swojej opinii z uzasadnieniem dała Czechom kredyt zaufania, przyznając, że Polska nieprawidłowo oceniła wpływ wydobycia na środowisko. W ramach pozwu czeskie władze zażądały wstrzymania wydobycia w Turowie do czasu rozstrzygnięcia przez sąd zasadności czeskiego pozwu.  

Jeśli zaczniemy posługiwać się logiką suwerenności, który tak szeroko rozbrzmiewa w Polsce  w przypadku Turowa w stosunku do czeskich sąsiadów, okaże się, że i czeskie działania były wyrazem obrony suwerenności.

Republika Czeska zdecydowała się chronić interesy czeskich obywateli w sytuacji, gdy w jej ocenie strona polska nie dawała żadnych sygnałów, że jest zainteresowana kompromisem i porozumieniem, ani że choćby weźmie pod uwagę swoich sąsiadów po drugiej stronie granicy (i poza swoją suwerenną jurysdykcją).

Z czeskiej perspektywy kopalnia Turów jest w dużej mierze przykładem ciemniejszej strony skądinąd ważnej koncepcji suwerenności państwa. Według Nikol Krejčovej z Greenpeace ČR, która śledzi sprawę od samego początku, od początku istniało wyraźne stanowisko strony polskiej, zarówno właściciela kopalni, państwowej spółki PGE, jak i polskich władz, polskiego rządu, że w polskim interesie narodowym jest wydobycie całych zasobów Turowa. Nikt nie chciał się z tego wycofać, wydobycie miało trwać za wszelką cenę -  do 2044 r. i do osiągnięcia odległości 70 metrów od granicy z Czechami. Oznacza to, że miało być wydobyte wszystko, co jest maksymalnie możliwe i nie będzie żadnego kompromisu - na przykład ograniczenia czasu lub miejsca wydobycia.

Hetman liberecki Martin Půta (zwierzchnik administracji lokalnej Kraju Libereckiego, odpowiednik polskiego marszałka województwa) opisał nam cały spór i jego źródła w następujący sposób:

Węgiel jest wydobywany w Turowie od siedemdziesięciu lat, a dzięki zmianie prawodawstwa europejskiego, Republika Czeska, ludność czeska, czeski samorząd, po raz pierwszy w historii mieli realny wpływ na transgraniczną ocenę oddziaływania na środowisko. Wcześniej było tak, że po prostu mówiono nam: zamierzamy zbudować nowy blok elektrowni, uważamy, że wszystko jest w porządku, napiszcie swoje uwagi. Ale w rzeczywistości była to tylko formalna ugoda. Teraz, po raz pierwszy, było trochę inaczej i myślę, że po polskiej stronie było zaskoczenie, że jesteśmy aktywni. Tutaj muszę powiedzieć, że mówiliśmy w kółko to samo. Szanowaliśmy fakt, że pozwolenia na wydobycie na terytorium Polski mają być wydawane przez polskie wybrane władze i instytucje. My chcieliśmy tylko zapewnić, że czeskie standardy środowiskowe nie zostaną naruszone po stronie czeskiej. To jest to, co Region mówił przez cały czas. Jednocześnie, jeszcze przed rozpoczęciem negocjacji, powiedzieliśmy PGE: jeśli chcecie, aby nie wybuchł konflikt, zaoferujcie tym ludziom, którzy mieszkają najbliżej, jakieś rekompensaty...


Paradoksalnie, kontrowersyjną sytuację wokół Turowa chyba najlepiej opisał ówczesny ambasador Polski w Czechach, Mirosław Jasiński.

Polski dyplomata powiedział w styczniu 2021 r., że cały spór o kopalnię między sąsiadami był wynikiem "braku empatii i arogancji". Wypowiedź ta krytykowała w szczególności stronę polską. Jasiński został następnie odwołany przez Warszawę ze stanowiska ambasadora w Czechach.

Warszawę prawdopodobnie najmocniej rozgniewała inna wypowiedź w tym samym wywiadzie, w której zakwestionowano znaczenie  podziemnego ekranu, który jest obecnie przedstawiany jako jeden z głównych kroków podjętych przez kopalnię na rzecz strony czeskiej i ochrony wód. W rzeczywistości Jasiński przyznał, że celem budowy ekranu jest przede wszystkim zabezpieczenie interesu kopalni - ze względu na przesiąkanie wody do kopalni. Jasiński powiedział: Są specyficzne warunki geologiczne. Ta wielka bariera w głębi ziemi, która była propagandowo przedstawiana jako dodatkowe zabezpieczenie przed spływem wód podziemnych, tak naprawdę ma chronić kopalnię przed zalaniem wodami trzeciorzędowymi, czyli głębszymi i nie ma żadnego znaczenia tam, gdzie są odwierty. Bądźmy więc uczciwi i przyznajmy, że powodem sporu była arogancja niektórych osób.

Polski ambasador powiedział wówczas coś, co prawdopodobnie powinno zostać przemilczane i został natychmiast ukarany, ponieważ nie chronił polskich interesów. Niemniej jednak w lutym 2022 r. stronie polskiej udało się uczynić podziemny ekran jednym z głównych środków na rzecz strony czeskiej w ramach umowy międzypaństwowej między Polską a Republiką Czeską. Przynajmniej tak ekran jest oficjalnie przedstawiany do dziś.

(ciąg dalszy nastąpi)

Ten reportaż powstał dzięki wsparciu JournalismFund. Journalismfund.eu w ramach swojej pomocy finansowej nie ingeruje w prace dziennikarzy, a gwarantuje im niezależność podczas pracy.

Współpraca: Czesław Kulesza, Piotr Lewandowski, Iwona Lewandowska.