Przeczytaj poprzednie części reportażu:

Rozdział wstępny

Rozdział II - Turów w nowej Polsce

Rozdział III - Wielka budowa PRL

Rozdział IV - Uhelna po raz pierwszy

Rozdział V - Za wszelką cenę

Rozdział VI - Planu nie ma

Rozdział VII - Przez arogancję i brak empatii

Rozdział VIII - Bariera i wodociąg

Mówiąc o kopalni Turów, mówimy również o problemach społecznych i gospodarczych, bezpieczeństwie energetycznym i niewątpliwie o tzw. sprawiedliwej transformacji, która stała się oficjalną polityką Unii Europejskiej.


W poprzednich i następnych rozdziałach polscy autorzy niniejszego opracowania szczegółowo przyjrzeli się tej kwestii, szczególnie w odniesieniu do sprawiedliwej transformacji i przyszłości regionu Dolnego Śląska. Zależność od PGE i górnictwa węglowego zasadniczo wpływa na to, jak lokalni mieszkańcy postrzegają całą sprawę. Prawdą jest, że w czeskim dyskursie medialnym kopalnia Turów była przedstawiana bardziej z perspektywy ekologicznej jako problem wpływu górnictwa, podczas gdy w Polsce znacznie bardziej dominowały argumenty społeczne. Analiza Newton Media z 2021 r. pokazuje, że media w Czechach i w Polsce w latach 2019-2021 mówiły w praktyce o dwóch różnych Turowach. W analizie tej zauważono również, że w polskim przypadku zaangażowanie mediów w polskich związkowców było niewielkie, podczas gdy relacje medialne na temat problemów Turowa były zdominowane przez polską spółkę PGE, która paradoksalnie przedstawiała zagrożenie utratą miejsc pracy jako swój argument.

Analitycy z Newton Media badali treści w mediach internetowych przez rok, a ich analiza pokazuje dość wyraźne różnice między argumentami za (zielony) i przeciw (czerwony) używanych w mediach czeskich i polskich.



Źródło: Newton Media

Niewidzenie tego, jak druga strona postrzega cały spór o kopalnię prowadzi oczywiście do dalszych nieporozumień. Dlatego przyjrzyjmy się również polskiej sytuacji. Obecnie Czechy, Polska i Niemcy należą do krajów, które w największym stopniu w UE wykorzystują węgiel jako źródło energii. W szczególności węgiel odgrywa znaczącą rolę w polskim miksie energetycznym. Według Międzynarodowej Agencji Energii, Polska jest silnie uzależniona od paliw kopalnych:

"Paliwa kopalne nadal dominują w dostawach energii w Polsce (85% całkowitych dostaw energii w 2020 r.), przy czym największy udział ma węgiel (40%), a następnie ropa naftowa (28%) i gaz ziemny (17%). Węgiel odgrywa kluczową rolę w polskim systemie energetycznym i gospodarce". 

Dla porównania, według MEA, węgiel stanowi około jednej trzeciej (około 33%) całkowitych dostaw energii w Czechach, chociaż jego rola spadła o 19% w latach 2009-2019. Wśród państw członkowskich agencji Polska jest jednym z krajów o najwyższym udziale węgla zarówno w całkowitej podaży energii, jak i całkowitym zużyciu końcowym w 2020 r., a wytwarzanie ciepła z węgla zajmuje drugie miejsce wśród państw członkowskich. Jednak Polska była i jest również dotknięta odejściem od węgla: w latach 2010-2020 udział węgla w krajowym miksie energetycznym spadł, wydobycie węgla w Polsce również spadło, a Polska stała się importerem węgla netto. Od 2021 r. węgiel powrócił i według MAE produkcja energii z węgla powróciła do 80%. Jednak znaczenie węgla wzrosło w całej UE w wyniku konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Dodajmy, że Polska nie ma jeszcze ani jednej elektrowni jądrowej, choć obecnie planuje jej budowę. Choć już odniosła pewne sukcesy we wprowadzaniu alternatywnych, odnawialnych źródeł energii, odejście od paliw kopalnych to dla niej długa droga.

Dla Polski węgiel oznacza nie tylko energię elektryczną i ciepło, ale także miejsca pracy. Dla regionu wokół Bogatyni i dla całego Dolnego Śląska ma to szczególnie istotne znaczenie.

W 2021 r. polska obrona argumentowała przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości, że zamknięcie kopalni Turów pozbawiłoby pracy łącznie 15 000 osób. Powiat zgorzelecki, do którego terytorialnie należy Bogatynia, liczy nieco mniej niż 90 000 mieszkańców (2019 r.), co w liczbach bezwzględnych oznaczałoby, że około 16% osób straciłoby pracę. W rozmowie z naszymi polskimi kolegami lider związków zawodowych z kopalni Turów przyznał, że zamknięcie kopalni byłoby katastrofą społeczną dla Bogatyni i całego regionu.

Nic dziwnego, że polska reakcja na pozew przeciwko Czechom była bardzo emocjonalna, zwłaszcza gdy sąd nakazał zamknięcie kopalni do czasu podjęcia decyzji.  Zuzana Pechová ze Stowarzyszenia Sąsiedzkiego Uhelná mówi, że kwestia miejsc pracy jest również wrażliwa dla sąsiadów w Czechach. Celem ich kampanii przeciwko rozbudowie kopalni w pobliżu ich domów nigdy nie było natychmiastowe zamknięcie kopalni i odebranie ludziom miejsc pracy.

"Oczywiście, i nikt z nas nigdzie nie powiedział, że chcemy natychmiastowego zamknięcia kopalni. Często jesteśmy za to oczerniani... Oczywiście jest dla nas jasne, że ta sprawa jest długotrwała i że transformacja zajmie trochę czasu. Ponieważ kopalnia znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie, zależy nam zarówno na przyrodzie, jak i na relacjach sąsiedzkich, aby ludzie mieszkający kilka kilometrów od nas nie zostali bez pracy, aby mogli zadbać o siebie i swoje rodziny".

Bank Światowy w swoim raporcie na temat wpływu wycofywania węgla na polski region Dolnego Śląska podaje, że zatrudnienie w sektorze węglowym w Polsce jest najwyższe w całej UE. W 2019 r. było to około 155 000 osób. Dla porównania, Czechy zajmują trzecie miejsce w UE z około 22 tysiącami osób pracujących w tym sektorze gospodarki, według danych z 2019 roku. W przypadku Dolnego Śląska "Grupa PGE jest jednym z największych pracodawców w regionie i największą firmą energetyczną w Polsce, składającą się z podmiotów zajmujących się produkcją energii elektrycznej poprzez wydobycie węgla brunatnego, wytwarzanie i dystrybucję energii elektrycznej oraz obrót energią elektryczną". Jednak spadek zatrudnienia w tym sektorze polskiej gospodarki trwa nieprzerwanie od 1989 r. i jest związany z malejącą rolą węgla, której głównym czynnikiem były nie tyle względy środowiskowe, co raczej ekonomiczne. Udział bezpośredniego zatrudnienia w tym sektorze spadł w Polsce o 80%, podczas gdy w 1989 r. pracowało w nim około 450 000 osób.

Szacuje się, że w 2020 r. bezpośrednio w sektorze węglowym w Polsce pracować będzie około 84 500 osób. Należy jednak wziąć pod uwagę również pośrednie miejsca pracy w węglowym łańcuchu wartości. Górnictwo tworzy dodatkowe miejsca pracy w firmach dostarczających inne usługi i towary.

Ponadto w społecznościach lokalnych występuje również tak zwany wpływ indukowany - znaczna część popytu na lokalnie produkowane towary i usługi w społecznościach lokalnych (i związane z tym miejsca pracy) pochodzi z wynagrodzeń górników i powiązanych pracowników. W przypadku obszaru Turowa jest to szczególnie istotne, nawet jeśli perspektywie całej Polski mówimy o mniej niż 1% pracowników. PGE jest głównym pracodawcą w Zgorzelcu i Bogatyni, ale oprócz tego państwowa spółka ma również znaczenie dla pośrednich miejsc pracy. "Ponad dziewięć na dziesięć miejsc pracy związanych z węglem na Dolnym Śląsku znajduje się w grupie kapitałowej PGE" - zauważa Bank Światowy. "Turów i jego spółki zależne zatrudniają prawie jedną czwartą pracowników w małych i średnich przedsiębiorstwach oraz dużych przedsiębiorstwach (zatrudniających 10 lub więcej osób) w regionie dolnośląskim".

Innymi słowy, duża część regionu jest silnie uzależniona od PGE i wydobycia węgla, co sprawia, że wycofanie się z węgla i ostateczne zamknięcie kopalni i elektrowni stanowi poważny problem społeczny i polityczny. Jest już jasne, że region będzie potrzebował pomocy koncepcyjnej w takiej transformacji. Jest jednak również jasne, że odejście od węgla prędzej czy później w Turowie nastąpi. Naleganie na kontynuację wydobycia pozbawi jednak ten silnie uzależniony od węgla region unijnego wsparcia finansowego w ramach Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Choć dotacje unijne z pewnością nie wystarczą tak czy inaczej, rezygnacja z nich będzie oznaczać, że koszty społecznej i gospodarczej "rehabilitacji" zamknięcia poniesie sama Polska.

Czescy sąsiedzi po drugiej stronie granicy nie rozumieją zatem postaw po drugiej stronie granicy i uważają je za krótkowzroczne w odniesieniu do przyszłości:

"Jesteśmy smutni z powodu dwóch rzeczy. Jedną z nich jest nieuczciwa umowa i rodzaj zdrady naszych czeskich polityków wobec nas, a drugą rzeczą jest postawa polskiego rządu i firmy lub właściciela kopalni wobec przyszłości kopalni, ponieważ zgadzając się na wydobycie do 2044 r., nie otrzymają pieniędzy z funduszu transformacji ... i nie otrzymają możliwości przekształcenia regionu" - powiedziała nam Zuzana Pechová z Uhelnej.

Jej zdaniem wygląda to prawie tak, jakby strona polska "nie dbała o region i po prostu zostawiła go odłogiem". Według Nikol Krejčovej z Greenpeace, polskiemu regionowi brakuje konkretnych planów odejścia od węgla, a taka postawa jest nieodpowiedzialna "wobec regionu i tych ludzi, ponieważ są oni zakładnikami biznesu węglowego". Jej kolega i rzecznik Greenpeace Czechy Lukáš Hrábek uważa, że polski rząd i firma wydobywcza "w pewnym sensie poświęciły" mieszkańców regionu wokół kopalni Turów.

Czeskie szkielety w szafie na węgiel

Pozew Republiki Czeskiej przeciwko Polsce w sprawie rozbudowy kopalni Turów był dla zagranicznych mediów atrakcyjnym tematem również dlatego, że obalił mity zachodniej prasy na temat homogeniczności Grupy Wyszehradzkiej i dobrze wpisał się w ogólnie negatywną reputację Polski pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. W ten sposób w grę weszły emocje, które nie miały wiele wspólnego ze sprawą. Formalnie pozew opierał się na fakcie, że Polska naruszyła dyrektywę europejską, a tym samym prawo europejskie, zezwalając na wydobycie w Turowie. Ogólnie rzecz biorąc, chodziło o coś więcej.

W postępowaniu sądowym pojawił się argument przedkładający nieodwracalne skutki środowiskowe nad tymczasowe skutki społeczno-gospodarcze w ocenie przyszłości kopalni. Ten argument strony czeskiej, jak na ironię kraju o stosunkowo silnym lobby paliw kopalnych, znalazł poparcie w postępowaniu sądowym. Sąd stwierdził między innymi, że niemożność "realizacji znaczących projektów i inwestycji w dziedzinie energetyki w żadnym wypadku nie może przeważyć nad względami związanymi ze środowiskiem i zdrowiem ludzkim". Innymi słowy, miejsca pracy można zastąpić ukierunkowaną polityką społeczną i gospodarczą, ale zniszczonego zdrowia i przyrody zastąpić się nie da. Możemy spekulować, czy taki wyrok ucieszyłby kopalniane lobby w Czechach lub Polsce (i nie tylko), gdyby stał się ogólną zasadą w ocenie zalet i wad wydobycia.

Polscy krytycy wskazują, że w przypadku Turowa mamy do czynienia z podwójnym standardem. W końcu węgiel w kopalniach odkrywkowych wydobywa się również w Czechach, z podobnie negatywnymi skutkami dla otoczenia.

Mieli oczywiście rację, choć zapominali o szczególnym charakterze regionu transgranicznego. Granie na tym, że suwerenność jednego kraju ma pierwszeństwo przed potrzebami i interesami innego kraju, w dodatku na tak specyficznym obszarze, trąciło arogancją i niezdolnością do szukania kompromisów opartych na dobrej woli. Nie zwalnia to jednak Republiki Czeskiej z jej własnych "szkieletów w szafie z węglem".

Odejście od paliw kopalnych będzie trudne dla Republiki Czeskiej, a odejście od węgla ma wpływ na trzy regiony kraju, nieprzypadkowo najsłabsze społecznie i gospodarczo. We wszystkich przypadkach czarne złoto miało wpływ na lokalną gospodarkę i przyrodę, a odejście od węgla i transformacja lat 90. jeszcze pogorszyły sytuację. Źle prowadzona i krótkowzroczna polityka sprawiła, że węglowe regiony Czech (i nie tylko one) borykają się z poważnymi problemami, takimi jak przede wszystkim strukturalne bezrobocie. Jednak ta transformacja dotyczy również czeskiego systemu energetycznego i tego, z jakich źródeł kraj z energochłonnym przemysłem będzie czerpał energię elektryczną w przyszłości. W obecnym systemie niemożliwe jest oddzielenie względów społecznych i gospodarczych od niewątpliwie szkodliwych działań w ramach obecnego i wciąż obowiązującego paradygmatu wyzysku. Niestety, celem obecnej polityki klimatycznej UE nie jest zmiana systemu zbudowanego na ciągłej eksploatacji zasobów naturalnych. Na przykład wydobycie litu jest już uważane za wymagające pod względem środowiskowym, podczas gdy eksperci przyznają, że jego społeczno-środowiskowe skutki są słabo zbadane. Co więcej, popyt na lit ma wymiar społeczno-ekonomiczny na Globalnym Południu, gdzie wzmacnia nierówności i pogłębia zależność lokalnych gospodarek. Dla Republiki Czeskiej jest to aktualna kwestia, biorąc pod uwagę stosunkowo duże złoże litu w Cínovec w północnych Czechach, z którym rząd premiera Petra Fiali wydaje się wiązać duże nadzieje.

Wróćmy jednak do węgla.

Czeski Turów to dziś odkrywkowa kopalnia w Bílinie w północnych Czechach, obsługiwana przez Severočeské doly, członka grupy ČEZ, zatrudniająca łącznie około 2500 pracowników (2020 r.).

Odkrywka w Bílinie ma około 18 km2 i około 200 metrów głębokości, co oznacza, że wydobycie odbywa się tutaj na poziomie morza. W porównaniu z Turowem, Bílina jest jednak nieco mniejsza (28 m2 ), a kopalnia ma mniejszą głębokość (225 m). Rocznie wydobywa się tu od 8 do 9 milionów ton węgla (27,7 miliona ton w Turowie). W latach 70. kopalnia pochłonęła kilka wiosek. Bílina zaopatruje również pobliską elektrownię cieplną Ledvice, która, co nie jest zaskoczeniem, należy do grupy CEZ i ma moc 770 MW po modernizacji. W 2020 r. kopalnia ta odpowiadała za 2,4% wszystkich emisji w Czechach.

Według ekologów z Greenpeace, wydobycie w odkrywce Bílina "generuje tysiące ton pyłu rocznie, koparki dudnią i obniżają jakość życia w okolicznych wioskach Mariańskie Radczice i Braňany. W sąsiednich miejscowościach zagraża to nie tylko zdrowiu ludzi, ale także istnieniu niektórych chronionych gatunków ptaków". Mimo to rząd Andreja Babiša (tak, ten sam rząd, który pozwał Polskę) zgodził się kontynuować wydobycie do 2035 r.. Rzecznik Greenpeace Lukáš Hrábek porównał dla nas obie kopalnie.

"W obu przypadkach państwowa spółka naciska na przedłużenie wydobycia. W obu przypadkach istnieją duże rezerwy węgla. Istnieje możliwość wydobycia w dłuższej perspektywie. W obu kopalniach istnieje możliwość przedłużenia wydobycia poza pierwotne pozwolenie... Tyle, że w przypadku Turowa istnienie kopalni jest praktycznie przesądzone, a wszyscy polscy politycy, w tym minister środowiska Anna Moskwa, jasno i otwarcie walczyli o przemysł kopalny i starali się wynegocjować dla niego jak najlepsze warunki. Tutaj wielu polityków nie wyraża takiego poparcia dla biznesu paliw kopalnych i nie walczy o niego". Według Hrábka kwestia proceduralna w sprawie Biliny nie została jeszcze rozstrzygnięta (w maju 2023 r.).

W marcu 2023 r. spółka Severočeské doly otrzymała od Urzędu Górniczego zezwolenie na wydobycie do 2030 roku. Obecne zezwolenie jest ważne do 2030 r., a spółka chce przygotować się na ewentualność wydobycia do 2035 r., "jeśli będziemy w stanie zapewnić bezpieczeństwo energetyczne państwa".

W 2015 r. rząd Bohuslava Sobotki zezwolił na wydobycie w Bílinie, przekraczając limity ustalone w latach 90-tych. Prawdą jest, że ruch ANO narzucił warunki podczas negocjacji rządowych, w tym to, aby kamieniołom nie znajdował się w odległości co najmniej 500 metrów od lokalnych wiosek. Argumentem było to, aby nie pogarszać warunków życia ludzi mieszkających w pobliżu kamieniołomu. Lokalne gminy zażądały, aby kopalnie Severočeské ściśle przestrzegały środków ochronnych i nie zbliżały się do kopalni, ale poza tym nie miały problemu z ekspansją na poziomie oficjalnym. Środki ochronne obejmowały między innymi pas zieleni o długości 3,3 km, który zaczęto budować w 2011 roku. Decyzja w sprawie Bíliny była kompromisem. Rząd odrzucił rozbudowę i kontynuację kopalni CSA, w której wydobycie węgla zostało wstrzymane w 2021 r. Ale był to również kompromis, ponieważ uwzględniał warunki lokalnych społeczności, które często są również ekonomicznie zależne od górnictwa.

Różnica między Turowem a Biliną polega nie tylko na wielkości i fakcie, że odwadnianie nie jest tak dużym problemem w Bilinie, chociaż operacje wydobywcze niewątpliwie mają szereg negatywnych skutków (pył, hałas, emisje, niszczenie krajobrazu). Różnica nie jest tylko kwestią okoliczności i innego kontekstu. Różnicę tworzy również fakt, że ludzie po drugiej stronie granicy, w Czechach, odczuwają jedynie negatywne skutki górnictwa w Polsce, podczas gdy nie są ekonomicznie zależni od kopalni i działalności górniczej i nie otrzymują żadnych konkretnych korzyści, które przynajmniej materialnie "zrekompensowałyby" negatywne skutki górnictwa. Turów nie przynosi żadnych korzyści ludziom po czeskiej stronie granicy. Tej współzależności zabrakło w przypadku kopalni Turów, a strona polska starała się ją ignorować, powtarzając tezę o polskim interesie narodowym i suwerenności. Stąd istnienie "dwóch Turowów" - czeskiego i polskiego - w całym sporze.

Bílina nie jest oczywiście jedynym miejscem wydobycia w Republice Czeskiej, na co wskazuje stosunkowo wysoki udział węgla w czeskim miksie energetycznym (33%). Głównymi graczami na rynkach energii kopalnej i węgla jest parapaństwowa spółka CEZ, którą niektórzy czescy dziennikarze uważają lub uważali w przeszłości za bardziej "potężną" niż rząd. W 2010 r. brytyjski The Economist odnotował znaczącą pozycję CEZ, pisząc o czeskiej spółce, że "chociaż (jest) nominalnie własnością państwa, wielu widzi, że władza zmierza w przeciwnym kierunku - od CEZ do polityki". Takie metafory próbują opisać wyjątkową pozycję spółki jako producenta, dystrybutora i eksportera na czeskim rynku i w polityce. Działalność CEZ obejmuje nie tylko węgiel, ale także energię jądrową, gaz i wodę oraz inne źródła odnawialne. Łącznie zatrudnia około 28 000 osób w Czechach (2022 r.). Nawiasem mówiąc, druga co do wielkości czeska firma prowadzi również działalność w Polsce, gdzie obsługuje dwie elektrownie węglowe - Chorzów na Śląsku i Skawinę w Małopolsce.

CEZ nie jest jedynym graczem działającym na czeskim rynku energetycznym, który jest zainteresowany wydobyciem węgla. Holding określa siebie jako "pionowo zintegrowane przedsiębiorstwo energetyczne obejmujące cały łańcuch wartości: od wydobycia węgla brunatnego, przez produkcję energii elektrycznej i ciepła, po dystrybucję energii elektrycznej i ciepła". Obejmuje około 70 spółek i zatrudnia około 11 000 osób (2020 r.). Oprócz energetyki, Křetínský inwestuje również w inne obszary, w tym w piłkę nożną i media. Obecnie jego firma Czech Media Invest (CMI) jest właścicielem Blesk, najbardziej poczytnego czeskiego tabloidu, lub serwera Info (za pośrednictwem innej firmy Czech News Center, należącej do CMI). Jednak Křetínský zainwestował w media w sześciu lub siedmiu innych krajach w Europie, a jego udziały we francuskim Le Monde przyciągnęły największą uwagę za granicą. Prawdopodobnie nie jest zaskoczeniem, że Daniel Častvaj, który pełnił również funkcję dyrektora ds. komunikacji i marketingu w ČEZ, jest obecnie członkiem zarządu CMI. Nie jest to bynajmniej jedyne powiązanie Křetínský'ego z ČEZ. Nawiasem mówiąc, Mirek Topolánek, były prezes ODS i premier Czech (2006-2009), również pracuje dla EPH Křetínskiego. Działanie w mediach to bardzo sprytne posunięcie. Niedawno, w 2019 r., czescy badacze z Uniwersytetu Masaryka w Brnie wykazali, że czeski dyskurs medialny od dawna oddziela wydobycie węgla od jego spalania, co ich zdaniem prowadzi do "zaniedbania nieuniknionego związku między tymi dwoma procesami; zużycie węgla nie jest określane jako problem środowiskowy, a problemy gospodarcze prywatnych firm łatwiej stają się problemami publicznymi, co utrudnia wdrażanie przyszłej polityki wycofywania węgla".

Wreszcie, istnieje inna spółka energetyczna Pavla Tykača, Sev.en, która zajmuje się głównie produkcją energii elektrycznej z węgla i zatrudnia ponad 3.000 osób. Firma ma siedzibę w Liechtensteinie i jest własnością cypryjskiej spółki Tykača. W 2019 r. spółka Sev.en należąca do Tykača nabyła od CEZ elektrownię cieplną Počerady w regionie Vyškov (największy eminent w Czechach w 2020 r.), gdzie Sev.en jest również właścicielem kamieniołomu węgla Vršany.  Według ekspertów, Počerady jest jedną z najbardziej zanieczyszczających elektrowni w Czechach, a kamieniołom w Vršanach przyniósł szereg bardzo negatywnych skutków dla okolicznych terenów. To właśnie firma Tykača próbowała wyegzekwować złamanie limitów wydobycia w kopalni ČSA w północnych Czechach, której jest właścicielem, ale pomimo nacisków, rząd Sobotki zdecydował się nie zezwolić na limity wydobycia i wstrzymać wydobycie. Tykač zdecydowanie nie skupia się jednak wyłącznie na rynku energetycznym w Czechach. Według niedawnego raportu agencji Reuters, czeski górnik poszukuje inwestycji w USA i Australii, we wszystkich przypadkach w branży paliw kopalnych, a w szczególności w węgiel. "Świat węgla i paliw kopalnych jest tak źle finansowany, że sprawia to, że aktywa są znacznie tańsze, ponieważ muszą być finansowane kapitałem własnym" - powiedział Tykač w maju 2023 r. Tykač dodał następnie, że przemysł kopalny zostanie wycofany, ale na razie oferuje wysokie zyski: "Bez wątpienia pewnego dnia się skończy, ale w tej chwili istnieją możliwości w tym sektorze i nie sądzimy, aby był jakiś wielki pośpiech, istnieje zapotrzebowanie na elektrownie". Bloomberg zauważył w kwietniu tego roku, że Kretinsky obstawiał przeciwko zielonej strategii UE i wzbogacił się, "kupując wszystko, co pali".  Tykač i Křetínský wydają się zatem stawiać na powolne odchodzenie od węgla w swojej strategii. W szczególności EPH jako całość wyznaczyło ostateczny cel na przyszłość wolną od emisji dwutlenku węgla (2050 r.), a jej spółka zależna EPIF wyznaczyła cel na 2040 r., Podczas gdy firma Tykača najwyraźniej nie ustaliła jeszcze daty. Nawiasem mówiąc, CEZ przesunął przejście na neutralność węglową z 2050 r. na 2040 r.

Chociaż w maju Tykač dał jasno do zrozumienia, że w przypadku jego nowych zagranicznych akwizycji "nie ma pośpiechu", sytuacja w kontekście czeskim i europejskim może być inna. Wynika to z tańszych cen energii elektrycznej w połączeniu z drogimi uprawnieniami do emisji (których cena ma wzrosnąć w przyszłości), jak donosi Seznam.  Tutaj napotykamy kolejny paradoks obecnego rozwoju. Zgodnie z planami rządu Petra Fiali, węgiel przestanie być źródłem energii w Czechach w 2033 r., czyli jedenaście lat wcześniej niż w Polsce. Decyzja polityczna może jednak nie mieć nic wspólnego z realiami rynkowymi, które w obecnym systemie są decydujące i z pewnością są główną motywacją biznesmenów takich jak Tykač czy Křetínský, czy półpaństwowego ČEZ-u. Relatywnie niska cena energii elektrycznej na rynku i wysoka cena uprawnień do emisji to połączenie, które nie będzie korzystne ekonomicznie. "Ponieważ cena energii elektrycznej spada, produkcja prawdopodobnie przestanie się opłacać w 2025 r. Rok 2026 będzie oczywiście rokiem przynoszącym straty, a rok 2027 wygląda na całkowitą katastrofę dla naszej energetyki węglowej" - przyznał Pavel Tykač w czerwcu 2023 roku. Ani on, ani ČEZ nie zamierzają kontynuować nierentownej działalności, co jednak stawia kraj przed pytaniem: co zastąpi węgiel jako źródło energii w przypadku zbyt szybkiego wycofania się z węgla? Wydaje się, że Republika Czeska nie jest przygotowana na szybki koniec węgla i, w przeciwieństwie do Polski, nie ma mechanizmu płatności za moce wytwórcze węgla, który wspierałby przynoszące straty źródła węgla.  Czeski rząd szuka obecnie sposobów na rezygnację z węgla i przygotowuje nową Państwową Koncepcję Energetyczną do 2040 roku. Obecna koncepcja z 2015 roku miała stać się przestarzała i przewidywała "stałe zmniejszanie" roli węgla w miksie energetycznym, przy jednoczesnym zwiększeniu zużycia energii elektrycznej do 80 TWh w 2040 roku.

Paradoks może zatem polegać na tym, że szybsze odejście od węgla w Czechach z pewnością nie będzie motywowane zmianami klimatycznymi ani obawami o środowisko. Duzi gracze rynkowi nie tym się martwią. W szczególności Republika Czeska nie jest na to gotowa pod względem energetycznym, pomimo ostrzeżeń wielu ekspertów. Zgodnie z obecnym modelem CEPS, czeskiego zarządcy systemu przesyłowego, szybki koniec węgla w latach 2030-2033 nie jest optymalnym scenariuszem dla Republiki Czeskiej, ponieważ przyniesie poważne niedobory energii elektrycznej, a także wysokie koszty. W przypadku nagłego, ekonomicznie umotywowanego końca węgla, państwo czeskie pozostanie z "Czarnym Piotrusiem" w postaci utraty ważnego źródła energii i miejsc pracy: sektor węglowy zatrudnia obecnie około 22 000 osób, ale niedobór energii elektrycznej miałby szersze i potencjalnie katastrofalne skutki dla całej czeskiej gospodarki. Eksperci nie są jeszcze zgodni co do tego, czy odpowiednią kombinacją dla Republiki Czeskiej jest energia jądrowa, gaz z odnawialnymi źródłami energii (OZE), czy przede wszystkim (i które) OZE, z którymi Republika Czeska ma obecnie problemy i które do tej pory budziły wątpliwości pod względem magazynowania energii. Obecnie wydaje się prawdopodobne, że Republika Czeska będzie musiała importować energię. Taki rozwój sytuacji, jeśli nastąpi, będzie kolejnym paradoksem, ponieważ ceny energii i inne zmiany są bardzo trudne do przewidzenia. Republika Czeska od dawna jest eksporterem energii elektrycznej w ramach obecnego i schyłkowego modelu gospodarczego.

(ciąg dalszy nastąpi)

Ten reportaż powstał dzięki wsparciu JournalismFund. Journalismfund.eu w ramach swojej pomocy finansowej nie ingeruje w prace dziennikarzy, a gwarantuje im niezależność podczas pracy.

Współpraca: Czesław Kulesza, Piotr Lewandowski, Iwona Lewandowska.