Przeczytaj poprzednie części reportażu:

Rozdział wstępny

Rozdział II - Turów w nowej Polsce

Rozdział III - Wielka budowa PRL

Rozdział IV - Uhelna po raz pierwszy

Rozdział V - Za wszelką cenę

Rozdział VI - Planu nie ma

Rozdział VII - Przez arogancję i brak empatii

Rozdział VIII - Bariera i wodociąg

Rozdział IX - Czeskie szkielety w szafie na węgiel

Rozdział X - Paradoksy

Rozdział XI - Bez kopalni nic tu nie będzie

Z porozumienia z Czechami Bogumił Tyszkiewicz jest w zasadzie zadowolony. - Czesi przyjeżdżają, robią swoje pomiary, wyniki wychodzą dobre – mówi. Rok po podpisaniu ugody ten konflikt wydaje się zażegnany, a przynajmniej wyciszony. Ale swoje zarzuty pod adresem kopalni wysuwają najpierw ekolodzy, a potem niemiecka Żytawa. Ta sama, do której dojeżdżają polscy pracownicy z Bogatyni. Od kopalni na żytawski rynek miejski jest dwanaście kilometrów.

    Stowarzyszenie Ekologiczne EKO-UNIA, Greenpeace i Fundacja Frank Bold jesienią 2022 r. zaskarżają decyzję środowiskową, na mocy której KWB Turów otrzymała koncesję ważną do 2044 r. Nie chodzi już tylko o wodę. Ekolodzy argumentowali, że w decyzji środowiskowej nie tylko nie rozpoznano należycie kwestii wód podziemnych, ale i nie wzięto pod uwagę wpływu wydobywania węgla brunatnego na ocieplanie się klimatu, nie zbadano problemu osiadania terenu, zapylenia, poziomu hałasu. Przekonywali, że nawet ustalenia z polsko-czeskiej ugody nie znalazły w niej odzwierciedlenia. Na początku stycznia 2023 r. własny alarmujący raport publikują ekolodzy ze Związku na rzecz Natury i Ochrony Przyrody Niemiec (BUND). Mowa w nim nie tylko o obniżeniu poziomu wód podziemnych, ale i o uwalnianiu metali ciężkich do  Miedzianki i Nysy Łużyckiej. Kopalnia ma również powodować osuwanie się gruntu i zagrażać budynkom w Żytawie. Już widać na nich uszkodzenia, twierdzi organizacja.

    25 marca 2023 r. rada miejska Żytawy jednogłośnie postanawia wnieść w sprawie Turowa własną skargę i oprotestować decyzję polskiego Ministerstwa Klimatu i Środowiska o wydaniu kopalni koncesji na dalsze wydobycie do 2044 r.

Zdaniem niemieckiego miasta naruszono procedury wydawania decyzji środowiskowej, bez której nie może być koncesji. Żytawa złożyła bowiem skargę na ocenę oddziaływania kopalni na środowisko. Według niemieckich samorządowców polska decyzja środowiskowa ignoruje również obawy, jakie wcześniej wysuwali: o hałas, emisję drobnych pyłów, zanieczyszczenie wód gruntowych. W 2020 r., przed wydaniem decyzji środowiskowej, w Niemczech odbyły się konsultacje społeczne, ale decyzję wydano już po 16 godzinach od ich zakończenia. Dwa dni później otrzymała rygor wykonalności. Czy w tym czasie, pytają żytawscy samorządowcy, naprawdę można było przeanalizować wątpliwości Niemców?

    31 maja 2023 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie tymczasowo wstrzymuje decyzję środowiskową do czasu wydania ostatecznego orzeczenia w sprawie. Podziela argumenty ekologów, zgadza się, że dalsze wydobycie może przynieść szkody w środowisku. Orzeczenie sądu to środek tymczasowy. Nie jest też równoznaczne z nakazem natychmiastowego zamknięcia kopalni na stałe. Tak jednak rozumie orzeczenie poważna część opinii publicznej, a rząd Prawa i Sprawiedliwości rusza do kontrataku: nie ma mowy o zamknięciu kopalni i zostawieniu pracowników na lodzie!

Minister ds. europejskich Szymon Szynkowski vel Sęk oświadcza wprost: podejmiemy wszelkie środki, żeby tę decyzję podważyć, a na pewno nie będziemy jej realizować. Równie stanowcza jest minister klimatu i środowiska Anna Moskwa na Twitterze: Nie będzie zgody polskiego rządu na wstrzymanie wydobycia! Nie pozwolimy na utratę tysięcy miejsc pracy mieszkańców regionu! Wydobycie będzie prowadzone tak długo, jak to będzie możliwe i potrzebne.  Jeszcze dalej idą europosłanka Anna Zalewska i wicepremier Jacek Sasin. Pierwsza „demaskuje” orzeczenie jako atak na bezpieczeństwo energetyczne Polski. Drugi zarzuca sądowi, że realizuje obce interesy.

Prawo i Sprawiedliwość od dawna mobilizuje wyborców wokół haseł suwerenności i obrony polskiego interesu narodowego. „Wstaliśmy z kolan”, twierdzi w 2023 r. rządząca partia, sugerując, że dopiero po przejęciu władzy przez PiS Polska w stosunkach międzynarodowych jest asertywna i skutecznie broni swoich racji. Historię Turowa, gdzie konflikt z sąsiadami postawił pod znakiem zapytania istnienie strategicznego zakładu pracy, idealnie można wpisać w tę narrację.


    - My jesteśmy opiekunami polskiego górnictwa i nie pozwolimy go zamknąć. Stoimy na straży polskiego górnictwa – obiecuje Mateusz Morawiecki na konferencji, przed pracownikami kopalni i elektrowni. Podobne hasła powtórzy 24 czerwca podczas konwencji wyborczej w Bogatyni. Prowadzi kampanię wyborczą, ale też odpowiada na realne obawy pracowników. Nic się przecież nie zmieniło od czasu konfliktu z Czechami: w Bogatyni, ba, w całym powiecie zgorzeleckim nie ma tak dużego pracodawcy jak kopalnia i elektrownia. Nie ma też dla Bogatyni alternatywnego źródła ciepła, bo dziś ogrzewanie zapewnia elektrownia.

    Morawiecki, kiedy występuje jako obrońca górników, czuje na plecach oddech koalicjantów i równocześnie rywali z Suwerennej Polski, mniejszej i jeszcze bardziej prawicowej partii, z którą współtworzy rząd.

To oni jeszcze ostrzej niż PiS atakowali unijną politykę klimatyczną, a decyzje TSUE w sprawie Turowa od początku przedstawiali jako skandal i ingerencję w funkcjonowanie niepodległego państwa polskiego. W maju 2022 r. lider Suwerennej Polski i zarazem minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro roztaczał przed dziennikarzami dramatyczny scenariusz: gdyby Turów przerwał wydobycie w przededniu najazdu Rosji na Ukrainę, mieszkańcy Dolnego Śląska nie mieliby prądu.

    Suwerenna Polska, jako partia, która najgłośniej broni prawa Polski do wydobywania węgla i wzywa, by nie ulegać „ekologicznemu dyktatowi Brukseli”, zyskuje pewien szacunek wśród górników. Pracownicy doceniają, że ktoś stanowczo sprzeciwia się likwidowaniu ich miejsc pracy. Dla nich to konkret i zapewnienie, że nie pozostaną bez środków do życia.

    Turów nie zostaje zamknięty w maju ani czerwcu 2023 r. PGE i Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska także nie zgadzają się ze stanowiskiem sądu, który w ocenie spółki nie wysłuchał innych argumentów niż te zaprezentowane przez wnioskodawców-ekologów. Wnoszą odwołanie do sądu i odnoszą sukces. 18 lipca 2023 r. Naczelny Sąd Administracyjny nakazuje nie stosować środka tymczasowego, czyli faktycznie uchyla wcześniejsze orzeczenie. Decyzja merytoryczna w sprawie decyzji środowiskowej ma zapaść na posiedzeniu 31 sierpnia.
    Emocje wokół Turowa na chwilę przygasają. Kampania wyborcza zaczyna żywić się innymi tematami. Czy w końcu nastał moment, by merytorycznie porozmawiać o tym, co będzie z regionem, kiedy zabraknie kopalni?


    **
    Poza Bogumiłem Tyszkiewiczem żaden lider związkowy z Turowa nie zgodził się na rozmowę z nami.
    Stanowiska innych związków nie są jednak tajemnicą, nie różnią się też specjalnie między sobą. Forum Związków Zawodowych już w 2021 r. stwierdziło, że wydobycie węgla kopalnia powinna prowadzić, póki węgiel się nie wyczerpie [8]. Stanowisko kolejnej centrali, bliskiej rządowi PiS „Solidarności”, poznaliśmy, podobnie jak poznała je cała Polska. 22 czerwca delegacja związkowców z „Solidarności” wygwizduje na wiecu w Jeleniej Górze lidera głównej liberalnej partii opozycyjnej, Donalda Tuska [9]. Związkowcy z tej centrali chwalą Morawieckiego za stanowczą obronę kopalni, są też przekonani, że gdyby u władzy była Platforma Obywatelska i Tusk, Turów zostałby zamknięty po wyroku TSUE, ze szkodą dla pracowników i dla Polski.

    Bardzo kategoryczne jest po pierwszym orzeczeniu sądu administracyjnego Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych. Pyta: kto dopuścił do tego, by organizacje ekologiczne z zagranicy mogły skutecznie skarżyć działanie zakładu przemysłowego w Polsce?

Niedwuznacznie sugeruje również, że ekolodzy z Czech i Niemiec powinni zająć się sytuacją na własnym podwórku.

    Niemiecka elektrownia Jänschwalde została zbudowana kilka kilometrów od granicy Polski, a wschodnie wyrobiska jej kopalni usytuowane są zaledwie kilkaset metrów od granicy na Odrze. Także w Czechach odkrywki nieopodal miasta Most dzieli zaledwie kilka kilometrów od granicy z Niemcami. Warto zauważyć, że zarówno Czechy jak i Niemcy korzystają z węgla brunatnego jako paliwa, przy czym Niemcy w ilościach ponad dwukrotnie większych niż Polska. I w obu tych krajach operują kopalnie i elektrownie działające tuż przy granicy [10].



    Elektrownia i kopalnia w Jänschwalde faktycznie pod wieloma względami przypominają Turów. Nierozerwalnie ze sobą związane, funkcjonują tuż przy polsko-niemieckiej granicy, nieodwracalnie zmieniły tutejszy krajobraz. Jednak w odróżnieniu od Turowa miały zostać zamknięte w ciągu kilku najbliższych lat. W 2020 r. niemiecki rząd zapowiadał, że między rokiem 2025 a 2028 bloki elektrowni zostaną po kolei wyłączone [11]. Zmienił plany po wybuchu wojny na Ukrainie. Niemieckie organizacje ekologiczne bynajmniej nie pozostały obojętne na ten ruch, choć nie doszło do tak spektakularnych działań prawnych jak w wypadku Turowa. Niemniej we wrześniu 2022 r. aktywiści grupy Unfreiweilige Feuerwehr próbowali blokować działanie kopalni. Z terenu zakładu przepędziła ich policja, a regionalny minister spraw wewnętrznych ocenił ich akcję jako akt sabotażu [12].

    Siedem lat wcześniej, kiedy o wyłączeniu tej elektrowni i kopalni nie było jeszcze mowy, protest przeciwko jej działaniu organizował polski Greenpeace, wspólnie z lokalnymi stowarzyszeniami i samorządowcami z gminy Gubin. Podczas protestu pod elektrownią  Jänschwalde ekolodzy i mieszkańcy skarżyli się na toksyczne emisje z zakładu, fatalny wpływ na zdrowie ludzi i stan terenów rolniczych. Przemówił m.in. wójt gminy Gubin Zbigniew Barski, przekonując, że kopalnia odkrywkowa odcina po polskiej stronie dostęp do wody.
    
    Nasze rolnictwo i nasze gminy od lat tracą i zmuszone są wydawać dodatkowe pieniądze z powodu zanieczyszczenia wody i osuszania terenu, które jest powodowane przez kopalnie odkrywkowe węgla brunatnego działające po stronie niemieckiej, takie jak Jänschwalde. Z powodu zanieczyszczenia i osuszenia terenu, gmina była zmuszona wykopać głębszą studnię głębinową oraz wykonać dodatkowe zabiegi oczyszczania, co w latach 2012–2015 obciążyło budżet o ponad 100 tys. zł. To tylko jeden z kilku tego typu przykładów [13].

    W 2015 r. polskie gminy żądały od operatora kopalni, niemieckiego LEAG, odszkodowania za straty wodne.

Spotkały się z odmową, bo i LEAG, i właściciel kopalni, czyli czeski koncern EPH, nie zgadzają się z tymi zarzutami. Firmy stoją na stanowisku, że z odkrywki do polskich gmin jest za daleko, by woda mogła zanikać za sprawą prowadzonego wydobycia. Twierdzą również, że tez o zanikaniu wód nie potwierdzają regularne pomiary [14].    

    To, co mówią Polacy o znikających strumieniach i wysychających studniach, momentami bliźniaczo przypomina słowa mieszkańców kraju libereckiego skarżących się na to, jak kopalnia zabiera im wodę. Jest też inne podobieństwo: mieszkańcy regionu nie są zachwyceni akcją ekologów. Nawet jeśli zgadzają się z potrzebą ochrony środowiska, chcieliby wiedzieć, co się z nimi stanie, kiedy zniknie kompleks przemysłowy i miejsca pracy, jakie zapewnia [15]. Oczekiwanie, że transformacja energetyczna będzie sprawiedliwa, jest takie samo po obu stronach granicy. I mieszkańcy Polski, i ludzie ze wschodnich Niemiec mają już dość ekspresowych likwidacji, po których następuje społeczna katastrofa.

    Między Jänschwalde i Turowem jest jednak też jedna wielka różnica: w lipcu 2023 r. LEAG występuje o koncesję na stworzenie kompleksu Power-to-X w miejsce elektrowni, w której spalano węgiel. Jeśli koncesja zostanie przyznana, otworzy się zupełnie nowy rozdział przemysłowej historii Łużyc: produkcja zielonego wodoru [16].

(ciąg dalszy nastąpi)

Ten reportaż powstał dzięki wsparciu JournalismFund. Journalismfund.eu w ramach swojej pomocy finansowej nie ingeruje w prace dziennikarzy, a gwarantuje im niezależność podczas pracy.