Przeczytaj poprzednie części reportażu:

Rozdział wstępny

Rozdział II - Turów w nowej Polsce

Rozdział III - Wielka budowa PRL

Rozdział IV - Uhelna po raz pierwszy

Rozdział V - Za wszelką cenę

Rozdział VI - Planu nie ma

Rozdział VII - Przez arogancję i brak empatii

Rozdział VIII - Bariera i wodociąg

Rozdział IX - Czeskie szkielety w szafie na węgiel

Rozdział X - Paradoksy

Rozdział XI - Bez kopalni nic tu nie będzie

Rozdział XII - Jänschwalde

    Burmistrz Bogatyni Wojciech Dobrołowicz w ostatniej chwili odwołał umówione z nami spotkanie. Nie będziemy mieć okazji zapytać o to, jak rok po zawarciu porozumienia z Czechami ocenia jego postanowienia i ich praktyczną realizację. Nie powie nam, co myśli o ekologach, jak układa mu się współpraca z sąsiadami z Żytawy i z kraju libereckiego i jak wyobraża sobie funkcjonowanie miasta, kiedy kopalnia zostanie zamknięta.


    Nie zapytamy go również, dlaczego jego zdaniem w pociągu Kolei Dolnośląskich, którym zmierzaliśmy do Zgorzelca, odradzano nam jazdę do Bogatyni. - Tam przecież nic nie ma! - zakrzyknął jeden z przypadkowych towarzyszy podróży, który też wysiadał w Zgorzelcu. Inny uświadomił nas, że Bogatynia, po głośnych aresztowaniach przemytników narkotyków przez granicę, zyskała nieformalną nazwę „Bagdad” - raczej mało pochlebną.

    Stanowisko burmistrza w sprawie przyszłości Turowa i sprawiedliwej transformacji pozostaje rekonstruować na podstawie wywiadu, którego udzielił komu innemu – przychylnej rządowi PiS Gazecie Wrocławskiej, w przededniu konwencji wyborczej PiS w Bogatyni w czerwcu 2023 r.  

    Burmistrz daje w nim wyraz przekonaniu, że i Czesi, i Niemcy wysuwają bezpodstawne zarzuty pod adresem kopalni, bo chcą wyciągnąć od Polski pieniądze lub zyskać polityczne punkty. - Nawet Czesi przyznawali, że sprawa sporu o Turów dwa lata temu odbyła się w czasie wyborczym u naszych sąsiadów i to odgrywało jakąś rolę jako temat wyborczy – skomentował konflikt o wodę. Skarga Żytawy na osuwanie się gruntu? Absurd, przecież przez ostatnie 75 lat nic podobnego się po stronie niemieckiej nie działo. Bardzo podoba się burmistrzowi postawa rządu, który broni kopalni ze wszystkich sił i nie ogląda się na wyroki sądów polskich czy TSUE. Mateusz Morawiecki postawił człowieka wyżej niż pieniądze, z uznaniem mówi Dobrołowicz.

    W sprawie transformacji regionu burmistrz prosi o czas. Zapewnia, że gmina  gmina przygotowuje tereny inwestycyjne na styku trzech granic, a w miejscu pokopalnianych hałd powstanie elektrownia wiatrowa. Ale, chociaż szczegółowo tłumaczył w tej samej rozmowie, w jaki sposób życie Bogatyni i regionu jest uzależnione od elektrowni, przekonuje, że to wszystko musi się odbywać w sposób naturalny, w dłuższej perspektywie czasowej. Dzisiaj postawienie nowego zakładu pracy nie jest dobrym rozwiązaniem, bo u nas nie ma bezrobocia. Są dodatkowe zatrudnienia w kopalni i elektrowni. Wielu Polaków pracuje w Niemczech i Czechach. PGE planuje wprowadzenie centrum kompetencji, by przekwalifikowywać górników i energetyków na nowe działania. Ale dzisiaj, kiedy mamy ponad 20-letnią perspektywę funkcjonowania kompleksu Turów, te działania nie są zasadne. Dlatego potrzebujemy spokoju - podsumowuje.


        
Bogatynia, urząd miasta. Fot. Piotr Lewandowski.   

**
    31 sierpnia 2023 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny zawiesza postępowanie w sprawie Turowa. Przyczyny są czysto proceduralne.

Pełnomocnicy ekologów dopiero w trakcie postępowania dowiadują się, że w 2022 r. PGE próbowała zmienić zaskarżaną decyzję środowiskową, zanim ta jeszcze została zaskarżona. Potem wycofała się z tych starań, toteż Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wydała decyzję o umorzeniu postępowania administracyjnego w tej sprawie. Decyzja ta jest jednak nadal nieprawomocna. A dopóki postępowanie administracyjne nie będzie definitywnie zakończone – WSA nie może nadal zajmować się decyzją środowiskową.

    Szef turowskiej „Solidarności” Wojciech Ilnicki nie kryje radości z powodu takiego obrotu spraw. W rozmowie z Polską Agencją Prasową uznaje, że zawieszenie postępowania to najlepsze możliwe rozwiązanie. Gdyby bowiem sąd stwierdził, że decyzja środowiskowa jest w porządku, ekolodzy zapewnie zaskarżyliby wyrok do TSUE, gdzie, jak ocenia związkowiec, „niekoniecznie darzą sympatią polskich górników i kopalnie w Polsce”. Kiedy nie ma ostatecznego werdyktu, nie może być też kolejnej skargi. Związkowiec zapowiada zresztą kategorycznie, w tym samym duchu, co premier: żaden wyrok nie zmusi Polski do przerwania wydobycia, dopóki jest co wydobywać.

  Według Marka Józefiaka z Greenpeace Polska cieszyć się nie ma z czego.

- Mieszkańcy Bogatyni od lat żyją w zawieszeniu. Rząd ciągle odracza zadbanie o ich bezpieczną przyszłość. Forsując przedłużenie wydobycia skazał ich na uzależnienie od jednego pracodawcy, a swoimi politycznymi grami odebrał im miliard złotych z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji – skomentował działacz ekologiczny po ogłoszeniu decyzji sądu.

    W rozmowie z nami Józefiak przekonuje, że gdyby rząd przestał kurczowo trzymać się węgla, region zgorzelecki mógłby pozostać ważnym punktem na energetycznej mapie Polski.

    - Można zastąpić węgiel zielonymi mocami i wyprodukować podobną ilość energii, stawiając na panele słoneczne, wiatraki, na elektrownię szczytowo-pompową, która powstałaby w miejsce odkrywki. Są analizy pokazujące, że to możliwe, co więcej, że dałoby to nawet dwa razy więcej miejsc pracy w regionie. Ale rząd postawił na węgiel – mówi rzecznik Greenpeace. Wyraża też nadzieję, że gdyby polskie władze postanowiły jednak zwrócić się w kierunku OZE, Unia Europejska ten ruch doceni i wydzieli fundusze na sprawiedliwą transformację.

    Postępowanie w sprawie decyzji środowiskowej nie zostało zawieszone na długo. Ciągle nie ma pewności, czy dwudziestoletnia perspektywa wydobycia, o której w trybie oznajmującym mówią burmistrz Bogatyni i zarząd PGE, naprawdę jest. I czy naprawdę jest to perspektywa dla mieszkańców najlepsza. W 2030 r. węgiel brunatny, oceniają analitycy Bloomberga i Forum Energii, będzie najdroższym źródłem energii w Polsce. Bez dużego otwarcia na odnawialne źródła energii, przekonuje Marek Józefiak, daleko nie zajedziemy. - Będziemy po prostu importować energię, borykać się z wysokimi cenami energii i płacić za zaniechania rządzących. A o ile rząd jeszcze kilka lat temu chwalił się obroną polskiego węgla, w ubiegłym roku narracja się zmieniła i rządzący chwalili się, że udało się zaimportować węgiel z całego świata – przypomina działacz.

(ciąg dalszy nastąpi)

 

Ten reportaż powstał dzięki wsparciu JournalismFund. Journalismfund.eu w ramach swojej pomocy finansowej nie ingeruje w prace dziennikarzy, a gwarantuje im niezależność podczas pracy.

Współpraca: Piotr Lewandowski, Iwona Lewandowska, Czesław Kulesza.